Niewidzialna ręka

Słodko-gorzka pigułka – Maciej Wasielewski – „Niewidzialna ręka” [recenzja]

Nigdy nie byłam zwolenniczką gloryfikowania tzw. dawnych czasów i twierdzenia, że „kiedyś to było”. Zazwyczaj bowiem takie stwierdzenia są jedynie wyrazem nostalgii za czasami w większości beztroskiego dzieciństwa, gdzie jednym z najpoważniejszych problemów było to, czy kolega będzie mógł wyjść na dwór. I tak naprawdę każdy może się do tego odwołać, bo przecież każdy kiedyś był dzieckiem. Normalne jest to, że w dorosłym życiu zmagamy się z większymi problemami, dlatego normalne jest, że z rozrzewnieniem wspominamy ten beztroski okres. I to nie jest tak, że jedne czasy były lepsze czy gorsze. Były po prostu inne. Nie da się jednak zaprzeczyć, że ludzie, których dzieciństwo przypadło na okres lat 60. i 70. XX w. w Polsce, mają szczególny powód, aby do dawnych czasów tęsknić i wspominać je jako wspaniałą przygodę. A to za sprawą tajemniczej quasi-organizacji o nazwie Niewidzialna ręka.

Zaczęło się od kącika porad w Świecie Młodych. W tej gazecie pomysłodawca bezinteresownej pomocy zakrojonej na niespotykaną skalę, Maciej Zimiński, zachęcał młodych do zaangażowania się w poprawę świata poprzez czynienie dobrych uczynków. Prostych, ale niezwykle potrzebnych. Zbicie mostka, wniesienie opału, naprawienie wózka inwalidzkiego. Cokolwiek trzeba było zrobić, niewidzialni chętnie podejmowali się tego zadania, nie oczekując w zamian nic. Samą satysfakcję sprawiać miało uczucie, że komuś się pomogło. Dodatkowo wszystkie zachęty do pomagania innym opakowane były niezwykle atrakcyjnie dla młodych ludzi. Atmosfera tajemnicy, wykonywania zadań przypominających misje wywiadowcze i możliwość naprawienia świata chociażby w małym stopniu, działały na wyobraźnię dzieciaków i przyciągały setki z nich. A nawet miliony, szacuje się bowiem, że w całej akcji wzięły udział 2 miliony dzieci, robiąc 10 milionów dobrych uczynków.

Ale Niewidzialna ręka Macieja Wasielewskiego to nie tylko opowieść o tych małych bohaterach. Można powiedzieć, że książka podzielona jest na dwie części. W pierwszej dowiadujemy się, jak zaczęło się całe przedsięwzięcie, czytamy raporty Niewidzialnych, które na bieżąco publikowane były najpierw w Świecie Młodych, a później odczytywane w programie telewizyjnym. I cała ta tajemnicza otoczka, raporty podpisywane pseudonimami, ale też czysta radość i zadaniowość, z jaką Niewidzialni podchodzili do czynienia dobra, jest niesamowita. Podczas czytania nie sposób się nie uśmiechać i cieszyć z tego, że komuś udało się zaangażować do bezinteresownej pomocy całe rzesze dzieciaków. Oczywiście, ogromna w tym zasługa autora, który niemal całkowicie oddaje głos swoim bohaterom, pozwalając im dzielić się swoimi przeżyciami. Przez to historia sama się opowiada, a czytelnik może się poczuć, jakby był niemal świadkiem tych wydarzeń.

Wspomniałam, że Niewidzialna ręka podzielona jest na dwie części. I tak jak pierwsza jest słodką opowieścią o pomocy, tak druga jest pełna refleksji i nie zawsze pozytywnych wniosków. Wasielewski chcąc sprawdzić, czy w obecnych czasach ludzie są w stanie bezinteresownie pomóc, postanawia odtworzyć akcję zorganizowaną przez Antoniego Koszyka i poprosić mieszkańców Strzeszyna (dokładnie Zagórzan) o przyjęcie do siebie dzieciaków z domu dziecka i podarowanie im domu, choć na parę tygodni. Jego wysiłek jednak spełza na niczym, kiedy natyka się na barierę biurokratyczną, ale też odmowy mieszkańców. Nie może wręcz pojąć ludzkiej znieczulicy i dbania tylko o swój komfort. Jednak nie zauważa w tym wszystkim, że nawet przez chwilę nie pomyślał o zasadzie „chcesz zmienić ten świat, to zacznij od siebie” i nie przyjął do siebie żadnego podopiecznego. Łatwo posądzać innych o brak chęci pomocy, samemu nawet nie myśląc o tym, aby się zaangażować w 100% i zrobić to, czego się oczekuje od innych.

Siłą rzeczy cała książka kręci się wokół postaci Zimińskiego. Przy okazji czytania o jego młodości możemy dowiedzieć się co nieco o funkcjonowaniu księgarń i rynku wydawniczego, zarówno przed, w trakcie i po II wojnie światowej. Czytamy o cenzurowaniu kolejnych autorów, o możliwości wydawania swoich dzieł tylko pod warunkiem współpracy z władzami komunistycznymi. Przez to lektura Niewidzialnej ręki to także historia o człowieku próbującym jakoś się dopasować do niełatwych czasów, kawałek historii naszego kraju i próba uchwycenia niełatwych testów człowieczeństwa, na jakie nieustannie życie wystawiało i autora, i jego rozmówcę. Z pewnością jest to książka warta zarwania kilku wieczorów. I dla słodyczy opowieści o dobroci, i dla goryczy, która niesie istotne refleksje.

Fot.: Wydawnictwo Wielka Litera

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *