Papier wszystko przyjmie? – C.J. Sansom – „Papierowe Imperium” [recenzja]

W życiu każdego czytelnika przychodzi ten niezręczny moment, kiedy trafia na powieść, która niekoniecznie jest kiepska, ale kompletnie nie trafia w nasz gust, powodując czytelniczy odruch wymiotny. Pretensje często kierujemy w stronę wydawnictwa, bo opis na tylnej okładce był wprowadzający w błąd, lub ewentualnie ciskamy gromami w kierunku bogu ducha winnego pisarza, bo ten nie spełnił nadziei, które w nim pokładaliśmy. Prawda jest jednak nieco bardziej brutalna dla nas – to my wybraliśmy sobie taką, a nie inną lekturę z tysięcy innych – z jakiegoś powodu. W normalnym przypadku moglibyśmy odłożyć książkę na bok, jednak życie recenzenta nie pozwala na taki luksus. Z bólem serca muszę przyznać, że oto trafiłem wreszcie na dzieło, które dosłownie wpędziło mnie w czarną rozpacz. Spodziewając się porządnego thrillera politycznego, otrzymałem obyczajówkę ubraną w alternatywną historię II wojny światowej w Anglii.  

Papierowe Imperium to powieść, której akcja rozpoczyna się 9 maja 1940 roku, kiedy na Wyspach Brytyjskich odbywa się posiedzenie rządu, w wyniku którego premierem zostaje lord Halifax, za wszelką cenę pragnący uniknąć konfliktu z Niemcami. Chrurchill zostaje zepchnięty na polityczny margines i jedyne co mu pozostaje, to stworzenie ruchu oporu, który będzie dzielnie walczył z decyzjami podjętymi przez obecny rząd. W wyniku przejęcia przez Halifaxa rządów Niemcy z Anglią podpisują traktat pokojowy, w wyniku którego Wielka Brytania pozostaje de facto krajem, w którym rządzi III Rzesza. Pozornie Anglia pozostaje suwerennym krajem, neutralnym politycznie, jednak prawda prezentuje się zgoła odmiennie. Wszelkie polityczne decyzje podejmują Niemcy, a Anglia w niczym nie przypomina kraju z lat przed II wojną światową, w związku z czym coraz bardziej niezadowolony naród brytyjski sprzeciwia się, co pozwala Churchillowi walczyć z rządem i dyktaturą. W tym wszystkim umiejscowiony zostaje główny bohater – David i jego bliscy.

Alternatywna wizja C.J. Sansoma przytłacza czytelnika niezwykłą drobiazgowością i pieczołowitością, z jaką autor oddał najmniejszy możliwy polityczno-społeczny detal. Jest tego wszystkiego zwyczajnie za dużo, przez co nie dość, że osoba słabo zorientowana w politycznych zawiłościach może się bardzo prędko zagubić, to w dodatku nadmierna szczegółowość zabija w tej powieści tempo akcji, której przecież jest tutaj całkiem sporo. Stalin dość szybko zostaje zamordowany, Niemcy z łatwością przejmują Związek Radziecki, obozy pracy oraz obozy koncentracyjne rosną w siłę, a wyścig zbrojeń trwa w najlepsze. Dochodzi w powieści nawet do tego, że Niemcy w obawie przed Stanami Zjednoczonymi na prędce starają się stworzyć bombę atomową…

Co tu dużo mówić – styl C.J. Sansoma jest jak dla mnie toporny i męczący. Przewracałem kolejne kartki w mękach, a przebrnięcie przez alternatywną wizję i niesłychanie nudne wątki obyczajowe stanowiło dla mnie nie lada wyzwanie. Z pewnością wpływ na to ma moja słaba wiedza na temat II wojny światowej i politycznych szczegółów z nią związanych, tyle tylko, że w Papierowym Imperium mamy do czynienia z alternatywną jej wersją, co powinno być jakimś ułatwieniem. Nie było. Problemy polityczne Anglii z połowy XX wieku kompletnie mnie nie interesowały właściwie już od pierwszych stron, a cały czas czekałem na ten szpiegowski thriller… Nie twierdzę, że powieść jest skrajnie zła, ale z pewnością wymaga ona od czytelnika niezliczonych pokładów cierpliwości, dobrej woli i przede wszystkim  jakiegoś „zakręcenia” na punkcie II wojny światowej i wszelkich możliwych wariacji z nią związanych.

Na pewno trzeba oddać autorowi ogrom pracy, jaki włożył w stworzenie tak opasłej powieści (ponad 600 stron drobnej czcionki) i tak jak wspominałem wcześniej – z pewnością znajdą się fani tego typu stylu oraz takich opowieści. Ja do nich nie należę i wiem już, by zarówno tego autora jak i wszelkie podobne z opisu książki omijać jak najszerszym łukiem. Sęk w tym, że autor nie był w stanie zainteresować mnie dosłownie niczym. A za największą bolączkę uznaję to, że bohaterowie powieści C.J. Sansoma – zarówno pozytywni jak i negatywni –  byli dla mnie tacy, jak tytułowe Imperium – papierowi. Ze swojej strony nie polecam.

Fot.: Wydawnictwo Albatros

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *