Nietypowa podróż po Islandii – Hubert Klimko-Dobrzaniecki – ,,Zostawić Islandię” [recenzja]

Zostawić Islandię to książka, po którą sięgnęłam z przekonaniem, że przeniesie mnie podczas lektury w okolice Reykjaviku. Islandia… Jakie skojarzenia może przywołać to słowo? Jedni pomyślą o kraju, inni wezmą pod lupę największą wyspę tego państwa, o tej samej nazwie. Znajdą się też tacy, którym przed oczami ukaże się obraz rozległych bezleśnych obszarów, wulkanów i gejzerów. Część osób może przyznać, że oprócz położenia geograficznego i znajomości samej nazwy, wie niewiele więcej o wspomnianej krainie lodu. Hubert Klimko-Dobrzaniecki w swej książce skupia się jednak bardziej na pierwszym członie tytułu. Opowiada o rozłące, nowych etapach w życiu i nie stroni od wątków autobiograficznych. W swoją opowieść wplata podróż islandzkimi szlakami, pokazując codzienne życie Islandczyków oraz pozwalając odkryć to, co ukryte przed turystami i przygodnymi obserwatorami. Z pewnością nie jest to książka jedynie o Islandii. Kryje pod okładką o wiele więcej, prezentuje wyjątkową wyspę w innym świetle niż przewodniki podróżnicze i nie rozczaruje tych, którzy liczą na ciekawą opowieść.

Początek fascynacji krajem, o którym mowa w książce, nastąpił u autora, kiedy miał dziesięć lat i skosztował marynowanych na słodko śledzi pochodzących z Islandii. Islandia? A gdzie to jest? – zapytał, a po zerknięciu do atlasu geograficznego postanowił: Kiedyś tam pojadę. Droga do spełnienia marzenia nie należała do najprostszych, jednak Klimko-Dobrzaniecki przyrzeczenie wypełnił. Ciekawa biografia pisarza stanowi podstawę prawie każdej jego literackiej opowieści. Jako młodzieniec został wyrzucony z liceum, spędził dwa lata w koszalińskim seminarium, skończył teologię i filozofię, a od najmłodszych lat podróżował po Polsce. Pracował w Anglii, Holandii i Niemczech. Odwiedził Chiny, Wietnam, Mongolię. Do Reykiaviku wyjechał w celu studiowania filologii islandzkiej, ale próbował swych sił w różnych dziedzinach – był robotnikiem, barmanem, a w końcu opiekunem w domu starców.

W książce nie brakuje odniesień do polskości odnajdywanej w czasie islandzkiej przygody. Jedziemy samochodem i myślę, do czego porównać te krajobrazy, do hałd kopalnianych, które dobrze pamiętam? Okolice Nowej Rudy, Wałbrzycha… Taka namiastka Islandii. Opisy niesamowitych krajobrazów przeplatają się z codziennymi spostrzeżeniami, jednak docenić należy obrazowość przedstawianych sytuacji. Plaże wokół całej Wyspy są albo usłane kamieniami, albo czarnym wulkanicznym pyłem. (…) miejsce, w którym teraz staliśmy, było najzwyklejszą europejską plażą z jasnym piachem, takim jak w Międzyzdrojach. Autor nie zapomniał o podzieleniu się ciekawostkami dotyczącymi zarówno wyspy, jak i jej mieszkańców. Zdradza, czemu są oni wyczuleni na punkcie kucyków i jakie eksperymenty potrafią przeprowadzać. Na uwagę zdecydowanie zasługuje styl opisów Klimko-Dobrzanieckiego. Minęliśmy obszar przypominający gigantycznych rozmiarów obraz Beksińskiego, bo suszyły się na nim tysiące rybich głów powiązanych w pęczki i zawieszonych na tyczkach.

Zostawić Islandię to spojrzenie na świat przez pryzmat wrażliwości autora, wychwytującego pewne szczegóły, które wielu mogłoby przeoczyć. Subiektywizm cechujący jego rozważania pozwala na zastanowienie się nad własnym zdaniem w różnych kwestiach. Autor nie szczędzi także refleksji i porównań Polaków z mieszkańcami Islandii. Dzieli się zasłyszanymi od znajomego profesora słowami: Tylko w jedności siła. Tego brakuje Polakom. Oni nie rozumieją, że razem da się więcej osiągnąć niż osobno. We fragmentach o obowiązkach, jakie pełnił, aby się utrzymać, podkreśla, że na Islandii każdy jest ważny. Czy rybak, czy prezydent, czy biskup, czy sprzątaczka. Uwagi Klimko-Dobrzanieckiego dotyczące mentalności mieszkańców krainy gejzerów budzą do nich sympatię. Islandczycy przedstawieni są jako otwarci, zdystansowani i pogodni ludzie. Według Islandczyków nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania. Niezbyt pochlebne opinie przypadły za to pewnemu kelnerowi z Höfn, jednak jest to wyjątek potwierdzający regułę.

Jeśli jakiś Islandczyk wystąpił w roli czwartego kamerdynera lub marynarza radzieckiego statku podwodnego i kręcili to w Hollywood, to gazety na Wyspie skrupulatnie pisały o tym fakcie. Jak pisały? Ten a ten albo ta i ta wystąpił, wystąpiła w amerykańskiej superprodukcji. U jego, jej boku zagrali, i tu pojawiają się nazwiska gwiazd amerykańskich. Od razu naród czuje się dobrze, nawet bardzo dobrze. Przecież Amerykanie nie czytają islandzkich gazet. U nas gazety pisały, że Daniel Olbrychski wystąpił u boku Angeliny J. Amerykanie też nie czytają polskich gazet.

Swobodne przechodzenie pomiędzy tematami i liczne dygresje, wplatane w treść główną wręcz niezauważalnie, umożliwiają przyjemną lekturę oraz świadczą o talencie gawędziarskim narratora. Książka ta składa się z impresji oraz humorystycznych wątków, przez które nieraz przebija się odgłos cynizmu.

Wartymi uwagi okazują się odwołania kinematograficzne. Duży wpływ na życie autora wywarł film Cinema Paradiso, do którego odnosi się on wielokrotnie i przybliża go czytelnikom. Porównuje się do głównego bohatera, Toto, który jako chłopiec zaprzyjaźnia się z miejscowym operatorem kinowym, dzięki któremu poznaje magiczny świat ruchomych obrazków. W nieukrywanym zamiłowaniu do dzieła Tornatore, Klimko-Dobrzaniecki robił wszystko, by motyw Cinema Paradiso pojawił się na jego ślubie na Islandii, o czym wspomina w swojej książce. Autor nie zapomina także o Davidzie Lynchu, nie brakuje również wzmianki o Björk. Bardzo ceni dokonania literackie islandzkich twórców i skupia się na szeroko pojętej kulturze.

Podczas islandzkiej podróży podjęty zostaje temat życiowych rewolucji, narodzin dziecka, ślubu czy zmierzenia się z widmem nieoczekiwanego końca. Surowy klimat Islandii został trafnie uchwycony w opisach, a także na fotografiach wewnątrz książki. To opowieść o życiu, w którym Islandia odegrała ważną rolę. Choć rozstanie z nią nie przyprawia o smutek, autor dostrzega, że za ludźmi tęskni się chyba najbardziej. Zostawić Islandię jest interesującą pozycją do przeczytania, zarówno ze względu na ciekawe przemyślenia na różne tematy oraz barwny życiorys autora, jak i oryginalne spojrzenie na tajemniczą krainę lodu.

Fot.: Noir sur Blanc

Write a Review

Opublikowane przez

Małgorzata Kilijanek

Pasjonatka sztuki szeroko pojętej. Z wystawy chętnie pobiegnie do kina, zahaczy o targi książki, a w drodze powrotnej przeczyta w biegu fragment „Przekroju” czy „Magazynu Pismo”. Wielbicielka festiwali muzycznych oraz audycji radiowych, a także zagadnień naukowych, psychologii społecznej i czarnej kawy. Swoimi recenzjami, relacjami oraz poleceniami dzieli się z czytelniczkami i czytelnikami Głosu Kultury.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *