Ralphem Kaminskim

Nie da się wszystkiego wyreżyserować – wywiad z Ralphem Kaminskim

Ralph Kaminski to artysta tworzący muzykę nawiązującą stylistyką do artystycznego popu z elementami muzyki filmowej i dźwiękami skrzypiec oraz fortepianu. Jest absolwentem Akademii Muzycznej w Gdańsku na wydziale Jazzu i Muzyki Estradowej, studiował również na Muzycznym Uniwersytecie CODARTS w Rotterdamie. Debiutancki album Ralpha pt. Morze odniósł spory sukces, a jego repertuar zaprezentowany został m.in. na tegorocznym OFF Festivalu, na którym wystąpił z zespołem My Best Band in the World. Po koncercie udzielił mi wywiadu, w którym opowiedział o albumie, emocjach i prywatności.

Małgorzata Kilijanek: Twój album Morze jest wyjątkowo emocjonalny. Słychać to nie tylko przy okazji odtwarzania płyty, ale też podczas koncertów, które pokazują o wiele więcej. Wielokrotnie słyszałam już od innych, że Twoje występy ich naprawdę wzruszają, potrafią coś w nich otworzyć. Takie opinie pojawiały się m.in. po Open’erze i po koncercie w Dolinie Trzech Stawów. Co sam czujesz na scenie?

Ralph Kaminski: Też staram się otworzyć przed publicznością i dać im te emocje. Czasami nie jest to dla mnie proste, bo kosztuje mnie wiele wysiłku i emocji, ale po to właśnie pisałem ten materiał. By grać koncerty i dzielić się nim ze słuchaczami. To wspaniałe chwile oraz… moje marzenia. Choćby występ na Open’erze, OFF Festivalu. Różniły się one od siebie, na OFF-ie też było super, tylko trochę inaczej. Panowały inne warunki, było niesamowicie gorąco i grałem o wcześniej porze.

Temperatura podczas Twojego koncertu na OFF Festivalu przekraczała trzydzieści stopni, na Open’erze z pewnością było chłodniej. W wielu wywiadach wspominasz, że jesteś reżyserem swojego koncertu, swojej muzyki i za wszystko odpowiadasz, mając nad tym kontrolę. Czy poza sceną też lubisz dyrygować?

Muszę przyznać, że powoli uczę się od tego odchodzić, bo nie da się mieć wszystkiego pod kontrolą na dłuższą metę. Mam wokół siebie ludzi, którym mogę zaufać i na pewno na początkowym etapie takie dokładne kontrolowanie było konieczne, aby wszystkiego dopilnować. Teraz już nie muszę tego robić, ale wciąż się staram, bo nadal jest to mój projekt. Ile mogę, tyle ogarniam sam.

Można powiedzieć w takim razie, że jesteś perfekcjonistą?

Zdecydowanie tak. Nie jest to proste, ale cóż… Chyba coś za coś.

Twój głos można postrzegać jako instrument w utworach, które prezentujesz. Zgodzisz się ze mną?

To prawda, śpiew to też rodzaj instrumentu…

Co w takim razie sądzisz o ciszy? Jakiś czas temu Agnes Obel przyznała mi w rozmowie, że ciszę również uważa za instrument.

Nie wiem, czy powieliłbym tę opinię. Na pewno w ciszy odpoczywam i relaksuję się. Nie mogę zabierać się do zrobienia czegoś poważnego przy muzyce, bo moje myśli odlatują do krainy dźwięków. Muzyki słucham w skupieniu i zawsze ją przeżywam, analizuję.

Kasia Nosowska często powtarza, iż istnieje różnica między słuchaniem muzyki po polsku a po angielsku. Polska twórczość bardziej angażuje, wymaga głębszych analiz, a podczas słuchania tekstów po angielsku, można skupić się na muzyce, nie interpretacji słów, a przynajmniej w mniejszej mierze. Masz podobnie?

Oczywiście. Zależy to też od twórcy, ale trzeba przyznać, że muzyka polska jest inna, duże znaczenie w odbiorze ma nasz rodzimy język. Automatycznie skupiamy się na słowach, które dobrze rozumiemy. Są polscy artyści, którzy tekstowo bardzo mi „siedzą” i słuchając, lubię zatapiać się w ich twórczości…

Zdradzisz jakiś przykład?

Choćby projekt Nowa Warszawa Stanisławy Celińskiej z Royal String Quartet. Zbiory tych piosenek są genialne, bardzo mi się podobają.

Chyba powiedziałeś kiedyś, że nie przepadasz za poezją.

Za poezją? O matko, nie jestem pewien. Za poezją śpiewaną. Bardzo ją szanuję, ale raczej jej nie słucham. A już z pewnością nie stricte poezji.

Sam jednak pewnego rodzaju poezję tworzysz. Inspirujesz się odkryciami muzycznymi czy raczej życiem codziennym albo naturą?

Inspirują mnie historie, w tym moje własne przeżycia. To stanowi dla mnie główną inspirację. Poza tym do tworzenia muzyki natchnienie czuję dzięki rzeczom, które mnie wzruszają. Muzycznie także, choć słucham różnych gatunków, każdy z nich coś we mnie pozostawia.

