Ostatnie prosecco hrabiego Ancillotto

Z miłości do życia – Antonio Padovan – „Ostatnie prosecco hrabiego Ancillotto” [recenzja]

Wenecki reżyser Antonio Padovan zabiera nas w podróż po swojej małej ojczyźnie i oferuje nam kryminał z odrobiną komedii w tle, będący adaptacją powieści włoskiego pisarza Fulvio Ervasa. Ostatnie prosecco hrabiego Ancillotto przedstawia małomiasteczkową intrygę inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami.

To film, który pozwoli widzom na wytchnienie i rozbudzi w niektórych pragnienie skosztowania prawdziwie włoskiego wina oraz wywoła zniecierpliwienie przed nadchodzącym urlopem.

To kolejna dobra propozycja od Aurora Fims, którą Głos Kultury miał przyjemność objąć patronatem medialnym.

Pełnometrażowy debiut Antoniego Padovana opowiada historię nieporadnego, nieprzejmującego się swoją nadwagą, niedawno awansowanego na Inspektora, Stucky’ego, którego pierwszym poważnym zadaniem będzie śledztwo w sprawie potencjalnego morderstwa Desideria Ancillotto, ekscentrycznego i samozwańczego hrabiego jednej z największych i cieszących się największym poszanowaniem winnic prowincji Treviso w Wenecji. Gdy w świetle prawa zagadka zostaje rozwiązana, a potencjalne morderstwo okazuje się być “jedynie” samobójstwem, wnikliwy Stucky wciąż nie potrafi zaznać spokoju w związku ze sprawą.  Mimo nacisków ze strony przełożonego, w dalszym ciągu prowadzi dochodzenie mające na celu zagłębienie się w problem, który – jak się okazuje – męczy większość mieszkańców.

Stucky wykazuje się dobrym instynktem, ponieważ w niedługim czasie po śmierci hrabiego Ancillotto rozpoczyna się seria zabójstw wpływowych osób powiązanych ze zmarłym mężczyzną. Sprawa dodatkowo komplikuje się, gdy do miasta przyjeżdża nikomu nieznana dziedziczka spadku po bogaczu, jakim był Ancillotto. Czy kobieta ma coś wspólnego z całą sprawą? Wyraźnie zaangażowany w nią wydaje się być także miejscowy dziwak Isacco Pitusso. Inspektor Stucky stopniowo układa porozrzucane wskazówki, a rozwiązanie tej zagadki z pewnością nie jest tak proste, jak początkowo mogło się wydawać.

Reżyser celowo daje czas na pochłanianie wzrokiem przepięknych widoków miejsca akcji. Malowniczo usytuowane winnice, położone na bajecznie wyglądających wzgórzach, wszechobecna roślinność, piękna paleta kolorów, do tego urokliwa miejscowość, którą aż chciałoby się obrać za cel wakacyjnej podróży, by przespacerować się wąskimi uliczkami, wypić kawę w lokalnej kawiarni, przegrać pięć euro po rundzie piłkarzyków z mieszkańcami, a wieczorem na balkonie rozkoszować się doskonałym winem i świetnym widokiem. Padovan ma pełną świadomość, jakim skarbem dysponuje i jak wiele może pokazać komuś z zewnątrz, i w pełni to wykorzystuje, czyniąc z tych elementów niekwestionowaną zaletę.

Piękne otoczenie nie stanowi na szczęście o jedynej sile filmu. Ostatnie prosecco hrabiego Ancillotto oferuje nieśpieszną, ale frapującą intrygę, która oczywiście nie może równać się z pomysłami Dana Browna, ale czasem takie lokalne, nieduże sprawy są dla odbiorcy ważniejsze i łatwiej się z nimi zintegrować. Dzieło Padovana od razu skojarzyło mi się z nieżyjącym już brytyjskim pisarzem Peterem Mayle’em (autor zekranizowanego przez Ridleya Scotta Dobrego Roku), który pod koniec lat 80. XX wieku porzucił korporacyjne życie i przeniósł się z żoną do Prowansji, gdzie mieszkał i pisał powieści do końca swoich dni. Ostatnie prosecco hrabiego Ancillotto ma w sobie tę samą lekkość, tę samą potrzebę celebrowania życia, smaków i wartości, które w dzisiejszych czasach zostały zepchnięte przez konsumpcyjny i korporacyjny pęd życia.

Pochwalić należy także aktorstwo – Giuseppe Battiston bardzo dobrze odnalazł się w roli sympatycznego, ale wnikliwego i sumiennego niezdary, który nie ma za grosz wyczucia, jeśli chodzi o sprawy związane z modą, ale jest dobrym gliniarzem i poczciwym człowiekiem. Z kolei istną perełką jest tutaj  Rade Šerbedžija (Przekręt), który wystąpił co prawda tylko na początku filmu, ale był na tyle charyzmatyczny i tak cudownie nadał ton całej opowieści, że duch jego hrabiego Ancillotto unosił się nad filmem aż do napisów końcowych. W pamięci widzów z pewnością pozostanie także Teco Celio, który fenomenalnie sportretował miejskiego dziwaka rozmawiającego ze zmarłymi.

Ostatnie prosecco hrabiego Ancillotto to lekki, przyjemnie wakacyjny film, który porusza jednak istotne kwestie walki maluczkich z wielkimi korporacjami, poszanowania darów natury i ludzkiego życia. Aurora Films zdecydowanie obiera dobry kierunek, jeśli chodzi o letnie premiery. Ten niespieszny kryminał z komediowymi nutami najlepiej oglądać w upalny wieczór, sącząc przy tym odpowiednio dobrane włoskie wino. Ten typ kina jest niezobowiązujący; służy czystej, ale ambitnej i niekomercyjnej rozrywce, mając jedno proste zadanie – rozluźnić człowieka po ciężkim tygodniu pracy, mimochodem dając do myślenia. Ja bawiłem się świetnie. 

Ocena: 7/10

Fot.: Aurora Films

Ostatnie prosecco hrabiego Ancillotto

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *