Opowieść o sobie i ludziach – Kuba Wojewódzki – „Nieautoryzowana autobiografia” [recenzja]

Kuba Wojewódzki i jego Nieautoryzowana autobiografia – książkę najlepiej opisują słowa samego Wojewódzkiego: Nie jestem w stanie obiektywnie opisać swojego życia. Przecież nawet w pełni księżyca widzimy zaledwie jego połowę. A mnie się wydaje, że ja widzę jeszcze mniejszą część siebie. Uważam, że jestem typem, który nie zasługuje na autobiografię, bo takie powinny być puentą życia istotnego i znaczącego.

To na pewno nie jest autobiografia. To raczej opowieść o ludziach, których Kuba spotkał do tej pory na swojej drodze. Wspomina życie od narodzin aż do dziś, a wszystko to czyni na swój specyficzny sposób. Z pewnego rodzaju żartem, który niby z jednej strony śmieszy, a z drugiej jest szalenie gorzki w smaku. Trudno to nazwać ironią, choć i taki rodzaj humoru można tu spotkać. Brak podziału na rozdziały powoduje, że wszystko staje się spójną i kompletną historią. Celebryta płynnie przesuwa się po tematach. Porusza się w tych sferach, w których czuje się najlepiej. Znajdziemy tu całe mnóstwo wątków erotycznych i wszystkiego, co jest związane z seksem. Trochę może to zniesmaczyć czytelnika, ale osoby, które oglądają telewizyjne show, raczej nie spodziewają się po tej książce grzecznie napisanej opowieści. Nieautoryzowana autobiografia to cały Kuba. Kuba, który porusza tutaj wątki autotematyczne. Na Youtubie można znaleźć jeden z wykładów prowadzonych przez niego dla studentów dziennikarstwa, w którym otwarcie stwierdził, że tylko jeden, góra dwoje słuchaczy zrobi spektakularna karierę. Pisze o tym również tutaj: Dziś byle dupek z dostępem do komputera wie, że informacja jest towarem, a podrasowana informacja spełniająca nie tyle wymogi prawdy, ile bardziej wymogi oczekiwań czytelnika, jest towarem doskonałym. To oni wykończyli tę profesję. Teraz nie ma dziennikarzy. Są pracownicy mediów, podpisywacze zdjęć, młotkowi od contentu. Kiedyś ekskluzywna profesja, staje się zajęciem masowym, w którym obowiązują słowa-klucze, jak w hip-hopie. Kuba próbuje być dziennikarzem, chociaż myślę, że sam siebie by tak nie nazwał. O swoim talk-show pisze, że chciałby, aby był jak transmisja z celi śmierci. Program miał trwać tylko rok. Historia potoczyła się inaczej, a odcinki biją kolejne rekordy oglądalności. Ostatnio przecież zanotowano taki rekord w programie z Dawidem Podsiadłą i Kasią Nosowską, który, swoją drogą, był genialny. Kuba stosuje się do zasad, które opisuje w swojej książce: Pierwsza podstawowa zasada kreatywnego dziennikarstwa w moim rankingu ważności brzmi: „Miej własny punkt widzenia”. Druga: „Idź na wojnę myśli – wszystkich ze wszystkimi”. Trzecia: „Naucz się zadawać pytania, których nie zadałby nikt inny”. Myślę, że to jest właśnie definicja sukcesu jego talk-show.

Kuba porusza się w kręgu tematów społecznych. Pisze choćby o religii: Religia jest albo dla tchórzy, słabeuszy, albo dla ludzi niepotrafiących mocno, ale samodzielnie trzymać steru własnego sumienia. Wiara coraz częściej kojarzy mi się z oddawaniem czci szakalom przez osły. Kościół jest jak McDonald – przede wszystkim liczy klientów. Jakość obsługi schodzi na dalszy plan. Jednak potem i tak szybko powraca do swoich tematów imprezowo-seksualnych: Imprezy, jak wiemy, dzielimy na te, które się pamięta, i na te, z których się pamięta, że się nie pamięta. Książka jest kondensacją tego, co możemy znaleźć choćby w jego programie. Jest niesamowicie swobodny w swoim wywodzie i przedstawia swój własny świat: niezliczone liczby kobiet i doznań erotycznych (już od najmłodszych lat) czy chronologiczny opis swoich wszystkich aut, który, tak swoją drogą, jest świetny (nigdy byście nie myśleli, że można w taki sposób pisać o samochodach). Ile w tym szczerej prawdy, a ile literackiej fikcji? Ważnym tematem poruszanym w książce jest właśnie sława: Marek Koterski powiedział mi swego czasu mądre słowa, których nie chciał przyswoić jego pierworodny Misiek: „Szoł-biznes” – prawił Koterski senior – „to nie jest wyścig. To jest maraton. Trzeba umieć rozłożyć siły. Niektórzy zachowują się tak, jakby wierzyli, że tych sił im starczy tylko na kilka pierwszych kilometrów”. A nieco dalej Kuba przedstawia nam brutalną prawdę: Dziś zaczyna się od sławy, rzadko przychodzi uznanie, a na dokonania to już raczej brakuje czasu. Głównie poprzez tracenie życia na tak zwanych ściankach w pożyczonych ciuchach, z pożyczonymi minami i myślami.

Przyświeca nam niewyartykułowana, ale zauważalna Tuwimowa filozofia: „Żyj tak, aby gdy kiedyś umrzesz, wszystkim, którzy cię znają, zrobiło się nudno”. Bez Kuby byłoby nudno. Tyle mogę stwierdzić po przeczytaniu jego Nieautoryzowanej autobiografii. Książce przyznaję 8/10. Męczy trochę ilością porównań czy dygresji oraz poruszanych wątków, a z drugiej strony ukazuje kunszt literacki Kuby. Wojewódzki pisarzem? Czemu nie.

Fot.: Wielka Litera

Write a Review

Opublikowane przez
Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *