Mama za ścianą, kartony pełne zabawek, plastikowych żołnierzyków wypełniających godziny bitwami, no i czekoladowe kuleczki pływające po tafli mleka – brzmi jak ciepłe wspomnienie z przedszkola, prawda? A co, jeśli to przywołanie wciąż trwa, tak od ponad czterdziestu lat? Usypie się z tego prawdziwa góra wyreżyserowana przez Dagura Káriego. Fúsi – bo to o nim mowa – w kinach można zobaczyć już od 19 lutego.
Nigdy nie bierze urlopu ani nie wyjeżdża, pomimo codziennej obecności na lotnisku. Jest apatyczny i nieśmiały, na nic nie czeka i niczego nie szuka. Nie wprowadza też żadnych zmian. Chyba nie można powiedzieć o nim, że jest zakompleksiony, określa go raczej jedno słowo – samotny. Dodam jeszcze, że w dziurawym podkoszulku. Koledzy z pracy nie traktują go dobrze – Fúsi jest głównym bohaterem szykanacji i wyzwisk, głównie z powodu jego tuszy i bycia prawiczkiem – stąd też oryginalny tytuł Virgin Mountain. Ma swoje przyzwyczajenia i rytuały – chody w jednej z radiowych stacji zapewniają rozgłaśnianie zamówionych przez telefon cięższych brzmień, w których się miłuje bądź … Dolly Parton, jeśli tylko poprosi. No i te piątkowe obiady w azjatyckim barku– zawsze ten sam stolik, zawsze w samotności, zawsze to co zwykle – Pad Thai. Prawdopodobnie gdyby nie bilet na kurs kowbojskiego tańca oraz przyjaźń z małą Herą przeplatana lalkami Barbie, wszystko zostało by takie samo…
Gunnar Jónsson zbudował niesamowitą kreację bohatera, aż ciężko uwierzyć, że to jego filmowy debiut. Oszczędność dialogu zasadza się na najdrobniejszych ruchach, spięciach ramion czy każdorazowym spuszczeniu wzroku ze speszenia. Fúsi to facet, obok którego nie da się przejść obojętnie – albo się go od razu pokocha za wrażliwość, serce wystawiane do każdego na talerzu oraz pełną niewinności naiwność, albo się go znienawidzi za bycie taką ciapą, bez możliwości poprawy. To drugie jest w zasadzie niemożliwe, chociaż znam jedną taką postać, przed którą większość się opierała, a jej po prostu chodziło o akceptację i bliskość – jest nią Buka z fińskiej bajki Muminki Tove Jansson. Może jest w tym podobieństwie coś więcej, bo obie postacie są szwedzkojęzyczne.
Fúsi nie potraktował swojego tanecznego karnetu jak postanowienia noworocznego, na pierwsze zajęcia poszedł, ale do sali nawet nie wszedł. Określenie osoby, która cieleśnie i emocjonalnie reaguje na zmiany pogody to meteopata; nie wiem, jak nazywa się ta zależność w drugą stronę, kiedy to pogoda reaguje na personę, ale tak właśnie jest w tym przypadku. Zamiecie śnieżne są odzwierciedleniem tego, co skrywa się w środku, nie pojawiają się bez powodu, ale jedna z nich przywiała największy, nawet jedyny czynnik zmienny – Sjöfn (w tej roli Ilmur Kristjánsdóttir). Jeśli góra nie przyjdzie do Mahometa Mahomet przyjdzie do góry.
Fabuła Fúsi nie jest skomplikowana, za to choć możesz się tego nie spodziewać, być może złapiesz się na tym, że trzymasz kciuki, aby głównemu bohaterowi w końcu coś się udało, i to nie pod koniec filmu. Okrojenie ram świata do drobnych przestrzeni na mapie, wręcz do mikroprzestrzeni jest dość charakterystyczne dla Dagura Káriego; zaobserwować mogliśmy to w filmach: Noi Albinoi (2003), Zakochani widzą słonie (2005) czy w uważanym za potknięcie reżyserskie Dobre serce (2009). To nie jest typowy dramat, ale na pewno konwencjonalny przedstawiciel skandynawskich produkcji. Oszczędność ta owocuje obfitością szczegółów i detali. Pojawia się też nieco Freuda i Kurta Cobaina – tu Kurta Kombajna.
Jest jeszcze jedna taka postać, tym razem z innej grupy językowej, ale obecna aktualnie na ekranie, z którą można Fúsiego skojarzyć – w zasadzie on, Thierry z Miary Człowieka reż. Stéphane Brizé – on jest jednak bezsilny w innych kategoriach, chociaż gdyby razem spotkali się na piwie, mogliby się całkiem polubić. Warto wejść w skórę naszej góry chociaż na chwilę, ja tak zrobiłam sama w domu, ale Against Gravity wraz z warszawskim barem Studio przygotowali zbiorową okazję ku temu z okazji premiery. Dla tych chcących nauczyć się śmiałości, odnaleźć podobnego do siebie Outsidera za pomocą kart memory bądź bez, potańczyć z nim albo właśnie popodpierać wspólnie ścianę – 19 lutego powinien być dniem zakreślonym w kalendarzu.
Fot.: AgainstGravity, mojemuminki.pl, Marta Karczewska
Kulturoznawca i Filmoznawca, absolwentka Uniwersytetu SWPS. W obszarze filmowym współpracowała z Nowymi Horyzontami Edukacji Filmowej oraz agencją promocyjno – dystrybucyjną Mañana. Na co dzień włóczykij i cyklistka. Interesuje się głównie animacją małych lokalności społecznych oraz kinem niezależnym, również od strony produkcyjnej. Hybryda praktyka i miłośnika do wszystkiego.
Na tej stronie wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Więcej informacji znajdziesz w polityce prywatności. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? ZGADZAM SIĘ
Manage consent
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.