Niemiecki bękart

Ofiary wojny – Camilla Läckberg – „Niemiecki bękart” [recenzja]

Ofiary wojny. Kiedy słyszymy te słowa lub je wypowiadamy, mamy zazwyczaj na myśli osoby, które bezpośrednio uczestniczyły i ucierpiały podczas wojny. Walczyły po jednej ze stron, doznały urazów fizycznych i psychicznych. Często zapominamy jednak, że ofiar wojny jest więcej, a kategorie, na jakie można je podzielić, stają się niepoliczalne, w miarę zastanawiania się nad tym tematem. Cierpią rodziny i przyjaciele tych, którzy walczą, cierpią następne pokolenia, które zmagają się z cieniem i echem zła, nieszczęścia, strachu. Zdarzają się także sytuacje, kiedy ofiary wojny spotkać możemy nie tylko w kolejnym pokoleniu, ale w jeszcze i jeszcze następnym; bywa, że nie mają pojęcia, czego są ofiarami. W dużej mierze właśnie o nich – w różnym wieku i należących do różnych kategorii – opowiada powieść Niemiecki bękart, piąta część Sagi o Fjällbace.

Jak pamiętamy, pod koniec poprzedniej części Eryka znalazła na strychu, wśród pamiątek matki (w tym swoich i Anny rysunków z dzieciństwa, co niepomiernie ją zaskoczyło) coś, czego nie tylko się nie spodziewała, ale czego także nie rozumiała i nie potrafiła wytłumaczyć źródła pochodzenia. Tym tajemniczym i niepokojącym czymś był zakrwawiony dziecięcy kaftanik, w który zawinięto stary niemiecki medal. Skąd się tam wziął? Po co matka Eryki trzymała go przez tyle lat? I dlaczego nigdy o nim nie wspomniała? Odpowiedź na ostatnie pytanie jest najprostsza i nasuwa się sama – matka głównej bohaterki nigdy nie była osobą ani wylewną, ani uczuciową. Uścisk matki lub wyznanie miłości – nawet, kiedy córki były młodsze – nie wchodziły w rachubę. Nie powinno więc dziwić, że nie dzieliła się z nimi swoimi wspomnieniami. Jednak znalezisko jest na tyle niecodzienne, że musi przecież coś oznaczać. Eryka, jak to Eryka, nie pozostawia spraw ich biegowi i bierze je w swoje ręce. Zanosi medal do jednego z mieszkańców Fjällbaki, który znany jest z tego, że nie tylko jest pasjonatem wszystkiego, co związane z II wojną światową, ale także jego wykształcenie pozwala na zaufanie mu w tych kwestiach. Niestety mężczyzna przy pierwszym spotkaniu niewiele zdołał Eryce powiedzieć, choć zdawało jej się, że dostrzegła na jego twarzy coś dziwnego, coś, co z pewnością nie zostało wypowiedziane. Niestety nie będzie jej dane dowiedzieć się, o co mogło chodzić mężczyźnie, ponieważ jakiś czas po ich spotkaniu, zostaje on znaleziony martwy w swoim mieszkaniu.

Nic więc dziwnego, że śledztwo będzie toczyło się poniekąd dwutorowo. Policjanci z Tanumshede będą szukali sprawcy i motywu, a kierować będa nimi pobudki czysto zawodowe. Natomiast Eryka, wciągnięta w sprawę przez osobę matki, również będzie chciała odkryć prawdę, tym bardziej że szybko zaczyna do niej docierać, że być może śmierć mężczyzny i fakt, że zaniosła mu ów medal do obejrzenia, są ze sobą w jakiś sposób powiązane. Dla czytelnika staje się to jasne jeszcze wcześniej, ponieważ – jak to u tej autorki – co jakiś czas przenosimy się w przeszłość, do lat wojennych, gdzie poznajemy mamę Eryki jako nastoletnią dziewczynę, a także jej najbliższych przyjaciół. Nie mamy więc wątpliwości, że jej osoba będzie grała w tej historii pierwsze skrzypce. Albo przynajmniej jedne z pierwszych. Dorosła już córka znajduje również pamiętniki matki, z których wyłania się obraz Elsy zupełnie innej niż ta, którą znała Eryka. Z lektury pamiętników można wnioskować, że matka głównej bohaterki była co prawda osobą trochę skrytą i dość poważną, jak na swój wiek, ale ciepłą, życzliwą i pełną emocji, często uśmiechniętą. Tymczasem ze wspomnień Eryki wiemy, że dorosła Elsy była osobą zimną, oschłą, praktycznie pozbawioną uczuć, niewzruszoną nawet na błagalne spojrzenia córek. Co więc wydarzyło się przed laty, że kobieta tak bardzo się zmieniła? Co wspólnego ma z tym nazistowski medal i zakrwawiony kaftanik? Czy śmierć historyka interesującego się II wojną światową i nazizmem na pewno ma coś wspólnego z przeszłością Elsy? Czy śledztwa Eryki i policji zbiegną się w końcu we wspólnym punkcie?

Jeśli chodzi o wątki obyczajowe towarzyszące kryminalnej sprawie, również będzie interesująco. Patryk przebywa na urlopie ojcowskim, ale wciąż nie może przyzwyczaić się do faktu, że jego zajęciem jest bawienie i karmienie córki, a nie główkowanie i ściganie przestępców. Próbuje trzymać się z dala od komisariatu, ale nie wychodzi mu to za dobrze, co skutkuje drobnymi spięciami z próbującą pisać następna książkę Eryką. Serce Mellberga znów zabije szybciej, a co najważniejsze na teren komisariatu i powieści powróci Ernst… ale w nieco innej formie (o wiele lepszej) niż dotychczas, co będzie powodem do niejednego uśmiechu czy nawet głośnego śmiechu. Siostra Eryki, Anna, będzie układała sobie życie na nowo, co okaże się niełatwe przez córki Dana, które nie potrafią pogodzić się z nową sytuacją, a my poznamy również Paulę – nowy nabytek komisariatu. Sporo tego, ale Niemiecki bękart to bodaj najdłuższy do tej pory tom sagi.

Camilla Läckberg rozwija obraz niewielkiego społeczeństwa szwedzkiego miasteczka, który zaczęła tkać już w pierwszej części. I wychodzi jej to w moim mniemaniu bardzo dobrze. Natknęłam się na sporo narzekań dotyczących tego, że pisarka z kryminału zrobiła opowieść o zmianie pieluszek, lekcjach salsy, liczeniu kalorii czy skurczach, ale ja absolutnie nie rozumiem tych zarzutów. Autorka umieściła w książce zwykłe elementy codzienności, których często brakuje mi w powieściach, bo to właśnie one tworzą złudzenie realności i przybliżają nam bohaterów. No cóż, bywają kryminały, w których bohaterowie nie mają potrzeb fizjologicznych ani żadnych słabości, więc ci, którym saga nie przypadła do gustu właśnie z tego powodu, powinni sięgnąć właśnie po tego typu książki. No chyba że problemem jest spojrzenie na tego typu sprawy z perspektywy kobiety; może niektórzy woleliby posłuchać o takich drobiazgach, ale bardziej “męskich”? Może właśnie tu leży problem. Tak czy owak to, co niektórzy uznają za minus, ja traktuję jako ogromną zaletę powieści. Poza tym uważam, że Läckberg nigdy nie ukrywała charakteru swoich powieści i jeśli ktoś po Księżniczce z lodu brnął w sagę dalej – robił to na własną odpowiedzialność, pisarka bowiem nie zmieniła swojego stylu i w żadnym momencie nie sprowadziła czytelnika na manowce ani nie oszukała go.

Marcin Perchuć nadal sprawuje się świetnie jako lektor i zadziwiające jest to, jak zżył się z postaciami, w które się wokalnie wciela. A przynajmniej słuchacz odnosi takie wrażenie. Każdy z bohaterów jest inny, każdy ma swój własny sposób mówienia, własny, charakterystyczny dla siebie głos i aktor nie zapomina o tym w żadnej z czytanych przez siebie części sagi. Mellberg mówi więc ochrypłym głosem starszego człowieka, w którym czai się buta i lekko przerysowana dziarskość; Gösta wypowiada się tak, że brzmi jak wiecznie zmęczony, schorowany człowiek, Perchuć czyta jego partie niemal z wysiłkiem (który oczywiście wyczuwamy w głosie bohatera, a nie lektora); Rita – nowa postać w cyklu –  mówi z obcym akcentem, a jej głos jest wyraźnie kobiecy i lekko kokieteryjny. Dzięki takiej dbałości o szczegóły w wysławianiu się postaci – przy czym aktor bardzo płynnie przeskakuje z głosu jednego bohatera na zupełnie inny kolejnego – w lot orientujemy się podczas dialogów, kto, kiedy i do kogo mówi, co nierzadko nastręcza pewnych trudności podczas słuchania audiobooków, jeśli lektor nie jest na tyle szczegółowy i konsekwentny. Co prawda podczas słuchania Niemieckiego bękarta zdarzyło mi się wyłapać kilka drobnych potknięć Perchucia (kiedy na przykład czyta była wyroźnie zmartwiona  zamiast wyraźnie), ale są to szczegóły, które po pierwsze w ogólnym rozrachunku nie zmieniają mojej opinii o pracy wykonanej przez aktora, po drugie równie dobrze mogłyby obciążać osoby odpowiedzialne za korektę, a nie lektora.

Niemiecki bękart był – według mnie – chyba najbardziej wstrząsającą historią ze wszystkich pięciu tomów sagi. Wpływ na to miało wiele czynników, a o większości niestety nie mogę powiedzieć, jeśli nie chcę zepsuć lektury tym, którzy jeszcze książki nie czytali lub nie słuchali. Spory wkład w taki odbiór i emocjonalność opowieści miało jednak to, o czym wspomniałam na samym początku. Niemiecki bękart w dużym skrócie opowiada bowiem o ofiarach wojny – tych  bardziej i mniej oczywistych. Ofiarach, o których często się nie mówi i nie myśli, oddając prym i hołd tym, którzy bezpośrednio brali udział w konfliktach zbrojnych, odnosząc rany lub ponosząc śmierć. Tymczasem skażenie, jakie rozpyla wokół siebie wojna, może unosić się przez lata, a nawet przez stulecia – niewidoczne i niewyczuwalne z pozoru, raniące i wyniszczające powoli, choć skutecznie. Może wytworzyć lawinę zdarzeń, efekt śnieżnej kuli, która zbiera ze sobą nawet przypadkowe ofiary, napotkane na swojej drodze w wyniku przykrego zbiegu okoliczności. Taka tematyka i takie podejście do niej sprawiło, że byłaby to najwyżej oceniona przeze mnie część cyklu, gdyby nie argumentacja, jaką pisarka posłużyła się dla wytłumaczenia zachowania dorosłej Elsy i jej chłodu. Nie mogę oczywiście rozpisywać się na ten temat, nie wnikając za bardzo w fabułę, w każdym razie ja absolutnie tego nie kupiłam i zostało to według mnie spłycone, przez co stało się niewiarygodne i wręcz, momentami, nienaturalne. Nie zmienia to jednak faktu, że audiobooka słuchało się jak zwykle świetnie i trudno było się od niego oderwać. A skoro napisałam już recenzję, mogę z czystym sumieniem zacząć słuchać kolejnego tomu.

Fot.: Audioteka

Niemiecki bękart

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

1 Komentarz

  • Pięknie Pani wypuntkowała w recenzji wszystko to co sam uważam o twórczości pisarki! Też słucham audiobooków i też uważam że Perchuć jest wybitny w tym co robi! Zostały mi dwa ostatnie tomy do przesłuchania (i kupienia) w audiotece.pl – Pani recenzja pobudziła mnie do powrotu do tego cyklu!

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *