Wkraczamy w ostatni rozdział zarówno Wielkiej Wojny, jak i cyklu Bruderszaft ze śmiercią. Mamy rok 1917, a więc kluczowy dla historii Rosji. Niestabilny politycznie kraj chyli się ku upadkowi, a dla przegrywających stopniowo wojnę Niemców brzmi to, jak dar z niebios. Oczywiście, aby dopomóc wrogowi w zapadnięciu się administracji od wewnątrz, trzeba działać ostrożnie. Boris Akunin kontynuuje więc zaglądanie w obszary wojny na pierwszy rzut oka niewidoczne dla postronnego obserwatora – ukazuje nam śmiałe działania wywiadowcze, które robią nie większe wrażenie niż ostrzał artyleryjski. Zresztą, co ja tu będę zachwalał, skoro mieliśmy okazję już czterokrotnie przekonać się dzięki temu właśnie cyklowi, że wojna szpiegów może być równie interesująca i równie znacząca dla losów konfliktu, co bitwa na froncie. A skoro to ostatni akord, to flaszka również powoli się kończy…
Zanim jednak potłuczemy szkło, mamy okazję nacieszyć wyobraźnię jeszcze jedną akcją Josefa von Teofelsa, asa niemieckiego wywiadu. A misja nie byle jaka, bo iście kluczowa dla przyszłej historii rewolucyjnej Rosji. Co prawda zamach na Mikołaja II się nie powiódł, ale dobrze wiadomo, że administracja carska chwieje się na glinianych nogach i potrzeba odpowiedniego impulsu, aby doprowadzić do totalnej destabilizacji kraju. A tak się składa, że pewien łysy jegomość bardzo chciałby powrócić do ojczyzny, aby poprowadzić proletariackich towarzyszy do obalenia opresyjnej władzy. Znacie go bardzo dobrze z podręczników, chociaż Zepp nie mógł wtedy jeszcze przewidywać, z jak ważną personą przyjdzie mu się spotkać.
Zadanie nie jest tak proste, jak się wydaje – Łysy teoretycznie więziony nie jest, natomiast wrogie służby rojalistów i białych bolszewików chciałyby uniknąć wjazdu podżegacza do carskiej stolicy. Jego powrót do Rosji jest jednak na rękę Niemcom, dla których przewrót polityczny wroga oznacza chaos w jego szeregach, a chaos w szeregach wroga oznacza zmianę sił na arenie międzynarodowej. A może nawet koniec wojny, przynajmniej na jednym froncie? Szkoda nie wykorzystać takiej okazji, więc Zepp bierze udział w tytułowej Operacji „Tranzyt”, ponownie przybiera kolejną już maskę i wciela swój plan w życie. I czyta się to z zaciekawieniem, chociaż podobne scenariusze w Bruderszafcie ze śmiercią już się zdarzały – von Teofels zdobywa zaufanie osoby wewnątrz docelowej grupy (a najlepiej, jeśli to będzie kobieta, Zepp z zimną krwią potrafi rozkochać, a następnie wykorzystać wrażliwe serce damy), po czym tak kieruje poczynaniami innych, aby osiągnąć swój cel. Pomimo powtarzalności, mam wrażenie, że samemu autorowi historie z Zeppem w roli głównej sprawiały większą frajdę podczas pisania niż opowieści po rosyjskiej stronie barykady. Akcje von Teofelsa charakteryzują się finezją, której czasami brakuje Romanowowi.
A co u młodego śpiewaka-szpiega słychać? Biedaczyna, nie potrafi się odnaleźć w rewolucyjnej rzeczywistości, zwłaszcza że gdzieś przepadł jego wierny druh, książę Kozłowski – ale to przecież niewłaściwy czas dla wszelkiego rodzaju książąt w takiej Rosji. Mimo wszystko krew w żyłach Romanowa jeszcze jest gorąca, bo pewny swojej odwagi i umiejętności wplątuje się w poprowadzenie tytułowego Batalionu Aniołów. Oj, gdyby tylko Aleksiej na spokojnie dokonał rekonesansu, zastanowił się chwilę… Nie ma już jednak odwrotu, dżentelmeński uścisk dłoni nastąpił, kropla strzemiennego i Romanow wraca na front! Nie spodziewał się jednak, że jego podwładnymi będą kobiety. Oczywiście, ponad sto lat po tych wydarzeniach nie patrzymy na to, jak na wymysł z kosmosu, pamiętajmy jednak, w jakich czasach toczyła się wojna. Kobiety postrzegano jako niezbędne wsparcie sanitarne na froncie, ale za karabiny winni chwytać jedynie mężczyźni. Rewolucja przyniosła jednak zmiany również społeczne, udzielono więc zgody na utworzenie kobiecego oddziału, który pieszczotliwie nazwano Batalionem Aniołów.
Opowieść jest napisana z przymrużeniem oka, chociaż nie brak tu poważnych scen, jak chociażby napaść męskich żołnierzy na skryte w szopie żołnierki, co prowadzi nas do jakże mrocznych historii związanych z wykorzystaniem kobiet podczas wojny. Sam Romanow niestety utrzymuje czytelnika w przekonaniu, że chociaż jest doświadczonym już przez los i wojnę człowiekiem, to nadal jest naiwnym młodzieńcem z niepokornym sercem wyrywającym się z piersi. Po raz kolejny więc popada w nieszczęśliwą miłość, która nie ma prawa zakończyć się happy endem. Jest to pełen skrajności bohater, o wrażliwości artysty i nieustępliwości doświadczonego dowódcy, przez co wciąż wpada w tarapaty. Nijak nie może się w tym aspekcie równać z Zeppem, który w żadnej swej misji nie pozwala sobie nawet na moment zawahania.
Dziesięcioodcinkowa przygoda z Josefem von Teofelsem i Aleksiejem Romanowem dobiegła końca; patrzę na nich jak na bohaterów fikcyjnych o bogatym doświadczeniu w tak krótkim okresie życia – czym bowiem są raptem 3 lata? – i zastanawiam się, czy w służbie niemieckiego wywiadu faktycznie mógł być nasz książkowy Zepp, czy carski kontrwywiad zatrudniłby takiego młokosa jak Romanow. Fabuła opowiadanych przez Borisa Akunina historii, chociaż widowiskowa, nie wydaje się całkowicie oderwana od rzeczywistości. I może gdyby nie swawolna narracja, częściej zastanawiałbym się nad dramatyczną rywalizacją szpiegowską narodu niemieckiego i rosyjskiego. Bruderszaft ze śmiercią ma jednak dostarczać przede wszystkim rozrywkę, która czytelnika zrelaksuje i rozbawi, a może przy okazji zaciekawi wydarzeniami historycznymi z tamtego okresu. To Akuninowi udało się osiągnąć, czego przed lekturą się nie spodziewałem – jego pióro w serii o Eraście Fandorinie nie wskazywało na komiczne zdolności pisarza. Zanim pozwolę sobie na strzelenie rozchodniaczka, zastanawiam się, czy żałuję, że to już koniec. Po namyśle uważam, że to dobry moment, na skończenie cyklu – i nie tylko w kwestii fabularnej. Wspomniałem już, że opowiadane historie trochę zaczęły się powtarzać – Zepp po raz kolejny kogoś omamia i steruje niczym marionetką, a Romanow po raz kolejny odkrywa swą romantyczną duszę przed równie romantycznie traktującą życie niewiastą, co musi skończyć się źle. Obawiam się, że te schematy by się wciąż powtarzały, aż do przejedzenia. Dobrze więc, że Akunin wyznaczył sobie okrągłą dziesiątkę – wszak najważniejsze to wiedzieć, kiedy skończyć.
Na tej stronie wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Więcej informacji znajdziesz w polityce prywatności. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? ZGADZAM SIĘ
Manage consent
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.