Czy wyobrażaliście sobie kiedyś kolejne przygody Indiany Jonesa? Śledziliście z wypiekami na twarzy przygody Roberta Langdona w Kodzie da Vinci? Marcin Mortka i jego Pas Ilmarinena zabierze nas w niebezpieczną wyprawę po tytułowy pas mitycznego fińskiego kowala. Autor, kojarzony głównie z przygodowych książek dla dzieci, postanowił zanurzyć się w zimne połacie lasów i oddalonych od siebie skandynawskich wioseczek i wrzucić tam nietuzinkowego bohatera w sam środek wojennej batalii dwóch państw. Jak wyszło? Lepiej niż się spodziewałem.
Po pierwsze, jestem pod wrażeniem settingu, w którym osadzona została akcja książki. Pas Ilmarinena zabiera nas w sam środek rosyjskiej inwazji na Finlandię w 1940 roku. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy podczas czytania, jest niezwykła dokładność Marcina Mortki w opisywaniu Finlandii i jej mitów. Szybko wyjaśniłem tę tajemnicę. Autor jest absolwentem skandynawistyki na wydziale Neofilologii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Dzięki jego wykształceniu dostajemy powieść, która, mimo że jej ramy zawierają się w fantastyce, to mamy przedłożone realne miejsca oraz mity naszych północnych (niemalże) sąsiadów. Bardzo mi się to podobało i z przyjemnością czytałem opisy fińskich zwyczajów, ludności oraz przyrody, które nie zostały wciśnięte na siłę, lecz pieczołowicie umiejscowione w pasujących miejscach jak puzzle w układance.
O czym opowiada Pas Ilmarinena? Otóż w uniwersum Marcina Mortki istnieje magia. Każdy z ludzi może mieć w sobie cząstkę magicznej iskry, która objawia się niezliczonymi talentami. Może to być talent do malowania lub niesamowite szczęście. Główny bohater, Brytyjczyk Michael Tayne, ma dar wykrywania niebezpieczeństwa ułamek sekundy przed nastąpieniem przykrych konsekwencji. Gdy go poznajemy, siedzi właśnie w zakładzie psychiatrycznym, lecz zostaje wyciągnięty i wysłany na misję do ogarniętej wojną Finlandii, aby odnaleźć swoją zaginioną żonę Penelopę. Pomoże mu w tym młody arystokrata, Astley, który specjalizuje się w wyciąganiu ludzi z tarapatów, oraz wygadany dziennikarz amerykańskiego pochodzenia, Turner. Ich losy splotą się w samym środku rosyjskiej okupacji z antagonistą Muchalewem – enkawudzistą, bezwzględnym i okrutnym typem, którzy także dostrzega magię w świecie i chce wykorzystać ją do własnych celów. Ma mu w tym pomóc szantażowana cyganka Esmeralda, umiejąca wykryć magiczne zdolności w innych ludziach. Na domiar złego przebudza się Czarna Zgroza, złowroga siła zwiastująca koniec świata – a zadaniem tajemniczego bractwa Biblioteki jest jej powstrzymanie.
Nie da się ukryć, że jest to książka tylko dla dorosłych. Występują w niej liczne przekleństwa, morderstwa oraz nawet sceny gwałtu. Pas Ilmarinena przedstawia nam perspektywę brutalnej wojny, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone, a za zabójstwo nie czeka żadna kara, dlatego też trup ściele się gęsto. Mnie to nie przeszkadzało, a wręcz podobało, ale bardziej wrażliwi czytelnicy mogą mieć problem z przebrnięciem przez książkę. To, co dla jednych jest zaletą, dla innych jest wadą. Bardzo podobało mi się podejście pana Marcina Mortki w kreowaniu świata, bez sztucznego wybielania którejkolwiek ze stron. Finowie są ponurzy i zamknięci w sobie, a rosyjscy żołnierze to prawdziwe dzikusy, gdzie kompetentnej jednostki ze świecą szukać. Wszyscy bohaterowie mają spójne zadania i całkiem złożone osobowości, które pozwalają nam się polubić, znienawidzić, zazdrościć i ogólnie wywołać całą gamę emocji. Niewielu pisarzom udaje się ta sztuka, więc chylę czoła przed autorem w tej kwestii.
Największe wrażenie jednak zrobił na mnie świetny research autora. Posługuje się on fachowymi nazwami broni oraz pojazdów z tamtego okresu, a w pewnym momencie nawet podaje na tacy, jak odmrozić hamulec ręczny w ZIS-ie podczas tęgich, skandynawskich mrozów. Dopiero kiedy zaznajomiłem się bliżej z biografią autora, dowiedziałem się, dlaczego tak jest. Absolwent skandynawistyki oraz fan militariów stworzył autentyczny, choć fantastyczny świat, w który łatwo jest uwierzyć. Może sto lat temu na ziemi znajdowały się okruchy magii i żyły niesamowite jednostki umiejące nawet zmieniać się w zwierzęta, lecz wszystkich tych wspaniałych ludzi wytłukliśmy bezsensownymi wojnami? Takie pytanie kołatało mi się w głowie podczas odwracania kolejnych kartek.
Szkoda, że Pas Ilmarinena cierpi niekiedy na bolączki fabularne, ponieważ o ile świat wydaje się autentyczny, o tyle motywy niektórych bohaterów oraz rozwiązania niektórych scen budziły moje zastrzeżenia. Nie jest to pierwsza liga książek przygodowych, lecz nie można odmówić autorowi sprytu i polotu. Jednak postanowiłem przymknąć oko na pewne głupotki, ponieważ naprawdę świetnie bawiłem się przy tej powieści i polecam ją każdemu dorosłemu, który chciałby zobaczyć, jak mógłby wyglądać europejski Indiana Jones, zamiast z nazistami walczący z sowietami. Nie bez echa przechodzi fakt, że pewna część dochodów ze sprzedaży książki trafi na pomoc Ukrainie, która w tej chwili musi się mierzyć, podobnie jak Finlandia, z inwazją na wielką skalę. Oby historia tym razem się powtórzyła i atak został odparty.
Fot.: Wydawnictwo SQN