Obcy: Decydujące starcie

Kwas nie bryzga… – Alan Dean Foster – „Obcy: Decydujące starcie” [recenzja]

Prawie rok wydawnictwo Vesper kazało nam czekać na drugą część beletryzacji Obcego autorstwa Alana Deana Fostera. W połowie marca ukazał się w końcu Obcy: Decydujące starcie, wizualnie nie ustępując swojemu poprzednikowi. Nie ma w tym żadnego zaskoczenia, Vesper bowiem wydaje aktualnie najładniejsze i najbardziej spójne koncepcyjnie książki. Co do treści powieści – tutaj zaskoczenia również brak, to po prostu film Jamesa Camerona przeniesiony na papier.

Foster to stary wyjadacz, jeśli chodzi o konwertowanie fabuł filmów do postaci powieści – przy czym, powiedzmy sobie szczerze, nie są to wyżyny literatury. Jednak jego książkowe wersje są poprawne i doskonale nadają się do niespiesznego przypominania sobie ulubionych filmów i delektowania się opowieścią. Tak właśnie jest z serią Obcy, której osobiście jestem wielkim fanem (mam tutaj na myśli serię filmową). Ze wszystkimi trzema częściami w wykonaniu Fostera zetknąłem się jeszcze w latach 90. – wtedy było to dla mnie prawdziwe objawienie. W tamtym okresie każdy z filmów widziałem zaledwie raz lub dwa – a były to czasy, kiedy nie można było, ot tak, znaleźć ich w sieci lub kupić DVD za grosze w dowolnym sklepie online. Jedynym źródłem były kasety VHS, które można było mieć albo przegrane po raz dziesiąty z czyjejś kopii, albo pożyczone na 48 godzin z osiedlowej wypożyczalni video. Tego pierwszego nie miałem, a na drugie rzadko kiedy było mnie stać ze skromnego kieszonkowego (którego i tak ledwie starczało na komiksy). Książki Fostera były więc dla mnie doskonałym zastępstwem, szczególnie że zawierały całe mnóstwo scen, których na próżno było szukać w kinowych wersjach filmów.

Czy Decydujące starcie (podtytuł, który w przeciwieństwie do książkowej części pierwszej, nadal smętnie snuje się za Obcym) przetrwało tę ponad trzydziestoletnią próbę czasu? Z jednej strony to nadal dobra, pulpowa literatura akcji. Z drugiej – mając w pamięci film Camerona (a specjalnie po skończonej lekturze odświeżyłem sobie jego reżyserską wersję – w ramach porównania), beletryzacja wypada dość blado. I nie mam tutaj na myśli tylko skandalicznego braku sceny z Bishopem i jego zabawy z nożem (w czasach mojej podstawówki wszystkie dzieciaki próbowały powtórzyć tę sztuczkę – ku przerażeniu rodziców). O ile w przypadku pierwszego Obcego (którego recenzję możecie znaleźć tutaj) książkowy styl jeszcze się sprawdzał, bo fabuła skupiała się raczej na atmosferze grozy i niespiesznym tempie, o tyle tutaj mamy tego zupełne przeciwieństwo. Chyba nie przesadzę, pisząc, że Aliens to najlepszy akcyjniak science fiction w dziejach kina. James Cameron wziął tutaj esencję z filmu Ridleya Scotta, napakował ją sterydami, koksem i mnóstwem kwasu (chodzi mi oczywiście o kwas płynący w żyłach ksenomorfów, który bryzga na prawo i lewo), zmultiplikował zagrożenie obcymi do niewyobrażalnego poziomu i wrzucił w ten koktajl oddział kosmicznych marines wyposażonych w śmiercionośną, bardzo szybkostrzelną broń, po czym puścił tę machinę w ruch. Na ekranie kinowym (bądź telewizora) sprawdza się to wszystko znakomicie – nawet o wiele dłuższa wersja reżyserska nie pozwala się nudzić ani na chwilę. Nieco inaczej sprawa ma się z wersją książkową – tutaj sceny akcji nie mają tego samego ciężaru i dynamiki, przez co czyta się je bez jakichś większych emocji. Kwas nie bryzga i nie wylewa się ze stron, a Obcy są papierowym zagrożeniem. Nie ma w tym oczywiście winy Fostera – to po prostu scenariusz, który stworzony jest do tego, aby być wielkim filmowym widowiskiem, a nie książką.

Mam również niestety nieco uwag dotyczących polskiego przekładu. O ile bardzo lubię i cenię Piotra Cholewę (szczególnie za jego wielki wkład w tłumaczenie Pratchetta), tak w przypadku Decydującego starcia odniosłem wrażenie, że tłumaczenie było jakieś takie wygładzone i ugrzecznione – w niektórych momentach nawet nieco na siłę. Chyba najbardziej widać w to scenie, kiedy Ripley rzuca swój słynny one-liner w kierunku Królowej Obcych ścigającej Newt (Get away from her, you bitch!). W książkowym polskim przekładzie zdanie to wygląda w ten sposób: Zostaw ją w spokoju, ty… I gdzie tu emocje?

Niemniej jednak nowe wydanie prezentuje się na tyle świetnie, że warto nim ozdobić swoją półkę, stawiając je obok części pierwszej (nie zapomnijcie tylko zostawić miejsca na Obcego 3). Dla fana ksenomorfów to na pewno świetny dodatek do kolekcji, jeśli jednak chce się wracać do samej historii, zdecydowanie polecam kolejny seans filmu.

Fot.: Vesper

Obcy: Decydujące starcie

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Bębenek

Dziecko lat 80. Wychowany na komiksach Marvela, horrorach i kinie klasy B, które jest tak złe, że aż dobre. Aktualnie wiekowy student WoFiKi. Odpowiedzialny za sprawy techniczne związane z Głosem Kultury.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *