iron maiden

Niedoskonale o doskonałości – Mick Wall – „Iron Maiden. Run To The Hills. Oficjalna biografia” [recenzja]

Wydawnictwo In Rock wznowiło sztandarową biografię Iron Maiden autorstwa Micka Walla. Run To The Hills to szczegółowa, najeżona faktami pozycja z pewnością zaspokajającą żądzę wiedzy każdego fana żelaznej dziewicy. Niestety, nie jest to książka wolna od wad i wpadek.

Zasadniczo podtytuł Oficjalna biografia tłumaczy, dlaczego dzieło Micka Walla może być dalekie od ideału. Wiadomym jest, że w takiej styuacji autor nie mógł popłynąć, nie mógł zapewne przywołać niektórych smaczków, niewygodnych faktów, a co bardziej drażliwe momenty w historii zespołu opisał z iście mistrzowskim zacięciem dyplomatycznym, aby tylko nikogo nie zranić, nie powiedzieć za dużo… No cóż, z drugiej strony jest to oficjalna historia zespołu, więc na większość z tematów mógł się wypowiedzieć każdy z muzyków zespołu, a także i eksmuzycy (szczególnie wokaliści), jak Blaze Bayley i Paul Di Anno. A że panowie mówią ciekawie i z sensem, to poznajemy zespół od kuchni, tak tej muzyczno-scenicznej, jak i tej biznesowej, bowiem menedżer Ironów, Rod Smallwood, jest takim samym bohaterem tej książki, jak pozostali muzycy, czemu nie ma co się dziwić, podejrzewam bowiem, że gdyby nie jego zaangażowanie na początku istnienia zespołu, Ironi mogliby nigdy nie stać się takimi gwiazdami, jakimi są.

No cóż, wiemy już, że momentami ta biografia przypomina bardziej dworską kronikę aniżeli rockową biografię z krwi i kości, bowiem w oficjalnej książce Steve Harris nie pozwoliłby sobie na jakieś zgrzyty i niepotrzebne kontrowersje szkodzące dobremu imieniu zespołu. Inna sprawa, że historia Iron Maiden to raczej typowe story kilku ciężko pracujących na swój sukces ludzi, a nie rock’n’rollowa jazda bez trzymanki. Harris i spółka od początku po dziś dzień twardo stąpają po ziemi i chyba to jest źródłem ich sukcesu, podpartego czystym talentem i szczęściem do odpowiednich ludzi, jak wspomniany Rod Smallwood.

Tak więc poznajemy zespół od samego początku, a wszystko zaczyna się od basisty, Steve’a Harrisa, który stara się formować zespół i zaistnieć w londyńskim East Endzie. I powiem wprost – dla mnie najcenniejsze są fragmenty z pierwszej połowy książki, kiedy Wall skupia się na pierwszych scenicznych krokach Ironów. Autor wszystko to wpisuje w kontekst boomu na ostrą muzykę, który przez dziennikarzy później został nazwany New Wave Of British Heavy Metal. Fascynujące jest to, jak w ówczesnym Londynie opanowanym przez punkową rewolucję powstawały zespoły odwołujące się do klasycznego hard rocka. Moim zdaniem, lata 1978–1982 to złoty okres dla muzyki metalowej. To wtedy swoje debiuty miały zespoły takie jak Iron Maiden, Saxon, Def Leppard, Diamond Head, Angel Witch, które w olbrzymi sposób wpłynęły na dzieciaków na całym świecie. Jak? Zapytajcie o to niejakiego Larsa Urlicha, współzałożyciela Metalliki…

Tak więc pierwsza część jest fascynująca, a druga niestety sztampowa i trochę rozczarowująca. Powiem szczerze, że tę drugą część książki czytało mi się ciężko, a lektura szła do przodu bardzo powoli. Fakt, że Mick Wall mistrzem pióra nie jest, pomimo posiadania niewątpliwego statusu legendy dziennikarstwa, co prawda w pełni zasłużonego. Szkoda, że Wall nie skupia się mocniej na muzycznej treści płyt, bowiem każdy utwór Ironów jest godzien oddzielnego omówienia. Oczywiście cenne są niektóre rozdziały dosłownie w całości poświęcone jednemu z muzyków, ale mam wrażenie, że o szczegółach z życia Bruce’a Dickinsona chcą wiedzieć tylko psychofani… Pierwsze wydanie książki nastąpiło w 1998 roku i aż bolą entuzjastyczne opisy wydanego wówczas, co najmniej średniego, krążka Virtual XI (który notabene jako jedyny dokładnie został opisany utwór po utworze – rażący brak konsekwencji). Kolejne rozdziały zostały dopisywane z kolejnymi wydaniami, aż do płyty Dance of Death. Natomiast In Rock postanowił zrobić posłowie odnośnie najnowszych dziejów zespołu autorstwa dziennikarza „Teraz Rock” – Pawła Brzykcego. I bardzo dobrze, fani mają pełną biografię na półce. Muszę też dodać, że jest to już trzecie polskie wydanie (chociaż Internet podpowiada, że było ich jednak więcej, trudno się w tym połapać) i podejrzewam, że każde z nich było poprawiane, a jednak w tekście są małe błędy, jak nazwa „Van Helen” zamiast „Van Halen” (strona 91) albo totalny lapsus, to już autorstwa Micka Walla, że Black Sabbath w 1980 roku nie istniał (strona 189), lecz sam autor kilkadziesiąt stron później napisał, że ekipa Tony’ego Iommiego wydała dopiero co album Heaven & Hell. Drobiazgi, ale jednak drażniące, podobnie jak grafika „zdobiąca” stronę tytułową wzięta żywcem z najbrzydszej okładki świata, która „zdobi” album Dance of Death. Zapewne polski wydawca nie miał na to wpływu, ale zaskakujące jest, jak można być upartym w eksponowaniu tej tragicznej grafiki, która była już beznadziejna w 2003 roku… Na szczęście te zgrzyty z nawiązką rekompensują bogate wkładki ze zdjęciami na kredowym papierze.

Dla fana Iron Maiden pozycja obowiązkowa. Dla fana metalu ma sporą wartość poznawczo-historyczną, ale chyba tylko tyle.

Fot.: Wydawnictwo In Rock

iron maiden

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *