Neonowe grzechy – Yi’nan Diao – „Jezioro dzikich gęsi” [recenzja]

Chińskie filmy, w szczególności zaś te z obszaru kina gatunkowego, mają tendencję do malowniczych poetyckich tytułów, by wspomnieć w tym miejscu także utwory Jia Zhang Ke, tj. Nawet góry przeminą i wciąż jeszcze czekający na polską premierę obraz Najczystszy jest popiół, Długą podróż dnia ku nocy w reżyserii Bi Gana oraz przede wszystkim poprzedni film reżysera Jeziora dzikich gęsi, czyli nagrodzonego Złotym Niedźwiedziem obrazu Czarny węgiel, kruchy lód (notabene Yi’nan Diao długo kazał czekać widzom na swoje kolejne dzieło, ponieważ premiera tego filmu odbyła się po pięciu latach od poprzedniego tytułu). Wszystkie wymienione wyżej, układają się w sekwencję, którą można byłoby zdefiniować przy użyciu modnego ostatnio zwrotu neo-noir. Tyle w warstwie formalno-wizualnej. W wymiarze fabularnym, owe kryminały, mimo łatki określonej konwencji gatunkowej, starają się przemycić jakieś świadectwo modernizujących się Chin, w których anomia norm moralnych skutkuje wszechobecnym brudem (także w zupełnie dosłownym znaczeniu, jak w recenzowanym filmie) oraz zbrodnią. Jezioro dzikich gęsi pojawia się na polskich ekranach sumptem firmy Aurora Films, zaś Głos Kultury objął tę premierę swoim patronatem medialnym.

W porównaniu ze wspomnianym wyżej filmem – Czarnym węglem kruchym lodem, Jezioro dzikich gęsi, odnośnie do historii, jaką opowiada, stanowi negatyw. O ile w tamtym filmie głównym bohaterem jest policjant, to tutaj oglądamy świat przedstawiony z perspektywy lidera gangu złodziei motocykli w bliżej nieokreślonym miejscu. To zresztą symptomatyczne, że jedynym topograficznym punktem odniesienia jest właśnie tytułowe Jezioro dzikich gęsi. Otoczenie tego akwenu to plątanina brudnych i zaniedbanych uliczek, jak również znajdujących się przy nich przeludnionych i rozpadających się budynków, łącznie będących swoistą betonową dżunglą, w której mężczyźni parają się prawie wyłącznie złodziejskim fachem, kobiety zaś, nazywane przynajmniej w polskim tłumaczeniu eufemistycznie „ślicznotkami”, zaspokajaniem seksualnych potrzeb klientów.

Płeć żeńska jest tu wyłącznie narzędziem w rękach naładowanych testosteronem gangsterów. Tym bardziej na uznanie zasługuje pewien fabularny manewr reżysera, który w finale – nie zdradzając w tym miejscu zbytnio szczegółów – pozwala płci pięknej na cichy triumf. Największą jednak wartością tego kryminału jest jego olśniewająca warstwa wizualna, będąca kontrapunktem dla brzydoty miejsca. Zdarzenia są tu przedstawiane w neonowo-fluorescencyjno-jarzeniowym świetle. Zasadność użycia pewnych środków może budzić wątpliwości z punktu widzenia logiki narracji. Część ujęć, mimo ich logicznej absurdalności, znalazła się w tym miejscu tylko dlatego, że ładnie wyglądają w kadrze. Tak jest choćby w bardzo pomysłowej scenie, w której działający incognito policjanci tańczą wraz z osobami postronnymi w rytm przeboju zespołu Boney M. Rasputin, będąc wyposażonymi w wyróżniające ich odblaskowe buty.

Często zresztą przebieg zdarzeń – mniej lub bardziej świadomie – rezonuje absurdalnym czarnym humorem, co w dużej mierze dotyczy makabrycznych scen przemocy, ukazywanych tutaj tyleż werystycznie, co też nieprawdopodobnie (vide użycie parasolki celem zabicia przeciwnika). Reżyser garściami czerpie z klasyki gatunku noir. Oczywiście pierwsze sceny mają miejsce w strugach deszczu, a protagoniści palą papierosy. Większa część akcji odbywa się w porze nocnej, która tworzy adekwatny entourage do temperatury wydarzeń i przede wszystkim moralnej oceny działań niemal każdej postaci. Spod tej atrakcyjnej wizualnie formy w Jeziorze dzikich gęsi wyziera przypowieść o fatalizmie i przypadku, determinującym los jednostki (główny bohater stał się bowiem obiektem obławy różnych grup po niezamierzonym zabójstwie policjanta), a w szerszej panoramie – w sposób może mniej otwarty, niż u Jia Zhang Ke – film ukazuje gorzki społeczny pejzaż Chin pozbawiony szklanych wieżowców.

Fot.: Aurora Films

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Mielnik

Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *