tak zapamiętałem

Ocalić od zapomnienia – Marek Nowakowski – „Tak zapamiętałem” [recenzja]

Zbiór wspomnień Marka Nowakowskiego – zatytułowany Tak zapamiętałem – wybitnego prozaika, to swoisty fotoplastykon. Dzięki niemu przed naszymi oczami pojawiają się sylwetki osób już trochę zapomnianych, a jakże ważnych. Należą do nich choćby: Felicja Krance związana z kapitułą Nagrody im. Alfreda Jurzykowskiego, Jerzy Giedroyic, Zygmunt i Zofia Herzowie, a także Gustaw Herling-Grudziński współpracujący z Kulturą Paryską. Większość zaangażowana była w budowę polskiej kultury. Zapiski obejmują swym czasem trzy epoki: przedwojnie, czasy PRL-u oraz transformacji po 1989 roku. Nie mają być jednak exegi monumentum, pomnikiem trwalszym niż ze spiżu, a jedynie ocaleniem od zapomnienia. Jego wrażliwość na osobę ludzką znalazła odzwierciedlenie w umiejętności portretowania osób ciekawych, tajemniczych, pięknych i jakże zagadkowych.

Czy pisania można nauczyć się na warsztatach, czy jest on darem od Najwyższego? Okazuje się, że to umiejętność dostępna dla każdego, kto tylko chce. Paul Engle z Iowa City podjął się karkołomnego zadania nauki tworzenia literatury. Nazwał go International Writing Program – jako że pociągał go daleki świat, który od czasu do czasu odwiedzał. Dlatego oprócz mieszkańców Stanów Zjednoczonych chętnie zapraszał na nie także ludzi z Europy Wschodniej. Jego uczniami na creative writing była choćby Julia Hartwig z mężem Arturem, Marek Skwarnicki czy Flannery O’Connor. Sam Paul był bardzo przyjazny. Ciekawy, jak się żyje i tworzy pisarzom w komunistycznym kraju. Często porównywał Sowiety z Chinami. Sam jednak o swojej twórczości nie chciał się wypowiadać, nie prezentował jej na żadnym ze spotkań. Trudno stwierdzić, czy był wybitnym poetą, choć jego wiersze można znaleźć w antologii poetów USA w XX wieku. Niewątpliwie był jednak osobowością, jak na monotonne, kukurydziane krajobrazy swego stanu.

Któż z nas pamięta Juliana Żebrowskiego – mistrza szybkiej karykatury? Podobno kreskę miał jak snajper. Sam mówił o sobie, że lubi utrwalać to, co zobaczył. Już jako początkujący rysownik przed wojną zwrócił uwagę umiejętnością chwytania w lot istotnych cech portretowanych osób. Swoją karierę zaczynał w „Polonii” i „7 Groszy”. Znaczącym rozdziałem jego twórczości było zaprojektowanie medalionów oraz tablic w kilku warszawskich kościołach. Poświęcone były pamięci żołnierzy Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych, Wolności i Niezawisłości, ofiar obozów koncentracyjnych i łagrów. Odważnie reagował na magnetyczną rzeczywistość III RP, która niosła na plecach bagaż komunistycznej przeszłości. Do końca swych dni pozostał bacznym obserwatorem współczesności.

Warto zatrzymać się także nad postacią Felicji Krance, która od lat wspomagała zakład dla ociemniałych w Laskach. Wybór inicjatywy nie był przypadkowy – utrata wzroku była wadą dziedziczną od strony matki Wieniawskiej (spokrewnionej z wybitnym skrzypkiem). Poza tym, związana była z kapitułą Nagrody im. Alfreda Jurzykowskiego. Jej zadaniem było wyszukiwanie w kraju kandydatów wśród ludzi nauki, sztuki i literatury. Prestiż wyróżnienia tą nagrodą był wysoki i wystarczy wymienić niektórych nagrodzonych od 1964 roku, żeby tę ocenę potwierdzić. Oto część tej wybitnej plejady: Roman Ingarden, Leszek Kołakowski, Witold Lutosławski, Czesław Miłosz, Tadeusz Różewicz czy choćby Zbigniew Herbert.

Czy można coś jeszcze dodać do życiorysu Zbigniewa Herberta – księcia poezji? Wszak tyle już o nim napisano – i prawdę, i fałsz. Po jego śmierci wiele osób zaczęło podawać się za jego przyjaciół. Jak opowiadać o nim bez zbędnego patosu, do którego przywykliśmy? Tak jak Marek Nowakowski, który nie ukrywa, że darzył go wielką sympatią, choć przyjaźnią nie chce tego nazwać. A wszystko zaczęło się w redakcji „Współczesności”, kuźni ówczesnych debiutów. Przyszedł (…) Zwykły, sympatyczny. Mimo różnicy wieku przyjęty życzliwie przez gromadę pyszałkowatych debiutantów. Nie starał się wywyższać, nie epatował erudycją, mimo że w kręgu poetów był już ceniony i uznawany za indywidualność. Był przede wszystkim otwarty na każdego człowieka, jego myśli, postawy, doświadczenia i pasje. Pamięć powojennego, antykomunistycznego oporu była w centrum jego zainteresowań. Przypuszczać możemy,  że właśnie z tej inspiracji powstało radiowe słuchowisko LALEK.

Podsumowując, Marek Nowakowski to zarówno przenikliwy świadek współczesności, jak i krytyk komunizmu oraz znawca okresu polskiej transformacji ustrojowej. W swoich wspomnieniach przypomina sylwetki osób, których nazwiska niewiele mówią nowemu pokoleniu. Patrzy na nich z dystansem, nie koloryzując i nie idealizując ich. Przedstawia bowiem prawdziwych ludzi z krwi i kości.

Fot.: Zysk i S-ka

tak zapamiętałem

Write a Review

Opublikowane przez

Magdalena Kurek

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Gdańskim. Zgodnie z sentencją Verba volant, scripta manent (słowa ulatują, pismo zostaje) pracuje nad rozprawą doktorską poświęconą interpretacji muzyki w prasie lat ’70 i ‘80. Jej zainteresowania obejmują literaturę i sztukę, ale główna pasja związana jest z tempem 33 obrotów na minutę (mowa oczywiście o muzyce płynącej z płyt winylowych).

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *