martin

Wielkie powroty – George R. R. Martin – „Nawałnica mieczy. Stal i śnieg” [recenzja]

Są takie lektury, do których mogłabym wracać po prostu bez końca. Czytać je po dziesięć, sto, tysiąc razy, a za każdym razem wywołają we mnie tę samą dawkę emocji (a może nawet i większą). Szczególne miejsce w moim sercu od zawsze zajmuje fantastyka, z pewnością, jako rezultat młodzieńczego romansu z prozą Tolkiena. Teraz mój czas w większości zajmuje George R. R. Martin. Z tego powodu nie mogłam odmówić sobie ponownego spotkania z mieszkańcami Westeros, wronami na Murze i Matką Smoków. Emocje po ostatnim sezonie Gry o Tron powoli słabną, mimo iż nasze odczucia co do zakończenia serialu były naprawdę mocno burzliwe i intensywne. Pomimo faktu, że każdy z nas miał swoje własne oczekiwania co do zakończenia całej produkcji, nie możemy zaprzeczyć, że zakończenie serialowej przygody było naprawdę bolesne. Teraz pozostaje nam tylko porządnie przygotować się do nadchodzącego prequela. A czy istnieje lepszy sposób, niż ponownie zanurzyć się w kartach powieści?

I jeszcze jeden, i jeszcze raz…

Powrót do Westeros to jedna z najlepszych rzeczy, jaka ostatnio mogła mi się przytrafić. Odświeżone wydania ulubionych klasyków mają „to coś” w sobie. Przyciągają nas, a my lecimy niczym ćmy do ognia, świadomi bądź też nie, czającego się niebezpieczeństwa – zagrożenia stracenia rachuby czasu, burzy emocji i wylania wodospadu łez. Pojawienie się nowej pozycji w dziale Zapowiedzi spod znaku George R. R. Martina wystarczyło, abym z niecierpliwością wyczekiwała kuriera z ukochaną paczką. Z biletem w jedną stronę w kierunku Siedmiu Królestw.

Gra o Tron jest już tak rozbudowanym uniwersum, że każde kolejne (re)interpretacje powieści powalają mnie na kolana. Wydawałoby się, że w kwestii ilustracji, fan artów czy grafik trudno będzie zaskoczyć czymś nowym, a jednak coraz to nowsze prace niejednokrotnie zapierają dech w piersiach.  Ilustracje autorstwa Teda Nasmitha i Gary’ego Gianni daleko trzymały się od swoich serialowych kuzynów, co oczywiście wyszło jedynie na plus. Wprost nie mogłam się na nie napatrzeć, a ilustracja przedstawiająca Daenerys karmiącą swoje smoki, należy do jednej z moich ulubieńców. Zanurzając się ponownie w historii westerowskich bohaterów, nie chciałam mieć ponownie przed sobą twarzy Emilii Clark, Kita Haringtona czy Sophie Turner, a pozwolić jedynie swojej wyobraźni działać na wielkich obrotach.

X-naste czytanie ma to do siebie, że zawsze w powieściach znajdziemy coś „nowego”. Mimo iż wydaje się, że znamy nasze lektury od kuchni, to zawsze napotkamy jakiś element, który może nas zaskoczyć – czy będzie to jakiś detal, jedno zdanie czy podejrzane słowo w opisie. George R. R. Martin ma to do siebie, że uwielbia bawić się takimi szczegółami, które ostatecznie potrafią powalić całe góry. A nie od wczoraj wiadomo, że w Grze o Tron diabeł tkwi w najmniejszych szczegółach.

Młoda wilczyca

Sama po ponownym spotkaniu zupełnie inaczej zaczęłam patrzeć na niektórych bohaterów. Teraz, po swojej kolejnej przygodzie z uniwersum GoT, zupełnie inaczej zaczęłam postrzegać postać Sansy, w pewnym stopniu stała się jedną z moich ulubionych bohaterek. Z początku rozpieszczona dziewczynka, karmiona bajkowymi legendami o rycerzach na białych koniach, czułych mężach, namiętnych kochankach i… dobrych królach.

Wydawałoby się, że jedyną ambicją dziewczynki (bo jeszcze nie kobiety) jest dobrze wyjść za mąż (oczywiście, z miłości!), najlepiej za króla lub wysoko postawionego lorda. Taka postawa od początku niemiłosiernie mnie irytowała, zwłaszcza że młodzieńcze marzenia Sansy sugerowały jej bierność i swego rodzaju uległość: „Jak wyjdę za mąż, to wszystko się ułoży. Jak wyjdę za mąż, to zostanę królową. Jak wyjdę za mąż, to stanę się…”. Rzeczywistość szybko zweryfikowała jej „nader ambitne” plany: śmierć ojca z rozkazu (nie)ukochanego, który przy okazji okazał się potworem z krwi i kości, reputacja córki zdrajcy, siostry buntownika i niedoszła żona króla Joffreya.

Bohaterka, której pojawiające się imię na kolejnych stronach potrafiło wywołać u mnie ogromne nudności, aktualnie skrada moje serce i wywołuje niemałe współczucie. W pewnym sensie przypomina mi dziewczynki wychowywane na (niektórych) bajkach Disneya. W końcu, która z nas nigdy nie marzyła o przystojnym księciu na koniu ratującym swą ukochaną ze wszelkiej opresji! Która z nas nie marzyła o założeniu korony i zamieszkaniu w przepięknym zamku! Tak jak w przypadku Sansy, rzeczywistość szybko weryfikuje nasze dziecięce marzenia w postaci podatków, czynszów za mieszkanie, a czasem nawet przemocy domowej. George R. R. Martin postanowił rozwiać dziewczęce pragnienia, chociaż w przypadku tej młodej Starkówny zrobił to całkiem w „hardcorowy” sposób.

Siła jest kobietą

Nawałnica mieczy. Stal i Śnieg wręcz ocieka przeogromną ilością silnych kobiecych charakterów. Catelyn Stark, Brienne, Cersei Lannister, Arya, Ygritte czy nasza przekochana Szalona kró… znaczy się Daenerys! Przy takiej obsadzie kobiecej charyzmy i niezależności starsza córka Nedda gdzieś tam umykała. Wręcz nie można było powiedzieć, żeby się w tej grupie odnalazła. Ot tak, mała, drobna i przestraszona dziewczynka, która do końca nie jest pewna, czego tak naprawdę chce od życia. Jednakże George Martin umiejętnie prowadzi każdą ze swoich postaci (czego czasami nie można powiedzieć o serialu), z tego powodu nawet nasza wilczyca (wilkorzyca?), mimo iż niejednokrotnie życie da jej w kość, wreszcie dołączy do drużyny kobiet silnych, walecznych i, przede wszystkim, niezależnych.

Chyba nie trzeba wspominać, komu najlepiej polecić Nawałnicę mieczy. Wszyscy kojarzymy uniwersum Gry o Tron. Wszyscy bardzo dobrze je znamy i… wszyscy mocno kochamy. Powstało już tysiące tekstów, recenzji, opinii i artykułów na temat poszczególnych tomów, a strony powieści są nam już tak dobrze znane, że z zamkniętymi oczami jesteśmy w stanie otworzyć strony z naszymi ukochanymi cytatami. Od siebie mogę jedynie dodać, że jest to jedno z najpiękniejszych wydań powieści Georga Martina, a fenomenalne ilustracje, jak i okładka przypominająca czerwoną skórę, przeniosą nas na ziemie Siedmiu Królestw szybciej, niż zdążymy powiedzieć: „dracarys”.

Fot.: Zysk i S-ka

 

Przeczytaj także:

“GRA O TRON” – SEZON 8, ODCINEK 6 – “ŻELAZNY TRON” – WRAŻENIA (ZE SPOILERAMI)

martin

Write a Review

Opublikowane przez

Natalia Trzeja

Piszę, więc jestem. I straszę w horrorach. Bu.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *