Granie na festiwalu zawsze jest dla nas świętem – wywiad z Niemocą

Niemoc to trio artystów z Zielonej Góry, które tworzą Michał Drozda (gitara, bas), Radek Reguła (bas, gitara) oraz Filip Awłas (syntezator, sampler). Ich muzykę instrumentalną trudno gatunkowo sklasyfikować. Poruszają się w klimatach post-wave’owych i experimental indie, a ich elektroniczno-gitarowe dźwięki wciągają, hipnotyzują, a na żywo nabierają żywiołowości. Wydali pięć EP-ek: Prawie (2014), Dużo / Korzyści (2014), Kaiseki (2016), Paramaribo (2016) i Mikrofale (2017) oraz LP Baśnie (2019). Mają na koncie występy na wielu festiwalach takich jak Opener, Tauron Nowa Muzyka Festiwal, Spring Break, Sziget, Nowe Horyzonty. Podczas czternastej edycji OFF Festivalu na katowickiej scenie zagościli po raz drugi, a po koncercie opowiedzieli mi o muzycznych doświadczeniach, wspomnieniach festiwalowych, istocie pogody podczas gry na żywo oraz wytłumaczyli tytuł najnowszej wersji klipu do utworu Miss Żużla.

Małgorzata Kilijanek: Dwa lata temu rozmawialiśmy po Waszym występie na Tauron Festivalu. Co się od tamtej pory u Was zmieniło? Wydaje mi się, że sporo.

Filip Awłas: Dorośliśmy, to pewne!

Michał Drozda: Oglądałem nasze nagrania z 2016 czy 2017 roku i wydaje mi się, że ostatnio zaczęliśmy trochę dorastać. To pierwszy moment w życiu, w którym z twarzy nie wyglądamy na gimnazjum, tylko tak bardziej na liceum (śmiech).

Wydaje mi się, że wciąż wyglądacie równie młodo.

Michał: No nie, spaliłaś (śmiech)!

Radek Reguła: Ze zmian, które u nas nastąpiły: mamy Seszele Records, wydaliśmy płytę i za konsoletą mamy Antoniego, który pomaga nam osiągnąć doskonałe brzmienie.

Właśnie, Antoni, opowiedz coś o sobie. Odnoszę wrażenie, że w każdym wywiadzie jesteś najcichszy.

Antoni Zajączkowski: Tak, do tej pory nie miałem okazji wypowiedzieć się w wywiadzie.

Jak współpracuje Ci się z chłopakami?

Antoni: Jeżeli chodzi o dźwięk, to Niemoc jest zespołem cudownym do współpracy. Jest zespołem, który sam z siebie brzmi bardzo dobrze. Nie trzeba dużo poprawiać, wystarczy uchwycić chwilę, energię koncertu i dać mu popłynąć.

Od kiedy współpracujesz z Filipem, Michałem i Radkiem?

Antoni: Od niedawna, bo od kwietnia.

Czyli w zasadzie od wydania płyty Baśnie?

Antoni: Tak naprawdę w tym samym składzie zadebiutowaliśmy na Spring Break’u. Koncert Niemocy, który obserwowałem podczas tego festiwalu, był absolutnie fenomenalny.

Reszta zespołu chyba również wspomina ten występ bardzo dobrze?

Filip, Michał, Radek: Jak najbardziej!

Skoro wracamy do przeszłości, nawiążę do naszej wspomnianej rozmowy. Czy wciąż na ulicach usłyszeć możecie hej, to ci z Niemocy?

Michał: To przestało się zdarzać.

Radek: Mam takie poczucie, że mniej jest takich sytuacji. Kiedyś tak było, że gdzieś się wyszło, było kojarzonym, usłyszało „Niemoc”.

Jak choćby pod budką z kebabem…

Filip: Dokładnie tak!

Radek: Teraz to już się nie zdarza. Chyba musimy się bardziej wybić…

Filip: Może po prostu za rzadko chodzimy na kebaba i nie ma ku temu okazji.

Radek: Może rzeczywiście powinniśmy jeść więcej kebabów albo przyspieszyć, udostępniać więcej swoich twarzy.

Michał: Jemy więcej falafeli, mniej kebabów i tak to się kończy…

Kiedy założyliście Seszele Records, pojawiła się informacja, że z zespołem Bluszcz połączyliście siły, bo wiecie jak się słuchać i macie podobne ruchy sceniczne.

Radek: Tak, sam to pisałem.

Co do ostatniego elementu tego opisu, odnoszę takie samo wrażenie. Pamiętam, że rok temu, podczas trzynastej edycji OFF Festivalu, spotkaliśmy się pod Sceną Leśną, na której grała grupa BLUSZCZ. Macie cechy wspólne jako zespoły, ale trochę Was też różni, co więc sądzicie o twórczości kolegów z wytwórni?

Michał: To bardzo miłe chłopaki są!

Radek: Parafrazując Antka: zespół Bluszcz jest fenomenalny.

Wszyscy (śmiech).

Radek: To nasi bardzo dobrzy znajomi. Jeśli mowa o ich brzmieniach, to gdyby nam się nie podobały i uznalibyśmy, że jest to coś nie w naszym stylu i nie z naszej planety, to byśmy razem nie założyli wytwórni. Po części na decyzji podjęcia współpracy zaważyła bliskość muzyczna i bardzo się cieszymy, że jesteśmy w stanie jednocześnie brzmieć podobnie dla dużej ilości ludzi, a przy tym nie nakładać się za bardzo w naszym światku muzycznym. Póki co wszystko idzie dobrze i mamy nadzieję, iż współpraca będzie się rozwijać.

Na OFF-ie zagościliście również przed trzema latami, byliście na nieco innym etapie, jeśli mowa o ilości utworów na koncie, może też popularności. Czy odczuwacie różnicę między tymi dwoma OFF-owymi koncertami? Pamiętacie, co czuliście, będąc na scenie wtedy, a jak grało Wam się podczas tegorocznej edycji?

Filip: Wtedy było dużo cieplej – to pamiętam.

Radek: Chyba się wtedy bardziej denerwowałem.

Filip: Stres na pierwszym OFF-ie był większy, bo to był pierwszy nasz koncert na tak dużej scenie. Byliśmy na początku muzycznej drogi, choć w pewien sposób nadal na nim jesteśmy, ale grając później kilkadziesiąt koncertów na trochę większych scenach, nauczyliśmy się, jak to wszystko działa. Do koncertu na tegorocznym OFF Festivalu podchodziliśmy całkiem inaczej, byliśmy do niego pod każdym względem zdecydowanie lepiej przygotowani.

Filip: Nie tylko pod względem muzycznym, ale również organizacyjnym. Myślę, że to był lepszy koncert.

Jedno zostało: znów Michał był wodzirejem.

Radek: Przybyło nam pewności siebie. Tak jak ostatnio moment przed wejściem na scenę to było coś w stylu „mamy nadzieję, że będzie dobrze”, tak tym razem wiedzieliśmy, że będzie dobrze. Wiedzieliśmy, że to się uda, mamy dobry materiał, nauczyliśmy się trochę porywać ludzi… Przynajmniej taką mam nadzieję.

Potwierdzam, mnie porwaliście. Innych, z tego co zauważyłam, również.

Radek: Wiedzieliśmy, że o ile kwestie techniczne – kabelki, połączenia, hebelki – nie zrobią nam psikusów, to będzie dobrze. Pod tym względem było o wiele spokojniej.

Filip: Wydaje mi się, że w momencie wyjścia na scenę od razu poczuliśmy energię ludzi, którzy nas wołali, cieszyli się. Energia tłumu napędziła nas od chwili wejścia na scenę. Każdy stres, który gdzieś się krył, po prostu zniknął, a energię mogliśmy oddawać. Wyszedł fajny koncert.

Michał: Dowodem na to, że jesteśmy w innym miejscu jest też to uczucie, o którym mówił Radek, że kiedy pierwszy raz graliśmy na OFF-ie, to było „chłopaki, jest spina na maxa”, a teraz po prostu wchodziliśmy z myślą, że idziemy robić swoje, wiemy z czym to się je, w czym jesteśmy dobrzy, w czym nie, i chcieliśmy po prostu zagrać jak najlepszy koncert, a nie myśleć o tym, czy się uda, czy nie.

Zasługujecie już chyba na miano festiwalowych bywalców czy może wyjadaczy. Spring Break’i, Open’er, Sziget Festival, OFF Festival po raz kolejny. Trochę ich już odwiedziliście i chciałabym zapytać, jak oceniacie je pod względem organizacyjnym. Możecie wyróżnić któryś ze względu na to, że wywołał w Was najlepsze wrażenia w tym aspekcie? Może macie jakieś negatywne wspomnienia?

Filip: Negatywne? Byliśmy kiedyś zaproszeni na jakiś fejkowy festiwal, który się nie odbył. To był jednak wczesny etap naszej kariery i raczej malutki festiwalik (śmiech).

Michał: Ująłbym to tak, że trudno wyróżnić jakiś festiwal pod względem sceniczno-techniczno-organizacyjnym, ponieważ jadąc na takie wydarzenie, każdy zdaje sobie sprawę, że istnieje rozpiska czasowa, wszystko musi być dograne, że nie jesteśmy jedynym zespołem, który występuje i trzeba się czasem dostosować do różnych sytuacji. Nie mieliśmy chyba żadnych nieprzyjemnych momentów, gdy coś nie grało czy nie mogliśmy zrobić próby. Granie na festiwalu zawsze jest dla nas świętem i staramy się działać tak, by nie uprzykrzać życia innym i wszystko zrobić tak, jak trzeba.

Radek: Odnoszę wrażenie, że festiwal to wydarzenie skrojone pod wykonawców pod względem równej ważności, że nieważne, czy jesteś wielkim zespołem z innego kraju, czy małą polską grupą, zawsze istnieje pewien poziom, na którym traktują cię organizatorzy. To jest dla nas bardzo ważne i bardzo przyjemne, ponieważ na początku swojej drogi jako zespół bardzo często sypialiśmy na podłodze, graliśmy za pięćdziesiąt złotych. Traktowanie nas jako muzyków – gości festiwalu, nie tylko jako występujących na scenie, jest super! Do tej pory jesteśmy pod wrażeniem tego na festiwalach.

Filip: Staramy się też szanować pracę organizatorów i offfestivalowy koncert zakończyliśmy praktycznie co do sekundy zgodnie z czasem.

Radek: Oddajemy organizatorom te wszystkie miłe rzeczy tym zmieszczeniem się w czasie, nie robimy żadnych problemów.

Michał: Składamy się w pięć minut, rozkładamy też.

Antoni: W Warszawie nawet Niemoc zdążyła przed burzą.

Tuż przed OFF Festivalem, podczas koncertu na Barce Wisława. To znaczy, że jesteście idealnym materiałem na artystów zapraszanych do tworzenia festiwalowych line-upów.

Filip: Zapraszamy do zapraszania nas!

Michał: Jesteśmy dość prostym technicznie zespołem, o tyle, że wszystko idzie nam sprawnie – zawsze istnieje czas przeznaczony na przepinkę, wyjeżdżanie jakimiś podestami, a my nie musimy z tego korzystać. Wyjeżdżamy ze sceny w minutę, maksymalnie w dwie.

Filip: Dla organizatora jesteśmy marzeniem.

Radek: Dla realizatora też.

Na Scenie Leśnej pojawiliście się w koszulach znanym słuchaczom z teledysku do Miss Żużla, na co od razu zwróciłam uwagę, a w trakcie koncertu sami również o tym wspomnieliście. Kto z Was wpadł na pomysł, żeby postawić na taki strój sceniczny i zachować spójność w image’u?

Filip: Jak wiadomo, kontrakty z dużą wytwórnią płytową zobowiązują. Seszele Records naciskało, żebyśmy w końcu się uczesali, umyli, ubrali w koszule. Rada nadzorcza, wiadomo.

Wszyscy: (śmiech).

Radek: W wymaganiach, jakie postawiliśmy sobie przy tworzeniu teledysku, znalazła się spójność image’owa. A to, że wystąpiliśmy tak na koncercie, było spontanicznym pomysłem, stwierdziliśmy, że fajnie by było do tego nawiązać, od razu zinterferować w wersji live. Generalnie jesteśmy raczej problematyczni, jeśli chodzi o garderobę, więc nie wiemy, czy będziemy to kultywować, ale sądzimy, że wygląda to w porządku.

Podczas jednej z przedfestiwalowych ankiet wymienialiście swoje offfestivalowe typy. Wśród nich pojawił się Wasz punkt wspólny, czyli występ grupy Foals. Jakie macie oczekiwania co do ich koncertu?

Michał: Powiedziałbym to, ale nie wiem, czy mogę przeklinać (śmiech).

Radek: Chyba wiemy mniej więcej, czego się spodziewać.

Michał: Tak, nie ma co snuć oczekiwań, bo wiadomo, że będzie dobrze.

Czy w takim razie planujecie stać bliżej barierek, czy usunąć się gdzieś w tył?

Michał: Chyba będziemy się przemieszczać.

Radek: Na Foalsach trudno jest stać z przodu, bo można łatwo umrzeć, więc zobaczymy.

Co sądzicie o ich ostatniej płycie, Everything Not Saved Will Be Lost Part 1?

Radek: Myślę, że warto podsumować ją stwierdzeniem, że zawiera piosenki, które są wysoce godne uwagi. Słuchałem jej kilkukrotnie i… jestem na tak. Właśnie ukazał się singiel zapowiadający drugą część.

Michał: Mnie ten album cieszy, bo poprzednia, What Went Down, średnio mi się podobała, a Everything Not Saved Will Be Lost jest mieszanką Holy Fire z ich pierwszą płytą, Antidotes. Jestem bardzo zadowolony!

Co z pozostałymi pozycjami w line-upie tegorocznego OFF Festivalu? Orientujecie się kto, kiedy i gdzie gra, czy raczej wolicie poszukiwać i odkrywać? Poznawanie nieznanego chyba już można wpisać w ideę OFF-a.

Filip: Zawsze na OFF-ie znałem jakieś dziesięć procent wykonawców, ale wiedziałem, że gdziekolwiek nie pójdę, to się nie zawiodę, poznam coś nowego i będę się świetnie bawił. Przynajmniej u mnie ta formuła się sprawdza.

Michał: Jestem mało offfestivalowiczem, więc podobnie: niezbyt dobrze znam zespoły, które pojawiają się w line-upie. Przesłuchiwałem jednak offowe playlisty i wiele rzeczy bardzo mnie zainteresowało.

Wracając do Waszego koncertu na warszawskiej Barce – byłam w tym miejscu w lipcu na koncercie Coals…

Radek: Czy wtedy padało?

Nie, pogoda była idealna, do rana było ciepło.

Filip: No świetnie…

Michał: Wspominaliśmy w Warszawie nasz występ w Pradze, gdzie zagraliśmy jeden numer, przywitaliśmy się z publiką, powiedzieliśmy, że pierwszy raz gramy w tym mieście i wtedy poczuliśmy powolnie lecące na nas kropelki z nieba.

Filip: Bardzo szybko tempo przestało być powolne.

Michał: Tak, stało się bardzo szybkie. Dlatego też na Barce baliśmy się trochę, jak to będzie wyglądać. Kropić zaczęło idealnie wraz z końcem ostatniego utworu.

Deszcz podczas koncertów może być niebezpieczny. Chyba w 2017 roku na open’erowym koncercie Taco Hemingwaya zaczęło lać i zalało laptopa Rumakowi. Następną stację wszyscy starali się zarapować a cappella.

Filip: Tak, w tym samym czasie, kiedy my graliśmy na Open’erze pod namiotem. Nam nic nie zalało.

Radek: My chyba ogólnie mamy nieszczęście do deszczu. Gdy przyjeżdżamy grać do Warszawy w lecie, to od jakichś czterech lat zawsze pojawia się ten moment, że patrzymy w niebo i widzimy, że nie wygląda ono dobrze, będzie padać. W tym roku już nawet się tym nie stresowaliśmy, uznaliśmy, że nie mamy na to wpływu. Ludzie i tak przyszli, wyrobiliśmy się z występem idealnie.

Skoro poruszyliśmy już temat deszczu na betonie, to po raz kolejny nawiążę do naszej rozmowy na Tauronie. Stwierdziliście wtedy, że moglibyście kolaborować z Taco Hemingwayem. Dużo się od tamtego czasu zmieniło, szczególnie w jego twórczości. Czy chcielibyście to zdanie podtrzymać?

Radek: Gdybyśmy chcieli nawiązać kontakt z Taco, to by nas wyśmiali. Ludzie nie wiedzieliby, kim jesteśmy i czego chcemy. Myślimy jednak o kolaboracjach z innymi muzykami…

Michał (szeptem): KOMBII…

Radek: … Myślimy nad tym, by wkrótce to zrealizować, może w kolejnej odsłonie cyfrowej. Czy to będzie Taco? (śmiech) Raczej nie. Jednak featuringów zamierzamy się podjąć.

Na Waszym youtubie pojawiła się nowa wersja Miss Żużla, z dopiskiem: slowed down and rzeped. Wytłumaczycie mi, co oznacza rzeped?

Radek: Czas na tłumaczenie mema, uwaga, start!

Michał: W każdym naszym wywiadzie musi być element humorystyczny.

Filip: Rzeped oznacza przerobienie utworu pod Rzepę.

Michał: Jest taki filmik internetowy: typowy Rzepa, tricki na trzepaku. Z sentymentem wspominamy ten filmik, pomyśleliśmy, że jest idealny do bycia tłem dla naszego utworu.

Filip: Audiodeskrypcja mema: chłopak wypija jogurt, po czym wskakuje na trzepak i robi kilka bardzo fajnych tricków na trzepaku. Jest bardzo sympatycznym gościem…

Michał: … i pozdrawia dziewczyny.

Radek: Jak to Niemoc ma w zwyczaju, jest to domemowanie teorii.

Michał: A jeśli chodzi o nasze wspólne inspiracje, są to głupie filmiki w internecie.

Filip, Michał, Radek (śmiech).

To teraz powiedzcie mi jeszcze, co znajduje się na Waszych playlistach przeznaczonych na domówki.

Filip: Już myślałem, że na naszym stole… Odpowiedziałbym: paluszki i chipsy (śmiech). To pytanie jest trudniejsze.

Radek: U mnie byłyby to instrumentale Britney Spears, Amnesia Scanner i polski zespół Firma.

Michał: Musiałaby być już trzecia w nocy, a wtedy puściłbym Golec uOrkiestrę i BEDOES Górą Ty, Górą Ja, skacząc przy tym wysoko. A później Hewrę.

 

Niemoc - Miss Żużla (Video)

 

Fot.: Antoni Zajączkowski

 

Write a Review

Opublikowane przez

Małgorzata Kilijanek

Pasjonatka sztuki szeroko pojętej. Z wystawy chętnie pobiegnie do kina, zahaczy o targi książki, a w drodze powrotnej przeczyta w biegu fragment „Przekroju” czy „Magazynu Pismo”. Wielbicielka festiwali muzycznych oraz audycji radiowych, a także zagadnień naukowych, psychologii społecznej i czarnej kawy. Swoimi recenzjami, relacjami oraz poleceniami dzieli się z czytelniczkami i czytelnikami Głosu Kultury.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *