Z pełnym przekonaniem stwierdzam, że Bovska nagrała jedną z najlepszych płyt w polskim popie na przestrzeni ostatnich miesięcy. A przecież płyta Kaktus jest debiutem artystki.
Bovska wspólnie z producentem Janem Smoczyńskim przygotowali porcję nowoczesnego popu, zgrabnie skrojonego pod obowiązujące trendy, nie zapominając jednak o tym, aby nadać temu wszystkiemu odpowiedni szlif, któremu ton nadaje sama Bovska, przemycając swoim urozmaiconym, bogato zaaranżowanym śpiewem do swoich przebojów nieco teatralnego charakteru. Trzeba przyznać, że nie jest to płyta lekka w odbiorze i trzeba jej poświecić nieco czasu, aby odkryć jej liczne zalety.
Smoczyński z Bovską starają się, aby słuchacz się nie nudził ani przez chwilę. Wokalistka zdaje się dryfować między kilkoma stylistykami, splatając wszystko klamrą – swoim głosem i charakterystycznymi, momentami surrealistycznymi tekstami. Na pierwszy „rzut ucha” wyróżnia się wykorzystany w serialu TVN Druga Szansa utwór tytułowy, który porywa od samego początku swoim electro popowym nerwem. Trochę jednak szkoda, że takich energetycznych momentów jest mniej na płycie, bowiem duet Bovska/Smoczyński większość kompozycji zachowali w średniej, nieco sennej, trochę hipnotyzującej konwencji, jak otwierający Nie Ogarniam, w którym dynamiczniej robi się w refrenie. Innym przykładem jest delikatny, wyważony kawałek pod tytułem Dachy. Jednym z moich faworytów na Kaktusie jest minimalistyczna, oniryczna kompozycja Wyspy.
Między takimi cudeńkami pojawiają się kompozycje jak Bomba z fantastycznym wokalem Bovskiej. W zwrotce potrafi być on kąśliwy, natomiast refren jest krainą łagodności, spokoju. Należy przyznać, że wokalistka doskonale operuje nastrojami w swoich utworach – w jednej kompozycji potrafi przewieźć od nieba do piekła. W Oko do Oka spodobać się może gęsty muzyczny podkład, a Klik muzycznie przybliża Bovską w kierunku nurtu IDM. Przyznam szczerze, że wolę jednak, gdy Bovska niepodzielnie rządzi swoim wokalem, bo w takim Hula Hop przeszkadza mi to, że muzyka, elektroniczne beaty Smoczyńskiego zaciemniają nieco trochę śpiew Bovskiej. Zdecydowanie wolę, jak to ona jest na pierwszym planie, gdy lekko i z gracją wyśpiewuje teksty, jak we wspaniałym Póki Czas. Polecam także zaopatrzyć się w wersję z bonusowym utworem The Man With An Unknown Soul. Ot, miniaturowa piosenka, z oszczędnym akustycznym podkładem zaaranżowana nieco w stylu piosenek Reginy Spektor nie jest niczym oryginalnym i odkrywczym, ale daje naprawdę sporo radości.
Na koniec muszę podkreślić, że jeszcze nie widziałem tak fantastycznie wydanej płyty. Nie ukrywałem zaskoczenia, gdy po rozfoliowaniu płyty okazało się, że w wewnątrz digipacka znajduje się plastikowa, przezroczysta koperta wypełniona… kolorowymi piórkami, a dopiero w środku niej spoczywa płyta. Robi wrażenie, mając na uwadze, że jest to niezależne wydawnictwo. Bovska wkroczyła na scenę pop z dumnie podniesioną głową i z pewną bezczelnością, pokazując, że można robić ambitną muzykę pop z komercyjnym walorem, unikając tym samym zdrady swoich muzycznych ideałów. Bovska wydała w pewnym sensie bezkompromisową płytę. Niejednokrotnie zwodzi na niej słuchacza, zmuszając go do wysiłku w poznawaniu nowych dźwięków, ale mam wrażenie, że właśnie dzięki temu wokalistka odnosi zasłużony sukces.
Fot.: Bovska