Kryminał, którego akcja osadzona jest w naszym pięknym kraju, i którego autorem jest Polak, bardzo często jest traktowany przez czytelników po macoszemu, ze sporą dozą dystansu i początkowej niechęci. Tkwi w nas przeświadczenie, że Polacy nie potrafią pisać dobrych kryminałów, że jest to domena autorów ze Stanów Zjednoczonych lub ze Skandynawii. Konrad T. Lewandowski zdaje się być prztyczkiem wymierzonym w tych, którzy do Polskiego kryminału mają opisane wyżej podejście. „Czas egzorcystów” to przyzwoity kryminał z intrygą, która może nie zapada w pamięć, ale skłania do przemyśleń podczas lektury.
Fabuła skupia się wokół śledztwa w sprawie zabójstw dokonywanych na tle religijnym, jak i na osobie komisarza Krzysztofa Louvaina, byłego agenta SB, który dziś udaje przykładnego katolika, głównie po to, żeby mieć tak zwany „święty spokój” oraz dla profitów wynikających z dobrych relacji z siłą rządzącą zza kulis, czyli z klerem. Louvain dowiaduje się, że ostatnie morderstwa mające miejsce w stolicy są powiązane z osobą księdza Jana Ryby oraz jego grupy wsparcia modlitewnego. Ksiądz Jan para się trudną sztuką egzorcyzmów, a grupa wsparcia stanowi pomoc w skomplikowanym zadaniu oczyszczania wiernych z demonicznej obecności w ich duszach i ciałach. Niestety, dla komisarza Krzysztofa Louvaina śledztwo nie będzie prostą sprawą, ponieważ uciążliwe media skutecznie przeszkadzają w toku dochodzeniowym, a kuria biskupia zdecydowanie potępia działania komisarza oraz jego próby penetracji wewnętrznych kręgów kościoła katolickiego. Dodatkowo sprawę utrudnia pewien redaktor, który za wszelką cenę chce odkryć prawdę o morderstwach na własną rękę, często porównując siebie do kościelnego Jamesa Bonda.
Konrad T. Lewandowski napisał odważny kryminał, ponieważ w kraju, w którym o kościele powinno się mówić jak o zmarłym – tylko dobrze – zrobić z głównego bohatera byłego esbeka, który udaje przykładnego katolika tylko i wyłącznie dla zysków oraz odpowiednich koneksji, to jest nie lada wyczyn. Lewandowski idzie kilka kroków dalej i w jego powieści katolicy nie dość, że są naiwni jak stado baranów, to jeszcze chłoną jak gąbka wszelkie przejawy pobożności, nawet tej ewidentnie udawanej. Do tego w dość jasno określony sposób autor przedstawia czytelnikowi swoje stanowisko: w Polsce rządzi kler, czy nam się to podoba, czy też nie. W „Czasie egzorcystów” wszelkie granice między dobrem a złem są tak mocno zatarte, że nie jesteśmy w stanie jednoznacznie stwierdzić, kto jest tak naprawdę w porządku, i komu chcemy kibicować. Główny bohater, mimo widocznego dla czytelnika oportunizmu, ma również cechy, które skłaniają nas do kibicowania mu. Dziennikarz próbujący ułożyć sobie życie jest jednocześnie skrajnym dewotem, a jeden z księży okazuje się być psychopatą, wykorzystującym swoją władzę. Autor bez pardonu punktuje wszelkie przywary, jakie trawią polskie społeczeństwo, i doprawdy robi to w sposób na tyle dobry, że chwilami robi się przerażająco. I o ile w większości kryminałów myśli czytelnika są zajęte próbą dojścia do odpowiedzi na pytanie „kto jest mordercą”, tak u Lewandowskiego bardziej zajmujące są kwestie poboczne oraz warstwa obyczajowa.
Największe wrażenie zrobiła na mnie scena, w której dwójka policjantów wchodzi do warszawskiego biurowca i tam zgarnia jednego z podejrzanych na komisariat. Co było tak świetnego w tej scenie? Podejście bohaterów stanowiących jedynie szare tło dla prezentowanych wydarzeń. Ludzie znajdujący się wtedy w biurze na widok policjantów oraz na pytanie o pana takiego i takiego zwyczajnie poczuli ulgę połączoną z niewypowiedzianą radością, że oto wreszcie ten człowiek, który prawdopodobnie latami uciskał ich i wyzyskiwał, doczekał się kary za swoje niecne czyny. Minęło kilka dni odkąd skończyłem „Czas egzorcystów”, a ta scena wciąż tkwi w mej głowie jak żywa. Lewandowski ukazał to tak prawdziwie, że nie da się tej sceny wyrzucić z myśli. Naprawdę, świetna robota.
„Czas egzorcystów” to kryminał brudny, bezpardonowy i wciągający. Lewandowski ma dar to tworzenia niebanalnych bohaterów oraz jest autorem niezwykle dobrze opisującym rzeczywistość, w jakiej przyszło nam żyć. Nie boi się wsadzić kij w mrowisko, nie nakłada na siebie autocenzury. I choć może sam wątek kryminalny nie jest tak do końca zajmujący, to całe tło powieści oraz żyjący na jej kartach bohaterowie zapewnią czytelnikowi sporo dobrej rozrywki.
Fot.: zysk.com.pl
Podobne wpisy:
- Siała baba... - Gregg Olsen - "Siewcy Strachu" [recenzja]
- Sąsiedzka nadgorliwość? – Karen McQuestion – „Sekret…
- Od przeszłości nie uciekniesz – Tove Alsterdal -…
- Na arenie zbrodni – Krzysztof Jóźwik – „Druciarz”
- Carlos Ruiz Zafón kontynuuje sagę o Cmentarzu…
- Instynkt liczy się bardziej niż najlepszy sprzęt -…