omega men

Dwie strony medalu – Tom King, Barnaby Bagenda – „Omega Men” [recenzja]

Co jest stałym elementów komiksów (a teraz również i filmów oraz serialu) z gatunku superhero? Zgadliście, oczywiście chodzi o odwieczną walkę dobra ze złem. Każdy superbohater ma swojego łotra, z którym toczy nieskończone pojedynki – Superman ma swojego Lexa Luthora, Batman – Jokera, Spider-Man – Doktora Octopusa itd. Zamysł jest prosty: istnieją dwie strony konfliktu, to jest „jasna” i „ciemna” strona, początkowo bardzo sztywno zarysowana na potrzeby szerzenia wśród młodzieży dobrego zachowania. Komiksy jednak z biegiem lat stały się coraz bardziej mroczne, a co za tym idzie strony konfliktu stały się niejednoznaczne. Czerń i biel ustępuje miejsca odcieniom szarości, a scenariusze przedstawiają zaskakujące zwroty akcji lub po prostu rzucają światło na aspekty wcześniej pomijane na kartach komiksów. Twórcy nie boją się poruszać trudnych tematów dotyczących polityki, nierówności społecznych, rasowych czy kulturowych. Nie jest już tak łatwo stwierdzić, kto jest tym dobrym, a kto tym złym – bo oprócz samych czynów możemy ocenić również motywację danej jednostki, a to już nie jest takie łatwe. Czy grupa wyrzutków walcząca z korporacyjną władzą jest bezwzględną organizacją terrorystyczną, czy jest obrońcą bezradnych ludzi? Jeśli chcecie poznać właśnie taką historię, to zapraszam do lektury Omega Men.

Omega Men jest hermetyczną miniserią w uniwersum DC, więc oprócz ciekawej tematyki zachęca również tym, że znajomość innych komiksów nie jest wymagana – wystarczy podstawowa wiedza o najważniejszych postaciach uniwersum. A właściwie należy przede wszystkim pamiętać, jaka jest rola Zielonych Latarni w znanym w DC Wszechświecie. Jako międzygalaktyczna organizacja porządkowa mają za zadanie nieść ład i porządek oraz likwidować niesprawiedliwość i zło. A Wszechświat pełen jest istot niepraworządnych, wykorzystujących słabość innych czy po prostu wielbiących zło i nienawiść. Jak się można domyślić, nie wszystkim pasuje obecność Zielonych Latarni.

Układ Wega, który jest miejscem akcji niniejszego komiksu, doszedł z Zielonymi Latarniami do zaskakującego porozumienia – nie mają oni wstępu do układu, co oznacza brak ich ingerencji w wewnętrzną politykę prowadzoną przez Cytadelę. Taka decyzja zastanawia, ale wygląda na to, że nawet strażnicy Wszechświata muszą iść na ustępstwa – zwłaszcza jeśli chodzi o układ planet, który jako jedyny może dostarczyć drogocenne stellarium, zapewniające stabilność planety. Czym jest ta substancja i dlaczego ma tak wielkie znaczenie – to kolejna rzecz, którą warto wiedzieć, na szczęście komiks został zaopatrzony w krótki wstęp, który wprowadza czytelnika w świat przedstawiony. Osobiście w uniwersum DC nie siedzę, znam tylko podstawy z filmów i parę komiksów. Omega Men okazała się dla mnie lekturą bardzo prostą do przyswojenia, bo sama opowieść – pomimo że dla całego uniwersum układ Wega ma ogromne znaczenie – jest gdzieś poza głównym nurtem i jak zaznaczyłem wyżej, nie wymaga szerokiej wiedzy.

Sednem komiksu jest ukazanie niejednoznaczności co do interpretacji działań tytułowej grupy Omega Men, która przez rządzącą Wegą Cytadelę jest uważana za organizację terrorystyczną, prowadzącą na planetach układu akcje dywersyjne przeciw władzy. Jej członkowie są wyjęci spod prawa i Cytadela chętnie by ich dorwała, oni natomiast ogłaszają się wyzwolicielami Wegi. W to wszystko wchodzi Kyle Rayner, Biała Latarnia (lepsza wersja Zielonej Latarni, to akurat mało istotne). Prowadzi swoją osobistą krucjatę przeciwko wszelkiemu złu we Wszechświecie i zainteresował się problemami wewnętrznymi Wegi – chce być negocjatorem między Omega Men i Cytadelą. Ta decyzja rozpoczyna szereg dramatycznych sytuacji, które zmienią postrzeganie rzeczywistości przez Raynera.

Komiks Omega Men podzielony jest na dwanaście zeszytów, a każdy kolejny wprowadza coraz więcej niepewności co do tego, czy rację ma Cytadela, czy samozwańcza grupa wyzwolicieli Wegi. Skład Omega Men jest różnorodny pod kątem etnicznym i kulturowym – każdy z jego członków ma swój powód, aby walczyć z Cytadelą. Motywację niektórych poznajemy dopiero z czasem i potrafią one mrozić krew w żyłach – jak chociażby historia Scrapps. Scenariusz Toma Kinga jest znakomity, buduje on opowieść wokół idei ruchu terrorystycznego jako neutralny obserwator, który pozwala czytelnikowi samemu odczytywać znaczenie obrazów i słów. Zszokowała mnie informacja, że Tom King to były pracownik CIA, który zajmował się właśnie aktami terroryzmu, a próba zrozumienia motywacji to według niego klucz do walki z ekstremistami. Omega Men jest komiksem pełnym brutalności, bezkompromisowych decyzji każdej ze stron i poczucia, że granica między dobrem i złem jest bardzo niewyraźna.

Mroczny przekaz wzmacnia warstwa graficzna, za którą odpowiedzialny jest Barnaby Bagenda. Rysunki nie stronią od makabrycznych scen, krew leje się litrami, a ścięte głowy fruwają pomiędzy kadrami. Bardzo podoba mi się wykorzystanie kolorów, nie uświadczymy tu jaskrawych barw, a różnorodność planet układu Wegi została ciekawie sportretowana – czuć, że każdy ze światów ma swój unikalny klimat. Mistrzostwem są natomiast okładki poszczególnych zeszytów. Minimalizm w formie plakatów propagandowych to strzał w dziesiątkę, biorąc pod uwagę tematykę komiksu. Paradoksalnie to właśnie na nich moje spojrzenie zatrzymywało się najdłużej.

Omega Men warto przeczytać, nawet jeśli nie jesteś zagorzałym czytelnikiem komiksów ze stajni DC. Kluczowe jest tu sedno opowieści, czyli idea walki o własne przekonania – kiedy mamy do czynienia ze zwykłym oporem przeciwko władzy, a gdzie już zaczyna się terroryzm? Czy zwalczanie ognia ogniem jest odpowiednią metodą na obronę własnych wartości? Tom King zadaje w scenariuszu sporo pytań, główny bohater Kyle Rayner nieustannie odkrywa nowe aspekty działalności wywrotowej grupy Omega Men, co stawia przed czytelnikiem wiele dylematów moralnych, a wydanie oceny wcale nie jest takie proste.

Fot.: Egmont

omega men

Write a Review

Opublikowane przez

Patryk Wolski

Miłuję szeroko rozumianą literaturę i starego, dobrego rocka. A poza tym lubię marudzić.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *