Uwielbiam książki takie jak Sarmaci, katolicy, zwycięzcy. Kłamstwa, przemilczenia i półprawdy w historii Polski Andrzeja Zielińskiego. Odchodzące od twardego, naukowego wywodu, niejednokrotnie zaskakujące zawartymi w nich faktami, odkryciami, scenami z dziejów, które gdzieś uciekają podczas niejednokrotnie nużącej lektury monografii i syntez. Tak… uwielbiam je, jeśli są one napisane dobrze, z zachowaniem podstawowych faktów i procesów historycznych, a ponadto, jeśli wolne są od skrajnego subiektywizmu, przechodzącego nie raz w groteskowe wywody autora. A niestety pozycja Andrzeja Zielińskiego, nie jest wolna od tych i innych wad, i niestety – z dobrze zapowiadającej się lektury, zrobiło się jedynie solidne czytadło.
Szczególnie, że Zieliński nie jest nowicjuszem, jeśli chodzi o pisanie historycznych książek z sensacyjnym zacięciem. Całkiem niedawno popisał się dobrze przyjętą, bestsellerową pozycją Skandaliści w koronach. Łajdacy, rozpustnicy i głupcy na polskim tronie. W przeszłości potrafił historyk ten sięgać po historię Bolesława Zapomnianego, legendarnego władcę Polski z pierwszej połowy XI wieku, czy też pokazał się czytelnikom opowieścią o polskich Templariuszach. To tylko wycinek z jego twórczości, bowiem Zieliński para się dziennikarstwem już od lat sześćdziesiątych i ma za sobą olbrzymie doświadczenie, które udokumentowane jest setkami artykułów w prasie i kilkunastoma pozycjami książkowymi.
Przepis na Sarmaci, katolicy, zwycięzcy jest prosty. Autor wyciąga kilka mitów z naszej historii, obala parę od dawna utartych przeświadczeń i książka gotowa. Zieliński sięga po przeróżne aspekty naszych dziejów, jak wędrówka Słowian na współczesne ziemie polskie, a także, co za tym idzie, bezwzględnie rozprawia się z mitem Polaka – Sarmaty. Kpi z tego, że Rzeczpospolita jest uznawana za kraj bez stosów, czy też pokazuje czytelnikowi, że Polska wcale nie była przedmurzem chrześcijaństwa. Nawet dostaje się kościelnemu hymnowi Boże coś Polskę, który dzisiaj często śpiewany jest w kościołach przy okazji uroczystych nabożeństw patriotycznych. Faktem jest, że Polacy bezmyślnie śpiewają tę pieśń, nie znając kompletnie genezy jej powstania. Mnie byłoby wstyd śpiewać. Na szczęście nie śpiewam; przynajmniej w kościele nie śpiewam.
Już wiemy, czego możemy się spodziewać w treści książki, to skąd moje narzekanie? Niestety autor nie ustrzegł się wielu fatalnych, momentami kompromitujących pomyłek. Nie jestem specjalistą od dawnych dziejów Polski, więc skupię się tylko na momentach, gdzie autor opisywał wydarzenia z czasów nam bliższych. Nie powinny się tak doświadczonemu historykowi zdarzać wpadki, jak pomylenie daty Bitwy pod Raszynem z czasów wojny polsko-austriackiej w kampanii roku 1809 z bitwą z okresu Insurekcji Kościuszkowskiej. Co więcej, Zieliński napisał, że w bitwie pod Zieleńcami, z momentu wojny w obronie Konstytucji 3 Maja, stroną rosyjską dowodzili generałowie Iwan Fersen i Fiodor Denisow, co jest nieprawdą. Zapewne autorowi pomyliło się z bitwą pod Maciejowicami, ale to już późniejsza kampania. Szalę goryczy przelał fakt błędnego podpisu pod portretem Józefa Poniatowskiego, na którym, według autora, przedstawiony został spiskowiec z czasów Powstania Listopadowego – Piotr Wysocki. Błędy niby nieistotne, jednak rażące.
Niestety to nie wszystko. Szkoda, że autor nie poprzestaje na czystym opisie historycznym, co fajnie mu wychodzi w ustępach o rzekomym kraju bez stosów czy z ciekawym, naprawdę intrygującym opisem „bohaterskiej” obrony Częstochowy podczas potopu szwedzkiego i ówczesnej postawy księdza Kordeckiego, mimo że Zieliński znowu trochę myli się w faktach historycznych (polecam prace Adama Kerstena na ten temat), to lektura bywa bardzo przyjemna. Zieliński ma tendencje do moralizatorstwa, wtrącania własnych, przysłowiowych paru groszy do narracji, do czego w sumie ma prawo, szczególnie że jest to praca popularno-naukowa. Ale momentami jeżył mi się włos na głowie, jak czytałem rewelacje autora o Instytucie Pamięci Narodowej, który według niego jest informatorium o ludziach i wydarzeniach, bez najmniejszej próby weryfikacji wiadomości, w których posiadanie IPN wszedł. Ładne podsumowanie ciężkiej pracy wielu historyków, często z różnych stron politycznej barykady, którzy niestrudzenie, z pełnym profesjonalizmem badają współczesne dzieje Polski. Wygląda na to, że autor nigdy nie trzymał w ręku pracy jakiegokolwiek historyka z kręgu IPN-u. Zieliński psuje książkę również dziwnymi wtrąceniami, lubiąc nas, Polaków, nazywać różnie: nacjonalistami, ksenofobami, zawistnymi, wulgarnymi, etc. Zieliński pisząc o dziejach naszego katolicyzmu, nie powstrzymał się od współczesnych wtrąceń dotyczących problemu pedofilii w Kościele albo fałszywej pobożności naszych rodaków. Nie wiem skąd niechęć u niego do pewnych grup i zachowań, natomiast owa niechęć psuje mu pracę, bo jego wywody przez to czyta się źle. Mnie osobiście daleko do katolika, ksenofoba i nacjonalisty, ale takich zabiegów w narracji nie jestem w stanie zrozumieć.
Szkoda, bo był potencjał na fantastyczną książkę popularno-naukową o niełatwych aspektach naszej historii, a wyszedł momentami niestrawny, a momentami fascynujący twór, który w ostateczności powoduje uczucie rozczarowania po zakończeniu lektury.
Fot.: Prószyński i S-ka
Podobne wpisy:
- Za kulisami nuda - W.E.B. Griffin – „Arcyszpiedzy”…
- Wataha - Drugi sezon serialu HBO już 15 października!
- Za kulisami - Jake Brown & Lemmy - "Motörhead: w…
- Na morzach i oceanach - Paweł Wieczorkiewicz -…
- FlixClassic wyłonił zwycięzców w konkursie filmowym.…
- W cieniu Wielkiej Gry - Elżbieta Cherezińska -…
4 Komentarze
Właśnie czytam tą książkę i po 65-ciu stronach stwierdziłem, że jej autor to komuch.
Padają tu stwierdzenia rodem z wybiórczej.
Znajdują się w niej ciekawe fakty historyczne, ale jego przemyślenia ewidentnie wskazują na ból dupy spowodowany osobistymi doświadczeniami.
Pobieżnie sprawdziłem kim jest autor bo wcześniej go nie znałem i rzeczywiście okazał się aktywnym komunistą z marną wiedzą historyczną.
Prawdopodobnie tytuł naukowy dostał bo miał ojca w UB lub PZPR.
Wstęp wystarczył , człowiek pokroju Michnika . Do kosza , szkoda ,że kupując wsparłem badziewie .
Typowy komuch z przetrąconym kręgosłupem.Typ nie reformowalny wylewający swoje żale po upadku komuny na karty książek.Szkodliwa jednostka w sferze społecznym.Typowy przykład „ptaka srającego”we własne gniazdo.Różnica taka,że ptak robi to instynktownie a on tendencyjnie.Kupując tą książkę dałem się nabrać treścią jej tytułu.Komuchom to co najlepiej wychodziło to kłamstwo,w tej materii nie mają sobie równych.”Sukcesy”polityczne które udało im się osiągnąć zawdzięczają zbrodniom,kłamstwu i manipulacjom.