Płyta Morze powstała nad morzem…

Tak, jest to opowieść o okresie, który przeżyłem nad morzem i faktycznie tam powstała. Stanowi też swego rodzaju pożegnanie i zamknięcie pewnego etapu w moim życiu.

Umieściłeś na płycie osobiste przeżycia. Czy nie jest Ci trudno dzielić się autentyczną historią z słuchaczami, odnosząc się do życia prywatnego i odkrywać siebie? Czy nie łatwiej byłoby zamieszczać w tekstach opowieści abstrakcyjne?

Nie jest to proste, ale wydaje mi się, że ma dużą siłę. Zanim zacząłem się zastanawiać, czy będę to przed kimś śpiewał, nuciłem dla siebie, opowiadałem o sobie i zapisywałem swoje chwile z życia. Później nastąpił etap dzielenia się tym z słuchaczami. Myślę, że to ma naprawdę wartościowy przekaz.

W Twoich piosenkach słychać szczerość. Gdzie natomiast znajduje się granica między prywatnością a artystycznym obliczem? Jest taka granica, której nie będziesz mógł przekroczyć?

Wydaje mi się, że tej granicy jeszcze nie przekroczyłem i będę się starał tego nie robić. Nie mówię też w tekstach o wszystkim dosłownie i szczegółowo nie opisuję tego, co mi się przydarza. Z biegiem czasu staram się coraz bardziej chronić swoją prywatność.

Z biegiem czasu, bo im stajesz się bardziej popularny, tym trudniej o zachowanie prywatności?

Trochę tak. To nie jest też jakieś szaleństwo. Po prostu więcej rzeczy wolę zachować dla siebie.

To zrozumiałe. Co uważasz o upublicznianiu siebie w mediach społecznościowych, ale w szerszym znaczeniu, nie mówiąc o sobie? Czy dostrzegasz jakąś przesadę w tym, że wielu ludzi dzieli się prawie wszystkim, nie zostawiając przestrzeni tylko dla siebie?

Nie chcę tego oceniać. Sam zanim wydałem swoją płytę, bardzo dużo wrzucałem do mediów społecznościowych, tak jakby na pamiątkę dla siebie czy dla żartu. Teraz bardziej uważam. Chyba każdy powinien przemyśleć to, co chce przekazywać innym. Sądzę jednak, że Internet to bardzo potrzebne medium, pomaga w promocji i w wyrażaniu siebie, docieraniu z muzyką do szerszego grona.

Wciąż kocham przeszłość i to co było śpiewasz w Meybicku. Naprawdę kochasz przeszłość? Nie jesteś zwolennikiem hasła być tu i teraz?

Jestem wyjątkowo sentymentalną osobą i trochę tkwię w przeszłości. To nie jest zbyt łatwe, czasami utrudnia mi życie. Uczę się cały czas żyć teraźniejszością i przyszłością.

Skoro mowa o teraźniejszości: czy jesteś zwolennikiem improwizacji na scenie? Lubisz być przygotowany w stu procentach czy wolisz spontaniczność?

W większości przypadków wolę zachowania spontaniczne. Różne rzeczy, których nie da się przewidzieć, zdarzają się na koncertach. Na scenie OFF-a polałem się wodą, mam nadzieję, że nie było tego za bardzo widać (śmiech). Lubię czasem wymyślić coś zwariowanego w trakcie występu, jednak są jakieś ramy, których należy nie przekraczać; tracklista, której się z zespołem trzymamy. Nie da się wszystkiego wyreżyserować.

Dużo osób pyta cię o Xaviera Dolana, ale to pytanie chyba jeszcze nie padło: jaki jego film uważasz za najlepszy?

Chyba ten ostatni – To tylko koniec świata. To już wyższy poziom kinematografii, a co za tym idzie jego twórczości. Inne filmy są może bardziej popowe, teledyskowe, a ten wydaje się bardziej dojrzały, aktorsko również jest na bardzo wysokim poziomie. Nadal czuć też, że to Dolan.

Oglądałam go przy okazji premiery i zrobił na mnie podobne wrażenie. Cenisz tego reżysera za soundtracki?

Oczywiście! Potrafi wrzucić do filmu czasem taką piosenkę, której nikt normalny by się użyć nie odważył, a on jest w stanie to obronić. To niesamowite. Widać, że to jego styl.

Chciałbyś kiedyś stworzyć muzykę do jakiegoś filmu?

Bardzo. Myślę, że kiedyś takie wyzwanie się u mnie pojawi.

O czym byłby ten film?

Pewnie byłby to jakiś melancholijny, smutny film, który musiałby poruszać. Byłby trochę taki, jak moje wnętrze.

Fot.: Fonobo

Ralphem Kaminskim

Write a Review

Opublikowane przez

Małgorzata Kilijanek

Pasjonatka sztuki szeroko pojętej. Z wystawy chętnie pobiegnie do kina, zahaczy o targi książki, a w drodze powrotnej przeczyta w biegu fragment „Przekroju” czy „Magazynu Pismo”. Wielbicielka festiwali muzycznych oraz audycji radiowych, a także zagadnień naukowych, psychologii społecznej i czarnej kawy. Swoimi recenzjami, relacjami oraz poleceniami dzieli się z czytelniczkami i czytelnikami Głosu Kultury.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *