Na wodach północy Iana McGuire’a to powieść, obok której nie można przejść obojętnie. I to nie tylko ze względu na niezwykle udaną, przyciągającą wzrok okładkę (która to spokojnie może kandydować do miana najlepszej okładki książki 2017 roku). Książka finalisty Booker Prize z 2016 roku to ten typ powieści, który podzieli czytelników – jedni będą dzieło Brytyjczyka uwielbiać za mocny, niemal krwisty kawał literackiej uczty, drudzy będą raczej niechętni i przytłoczeni ponurym stylem, jak i samą opowieścią. Jedno jest jednak pewne – nie znajdzie się nikt, kto zetknąwszy się z tym dziełem, pozostanie obojętny. I nic dziwnego, bo Na wodach północy ma wiele do zaoferowania, pozostając materiałem do głębszej analizy.
Rok 1859. Anglia. Jedno z wielu portowych miasteczek, z którego wypływają statki wielorybnicze, dając marynarzom szansę na sowity zarobek w zamian za okrutnie trudne polowanie na największe morskie ssaki i ich drogocenny tłuszcz. Na statek “Ochotnik”, z owianym złą sławą kapitanem, kompletowana jest właśnie, pełna parszywych typów, załoga, w skład której- jako lekarz podkładowy – wchodzi główny bohater: były lekarz wojskowy, Patrick Sumner, którego przeszłość nie należy do godnych naśladowania, jednak to przyjdzie nam odkrywać stopniowo. Z kolei drugi niezwykle istotny bohater, będący największym antagonistą Sumnera, Henry Drax, od pierwszych stron zostaje nam zaprezentowany w zasadzie bez taryfy ulgowej. Wiemy, do czego jest zdolny, już od pierwszej sceny, w której jesteśmy świadkami, jak dokonuje mordu jeszcze przed dostaniem się na pokład “Ochotnika”. Dalej będzie tylko ciekawiej, ponieważ Drax to typ iście odpychający, od którego najwięksi socjopaci mogliby pobierać nauki. Gdy statek jest już na pełnym morzu, Sumner szybko przekonuje się, że jego rola na pokładzie nie będzie ograniczać się tylko do opatrywania ran, leczenia chorób oraz drobnych urazów i niewielkiej pomocy przy pielęgnacji okrętu… Wszystko za sprawą wystraszonego i skrępowanego chłopca, którego obrażenia wyraźnie sugerują, że właśnie został ofiarą brutalnego gwałtu. Polowanie na pedofila nie będzie niczym łatwym, a jednoznaczne dowody nie zdadzą się na nic w obliczu załogi, która składa się z samych niegodnych zaufania osobników.
Spotkałem się z opiniami, że Na wodach północy to typowo męska literatura. Oczywiście, coś w tym stwierdzeniu jest, ale uważam, że mimo wszystko jest to krzywdzące zarówno dla czytelniczek Iana McGuire’a, jak i dla samego pisarza, który przecież chciałby dotrzeć do najszerszego grona odbiorców. Rozumiem, czym kierowały się osoby, które wyraziły takie opinie – styl McGuire’a jest brutalny, dosadny, pełen wulgaryzmów, krwi, spermy, odchodów, śmierci, potu, bólu i ogólnej brzydoty, ale nie znaczy to zaraz, że czytające to kobiety, nie będą w stanie się w wykreowanym przez Brytyjczyka świecie i sposobie jego przedstawienia odnaleźć. Ba! Śmiem twierdzić, że niektóre odnajdą się w takim stylu lepiej niż niejeden pan, tym bardziej że Na wodach północy często kojarzy się z Anglikami na pokładzie Matthew Kneale’a, Terrorem Dana Simmonsa czy ogólnie z prozą Michaela Crummeya, a myślę, że są to tylko i wyłącznie dobre skojarzenia.
Człowiek w prozie McGuire’a toczy nieustanną walkę z matką naturą. Na statku walczy na początku z rozszalałym oceanem i siłą żywiołu, by później toczyć bój z wszechobecnym i rozdzierającym na drobne strzępy mrozem oraz wrażeniem pustki, spotęgowanym położeniem geograficznym. Ludzie walczą również ze zwierzętami, bezwzględnie odbierając im życie, aby zapewnić sobie lepszą przyszłość oraz aby – po prostu – przetrwać. Autor rewelacyjnie oddał zmagania człowieka z naturą, która nieprzystosowanych najzwyczajniej w świecie niszczy, ale pokazuje również to, że człowiek nie pozostaje naturze dłużny, będąc w stanie dokonywać czynów bestialskich i kompletnie niepotrzebnych. Dosadne to wszystko, ale potrzebne i niezwykle aktualne.
Autorowi bezbłędnie udało się ukazać także ludzką naturę i wszystkie związane z tym frazeologizmem czynniki. Nie chodzi tu tylko o wspomniane wcześniej zmagania z fauną i florą, ale również o to, co człowiek potrafi zgotować drugiemu człowiekowi i czym kończy się wahanie w obliczu napotkanego zła, które niezduszone w zarodku rośnie w siłę z każdym kolejnym aktem, powodując spustoszenia o takiej skali, że niewielu jest w stanie się z nim zmierzyć. Oczywiście najwięcej zła autor skumulował w postaci Henry’ego Draxa i to ten bohater daje prawdziwy popis bestialstwa i degeneracji gatunku ludzkiego, ale w ślad za nim idą inni bohaterowie, inne czyny lub nawet retrospekcje z życia bohaterów, którzy na statku walczą z Draxem.
Opis wydawcy lekko sugeruje, że Na wodach północy to kryminał. Prawda jest jednak zdecydowanie bardziej skomplikowana – dzieło McGuire’a ma w sobie wiele cech różnych gatunków literackich – z pewnością dostrzeżemy tutaj pewną dawkę kryminału, ale nie zabrakło miejsca dla grozy w najczystszej postaci, która nieuchronnie kojarzy się z horrorem; jest też zwyczajny obyczaj, ludzki dramat psychologiczny, odrobina metafizyki oraz powieść przygodowa. Wszystkie te składniki układają się w spójną całość, która nie bez powodu doprowadziła autora i jego powieść do ścisłej trzynastki Nagrody Bookera za rok 2016.
Ze względu na styl, brutalność przedstawionej opowieści, odpychających, karczemnych wręcz bohaterów oraz ogólnie zniechęcające, pełne pesymizmu wnioski płynące z lektury, Na wodach północy nie jest jednym z tych dzieł, które czyta się lekko. Paradoksalnie jest to powieść, która piekielnie wciąga i intryguje, tym bardziej że silne uczucie katharsis przeżywamy wraz ze stopniową przemianą Sumnera. Powieść Iana McGuire’a wywołuje ogromne wrażenie, daje czytelnicze spełnienie i pozostaje w człowieku, wnikając do głębi. Oczywiście tym wrażliwym Na wodach północy może się nie spodobać, ale to będzie właśnie ta druga strona barykady, stanowiąca dowód, że obok tego tytułu przejść obojętnie nie wypada. Zdecydowanie polecam.
Fot.: Prószyński i S-ka