Autostopem przez Galaktykę

Nie panikuj – Douglas Adams – „Autostopem przez Galaktykę” [recenzja]

Autostopem przez Galaktykę Douglasa Adamsa to już klasyka humorystycznego science-fiction i zarazem powieść kultowa. To także pierwszy tom tak zwanej „trylogii w pięciu częściach” (a właściwie w sześciu, jeśli liczyć wydaną po latach kontynuację autorstwa Eoina Colfera), rozpoczynający jeden z najsłynniejszych parodystycznych cyklów SF w historii literatury. Jeśli dobrze liczę, jest to już trzecia edycja tej powieści w naszym kraju, ale pierwsza, która naprawdę pięknie się prezentuje. Twarda oprawa, obwoluta, ilustracje Janusza Kapusty – w końcu Adams doczekał się porządnego polskiego wydania, które świetnie wygląda na półce. Jednak czy ta książka, licząca sobie już 37 lat, nadal jest aktualna i potrafi rozbawić współczesnego czytelnika? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie.

Na początek jednak powiem, w telegraficznym skrócie dla tych, dla których będzie to pierwsze zetknięcie z twórczością brytyjskiego pisarza, o czym właściwie jest ta książka. Autostopem przez Galaktykę opowiada historię Artura Denta – zwykłego, szarego człowieka mieszkającego w Anglii, który pewnego dnia musi najpierw zmierzyć się z faktem, że burzą jego dom, a niedługo potem zostaje zniszczona cała planeta. Na szczęście najlepszy przyjaciel Artura, Ford Prefect, okazuje się kosmitą, który w ostatniej chwili ratuje naszego bohatera, łapiąc kosmicznego stopa na jednym ze statków floty Vogonów, odpowiedzialnych za destrukcję Ziemi. Jednocześnie dowiadujemy się też, że tytułowe Autostopem przez Galaktykę to istniejący „naprawdę” przewodnik, rozpoczynający się słowami NIE PANIKUJ i opisujący cuda znajdujące się we Wszechświecie oraz najtańsze sposoby podróżowania po nim. Losy Artura i Forda przeplatają się z krótkimi wstawkami z rzeczonego przewodnika, w humorystyczny sposób opisując różnorakie kosmiczne zagadnienia. W powieści poznajemy też pozostałych barwnych bohaterów – dwugłowego Zaphoda Beeblebroxa, prezydenta Galaktyki, który postanawia ukraść najbardziej wartościowy statek w całym wszechświecie (zasilany napędem nieprawdopodobieństwa), Trillian – ziemską partnerkę Zaphoda, którą ten przypadkiem zabrał z naszej planety w czasie przyjęcia, oraz Marvina – androida cierpiącego na chroniczną depresję. Z książki Autostopem przez Galaktykę dowiemy się też wielu ciekawych rzeczy, jak na przykład tego, że ludzie wcale nie byli najbardziej inteligentnym gatunkiem na Ziemi. Poznamy także przepis na Pangalaktycznego Gardłogrzmota oraz odpowiedź na fundamentalne pytanie o życie, wszechświat i całą resztę.

Od razu powiem, że nie było to moje pierwsze zetknięcie z powieścią Douglasa Adamsa, znam ją bowiem już od dość dawna, bardzo miło mi było jednak odświeżyć sobie przygody Artura Denta, Forda Prefecta i całej reszty zwariowanej, kosmicznej hałastry. Autostopem przez Galaktykę okazało się znacznie krótsze, niż zapamiętałem z poprzedniej lektury przed laty, a zawarty w powieści humor być może nie wywołał u mnie salw śmiechu, nadal jednak Adams potrafi mnie rozbawić, serwując swoje absurdalne rozwiązania i żarty, momentami ocierające się klimatem o twórczość grupy Monty Pythona. Niektóre wymiany zdań między bohaterami to prawdziwe mistrzostwo, podobnie jak depresyjne monologi Marvina, dotyczące bólu egzystencjalnego (Życie… nic mi nie mów o życiu!). Niektóre zdania i powiedzonka z powieści weszły nawet do potocznego języka fanów sci-fi, być może nawet słyszeliście już niektóre z nich, nie wiedząc nawet, skąd pochodzą, jak chociażby: Cześć, i dzięki za ryby (czyli ostatni komunikat delfinów, które okazały się gatunkiem inteligentniejszym od ludzi i opuściły naszą planetę, zanim ta została zniszczona) czy: W zasadzie niegroźna (pełny opis Ziemi w przewodniku Autostopem przez Galaktykę).

Zaskoczył mnie natomiast fakt, że wydawnictwo Zysk i S-ka naprawdę postanowiło konkretnie odświeżyć powieść Adamsa. Dostajemy bowiem nie tylko twardą oprawę z obwolutą i ilustracjami, ale także całkowicie nowe tłumaczenie Pawła Wieczorka (co uderzyło mnie już od pierwszego zdania). Brakuje co prawda znanego ze starego wydania przepisu na to, jak opuścić Ziemię, ale nie jest to istotne. Odniosłem wrażenie, że nowy przekład czyta się o wiele lżej i jest lepiej przyswajalny. Naprawdę cieszy mnie to, że taka klasyka nareszcie doczekała się godnego jej wydania i mam nadzieję, że Zysk na tym nie poprzestanie i za jakiś czas dostaniemy do kompletu, równie ładnie wydane, pozostałe pięć części cyklu.

Co zatem z pytaniem, czy powieść ta jest aktualna i nadal bawi? Moja odpowiedź to: czterdzieści dwa.

Fot.: Zysk i S-ka

1 Komentarz

  • Must read! Tytuł oczywiście obił mi się kiedyś o uszy, ale jakoś specjalnie nie kłopotałem się nawet żeby sprawdzić o czym to jest. Teraz już wiem, że na pewno prędzej czy później „Autostopem…” przeczytać muszę. Może mi się spodobać ;).

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *