Obietnica szumu – Paula Hawkins – „Dziewczyna z pociągu” [recenzja]

Dobra reklama jest niesłychanie ważna. Kampania promocyjna, hasła reklamujące produkt, znane nazwiska, które zachęcają do zapoznania się z tworem – to wszystko w dużym stopniu decyduje o komercyjnym sukcesie produktu, filmu, książki. W przypadku Dziewczyny z pociągu nie było się czym martwić, bowiem spirala reklamy została nakręcona tak, że w tym momencie chyba każdy, choć odrobinę interesujący się współczesną literaturą człowiek, słyszał o powieści Pauli Hawkins. Szum, jaki narastał wokół tego tytułu od dobrych kilku miesięcy, na pewno wpłynął pozytywnie na sprzedaż książki, jednak czy przyczynił się również do czegoś negatywnego? Czy Dziewczyna z pociągu choć w połowie spełnia obietnice, które szumnie złożyła przyszłym czytelnikom na całym świecie?

Słowa, jakoby sam Stephen King zarwał noc, aby przeczytać tę powieść, odbijały się echem w kolejnych portalach kulturalnych, rosły w siłę, czyniąc z tego faktu niemal pradawną legendę. Miliony zapalonych czytelników wyobrażały sobie pisarza z przekrwionymi oczami i nieświeżym oddechem, kiedy to drżącą ręką przewracał ostatnią stronę powieści, a potem zapadał w zasłużony głęboki sen gdzieś w okolicach świtającego poranka, by później napisać te osławione słowa chwalące historię pewnej dziewczyny z pewnego pociągu, które wylądowały na okładce. Pojawiły się również złośliwe uśmieszki okraszone kąśliwymi uwagami, że przecież Dziewczyna z pociągu to powieść niedługa, więc skąd czytanie aż przez całą noc? Być może niektórzy poszli o krok dalej i zastanowili się: “No tak, ale przecież nie wiemy, o której zaczął czytać!”. Najważniejszą konkluzją było jednak to, że skoro sam król horroru zachwycił się debiutem Pauli Hawkins, to co dopiero my, zwykli, szarzy czytelnicy? Do zachwytów Kinga doszła jeszcze informacja, że Dziewczyna z pociągu to najlepiej sprzedający się debiut w Wielkiej Brytanii, że – przygotujcie się na ciarki – co sześć sekund ktoś w Stanach Zjednoczonych kupuje tę książkę. Czy po takich zachętach można się jeszcze wahać nad tym, czy warto zasiąść do lektury? A jednak to właśnie te głośne okrzyki zachwytu, te reklamy i hasła promujące książkę, postawiły autorce poprzeczkę bardzo wysoko, nie zostawiając miejsca na jakikolwiek margines błędu. Czytelnik musi być zachwycony i tyle. Jednak czy faktycznie? Wymagania co do powieści rosły od dnia, kiedy pojawiły się pierwsze informacje o niej, sprawiając, że zasiadłszy do lektury, spodziewałam się literackiej eksplozji, która po prostu – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – rozsadzi mi mózg. Później zaczęłam przewracać kolejne strony i okazało się, że powieść Pauli Hawkins jest naprawdę dobra, ale te rozbudzone we mnie oczekiwania, zrobiły z niej przeciętniaka, który momentami sprawiał mi zawód.

Główną bohaterką powieści jest Rachel, którą poznajemy w pociągu. Rachel od poniedziałku do piątku dojeżdża pociągiem do pracy i również tym środkiem lokomocji popołudniami wraca do domu. Kobieta zna na pamięć trasę, jaką pokonuje pociąg, zna na pamięć domy, które mija, i miejsca, w których odbędzie się postój. Z pierwszoosobowej narracji Rachel dowiadujemy się o uczuciach, które targają nią podczas codziennych dojazdów do pracy i powrotów z niej. Z czasem dowiadujemy się coraz więcej, a obraz bohaterki staje się coraz bardziej wyraźny. Z jej obserwacji, przemyśleń i wyobrażeń możemy wiele wywnioskować o jej życiu, o tym czego jej brakuje, czego pragnie, za czym tęskni, czego się boi. Podążamy za jej wzrokiem i wkrótce skupiamy swoją uwagę na pewnym domu, który wyrasta niedaleko torów, po których toczy się pociąg Rachel – do pewnego stopnia tylko dosłownie, wkrótce również w przenośni. Rachel najpierw z nudów, późnej niemal z wytęsknieniem codziennie wypatruje pary (małżeństwa?), która zamieszkuje ów dom. Obserwuje kobietę, która wypija kawę na tarasie, i mężczyznę, który podchodzi do niej od tyłu, aby z troską położyć jej ręce na ramionach. Niekiedy widzi tylko ją, więc dopowiada sobie, że ona nie pracuje lub pracuje w domu, a on właśnie jest w pracy. Z dnia na dzień Rachel dorabia sobie historię do tego, co widzi za oknem pociągu, tworzy opowieść, która – do pewnego czasu – rozgrywa się niemal wyłącznie w jej głowie. Kobietę nazywa w myślach Jess, mężczyźnie nadaje imię Jason. Wyobraża sobie ich cudowne, sielankowe życie, ich miłość, przytulne wnętrze domu, w którym się kochają i szczęście, za którym tak bardzo tęskni.

Pewnego dnia wyobrażenia Rachel będą musiały zmierzyć się z rzeczywistością. Bowiem któregoś razu dziewczyna widzi w swoim ulubionym domu coś, czego nie spodziewała się zobaczyć, co wstrząsa jej zarówno wymyślonym, idealnym światem, jak i tym prawdziwym, który już od dłuższego czasu chwiał się w posadach. Choć z natury bohaterka jest strachliwa i raczej niezbyt skora do działania, tym razem postanawia zawalczyć o cudze szczęście. Decyduje się na wkroczenie w życie ludzi, których do tej pory widywała jedynie poprzez – czasami podwójną – warstwę szyby. Na jej drodze stanie jednak wiele przeszkód, z czego większość swoje korzenie będzie miało w słabej psychice Rachel, w wydarzeniach z jej przeszłości i w wielkim dole, niemal depresji, w jakiej od kilku lat przebywa kobieta. Stawką może okazać się nie tylko szczęście obcych ludzi, z którymi podczas jazdy pociągiem zdążyła się zżyć, ale także ludzkie życie. Rachel musi zacząć działać, musi z postronnego obserwatora stać się kimś więcej, najważniejsze jednak, aby była kimś wiarygodnym, komu można zaufać, a to może się okazać warunkiem najtrudniejszym do spełnienia.

Dziewczyna z pociągu na początku toczyła się po torach mojego zainteresowania powoli, ospale, bez chęci. Główna bohaterka przez pierwszych kilkanaście stron wydawała się nijaka, styl Pauli Hawkins mało angażujący, a sama historia niespecjalnie wciągająca. Z czasem fabuła zaczęła się rozkręcać, a wprowadzenie do powieści dwójki dodatkowych narratorów, z perspektywy których mogliśmy poznać wydarzenia, było zabiegiem niezwykle trafionym, który podkręcił całą historię. Z drugiej strony wydaje mi się natomiast, że gdyby autorka pozostała przy poznawaniu historii jedynie z perspektywy Rachel, mogłaby uniknąć tego, że tak naprawdę zakończenia powieści bardzo łatwo się domyślić. Mnie osobiście brak zaskoczenia w tej kwestii nie przeszkadzał aż tak bardzo, jak mógłby niektórym starym wyjadaczom kryminałów i thrillerów. Autorkę broni to, że zakończenie, które wybrała, jest przede wszystkim naturalne i wiarygodne, w żadnym momencie nie przesadzone czy naciągane. Momentami nawet wydawało mi się, że jest po prostu jedynym słusznym zakończeniem i wyjaśnieniem tej historii. Hawkins zostawia jednak po drodze sporo śladów i tropów, po których można dojść do zakończenia i rozwiązania tajemnicy.

Największym atutem Dziewczyny z pociągu jest z kolei główna bohatera, Rachel. Nie jest to jednak na początku takie oczywiste, ponieważ Rachel jest bohaterką i narratorką niezwykle irytującą. Niejednokrotnie miałam ochotę wedrzeć się do kart powieści i zdzielić kobietę po głowie tak, aby się otrząsnęła, obudziła, wytrzeźwiała. Rachel jest jednostką na pozór bardzo słabą psychicznie, która uwielbia pławić się w swoich cierpieniach, nieprzyjemnych wspomnieniach i smutkach. Nad działanie i pchnięcie swojego życia do przodu, na właściwe, pożądane tory, przedkłada topienie się w marazmie, bylejakości, beznadziei i rozpaczy. Rozpamiętuje szczęśliwe chwile, które już nigdy do niej nie wrócą, zamiast pracować nad tymi, które będą mogły być jej udziałem. W swoje cierpienia, chcąc nie chcąc, angażuje inne osoby, choć jej zbolała, opuchnięta od nieszczęść twarz nie należy do tych, na które patrzy się z chęcią. Pod tymi względami główna bohaterka powieści została przedstawiona niemal doskonale – irytuje, powoduje niesmak, niemalże nienawiść; chociaż momentami zdajemy sobie sprawę z tego, że odpowiednim uczuciem w tym momencie byłaby litość, Rachel wzbudza raczej nasze pożałowanie, niekiedy nawet wstręt. Podnoszenie się, sprawia jej chyba największą trudność, a odtrącenie przez jednego mężczyznę czyni z nie niezdolną do pokochania przez kogokolwiek innego.

Dziewczyna z pociągu jest nie tylko thrillerem ukierunkowanym na trzymanie czytelnika w napięciu, by pod koniec trzasnąć go po głowie niespodziewanym (lub spodziewanym) zakończeniem. Powieść Pauli Hawkins porusza szereg problemów, które czynią z książki thriller psychologiczny, zahaczający o takie zagadnienia jak wyniszczający życie nałóg, depresja, stłamszenie, zdrada, wstyd i lęk przed opinią innych. Debiut mieszkającej w Londynie pisarki w dużej mierze opiera się na ukazaniu walki z własną, słabą osobą, na przeciwstawieniu się słabościom, lękom i obrzydzeniu do własnego ja, które zostało nam wmówione przez innych. Pod tym względem – podejrzenia ludzkiej osobowości, rozsypującej się psychiki i stojącego na skraju przepaści poczucia własnej wartości – powieść jest bardzo, bardzo dobra. Nie wymusza na swoim czytelniku żadnych poglądów, nie opiera się na czarno-białej kolorystyce, nie podaje na tacy ani rozważań, ani nawet uczuć, jakimi zaczynamy darzyć poszczególnych bohaterów. Wprowadza nas w swoją historię bocznymi torami, pozwala obserwować i wyciągać własne wnioski. Tak jak Rachel, która podglądała życie Jess i Jasona, wyciągając własne wnioski o ich szczęśliwym, idealnym życiu, której jej zostało skradzione.

Największą bolączką Dziewczyny z pociągu był (i chyba nadal jest) szum, który wokół niej powstał na długo przed premierą. Nauczeni na błędach podczas innych, rozreklamowanych szeroko i głośno powieści, wciąż wpadamy w tę samą pułapkę, na końcu której niejednokrotnie czekało na nas rozczarowanie. Im większe oczekiwania, tym większy zawód; im bardziej znane nazwiska polecające powieść, tym większe zdziwienie, że my, zwykli czytelnicy nie potrafimy docenić jej w takim samym samym stopniu. Z powieścią Hawkins sprawa jest bardziej skomplikowana, bo książka ta jest naprawdę ciekawa, godna polecenia i dobrze skonstruowana. Może nie do końca odpowiada mi styl autorki, ale zdaję sobie sprawę, że na pewno pasuje on – oschły, oszczędny, surowy – do tej historii. Historii, która przede wszystkim opiera się na barkach bardzo ciekawego konceptu. Czy dźwiga go do samego końca? I tak, i nie. Po tych wszystkich zachwytach innych pisarzy przede wszystkim miałam nadzieję, że zakończenie sprawi, iż nie tyle będę musiała zbierać szczękę z podłogi, co maszerować po nią do piwnicy. I niestety to właśnie ono okazało się najsłabszym punktem powieści, choć nie samo w sobie, a może raczej przez zbyt intensywne tropy, które pozostawiła na kolejnych stronach autorka. Jak bowiem wspomniałam wcześniej – nie wyobrażam sobie raczej innego zakończenia, które byłoby jednocześnie ludzkie i wiarygodne, żałuję jedynie, że tak często pojawiały się po drodze światła ostrzegawcze.

W przypadku tej powieści, uczucia i wątpliwości, które targały mną przed lekturą, okazały się słuszne. Dziewczyna z pociągu byłaby książką lepszą, gdyby tyle się o niej nie słyszało przed premierą. Brzmi to niedorzecznie, ale na chwilę obecną nie znajduję lepszych słów, aby oddać to, co kłębi mi się w głowie. Jest to powieść, która trzyma w napięciu, której główna bohaterka jest skonstruowana wyśmienicie, której zakończenie ma w sobie zarówno wiarygodność jak i ten mały element, to małe coś, co przeraża, co sprawia, że już po odłożeniu książki, pozostajemy z niewysłowionym lękiem. Bo Dziewczyna z pociągu to przede wszystkim opowieść o ludziach – ich słabościach, okrucieństwie i maskach, jakie noszą. A jednak zabrakło w powieści pewnego drobiazgu, którego oczekiwałam. Drobiazgu, którego nigdy w niej nie było, ale wmówiono mi, że jest. Drobiazgu, który sprawia, że o powieści można rozmawiać godzinami i poleca się ją nawet obcym, spotkanym przypadkowo ludziom. Drobiazgu, którego obecności nie obiecywała mi Paula Hawkins, lecz szum, któremu, chcąc nie chcąc, zaufałam. Któremu dałam się zwieść.

Fot.: Świat Książki

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *