venflon

Pewni swego – Venflon – „Sztuka upadku” [recenzja]

Przyznam się, że Sztuka Upadku to moje pierwsze poważne podejście do twórczości formacji Venflon. Dotychczasowo zespół ten krążył gdzieś w orbicie moich muzycznych zainteresowań, ale nigdy nie wyszły one poza okazjonalne odtworzenie jakiegoś nagrania na YouTube. A szkoda, bo trzeci album formacji pokazuje, że są silną, pewną siebie i swego ekipą.

Trzeba nadrobić zaległości, bo Venflon to ekipa posiadające duże doświadczenie, szczególnie to sceniczne. Kapela powstała w 2003 roku i sukcesywnie, krok po kroku, zdobywała uznanie w warszawskim środowisku, raz po raz wypuszczając się poza obręb stolicy. Przełom nastąpił w 2010 roku, gdy zespół wydał debiut Venflon, a trochę głośniej się zrobiło o nich, gdy w 2012 roku wystąpili w Must Be The Music, docierając aż do półfinału. W 2013 roku na rynku pojawił się drugi LP – Anomia, a rok 2015 przyniósł występ na Przystanku Woodstock i trzeci krążek, czyli właśnie Sztukę Upadku.

Szczerze mówiąc, gdy tylko nastawiłem płytę, to byłem zaskoczonym ciężarem, jaki zaprezentował Venflon na Sztuce Upadku. Mocarne, surowe, mięsiste brzmienie, które oscyluje pomiędzy Alice In Chains z okolic Dirt i Amerykanami z Godsmack z naciskiem na tych drugich. Spore wrażenie zrobiły przy pierwszym odsłuchu utwory, jak bujające, wbijające w fotel, lekko stonerowe Wszystko co masz, Zero czy Wyzwanie, które rozpoczyna się iście thrashowym riffem.

Venflon- Miłość (Official video)

Płyta charakteryzuje się tym, że większość utworów zachowanych jest w średnim tempie i mówiąc szczerze, brakuje mi jednego, może dwóch szybszych, pędzących kawałków, bo pod koniec robi się trochę przewidująco i co tu dużo mówić, wieje trochę nudą. Na Sztuce Upadku wyróżnia się ponadto nasączony elektroniką, z fajnym, chóralnym refrenem utwór Miłość. Przebojowo, chwytliwie zrobiło się w Pełnym nienawiści. Chory Sen zwraca na siebie uwagę mrokiem i przeszywającym wokalem Macieja Ornocha w refrenie. W Tu i teraz robi się trochę progresywnie, zespół kombinuje z metrum, tempem, riffami. Na plus trzeba tutaj zaliczyć fajne żonglowanie stylem śpiewu wokalisty – od czystego śpiewu, po opętańcze krzyki.

Niestety, parę kawałków jak otwierający Obcy czy Anioł Śmierci, nie spowodowało u mnie przyspieszonego bicia serca. Trzeba przyznać, że płyta jest równa, mało co się na niej jakoś wybitnie wyróżnia. Venflon na Sztuce Upadku wydaje się dźwiękowym monolitem, doskonale czującym się w konwencji, w której operuje, co składa się na kilkanaście minut solidnego metalu. No właśnie, solidnego, bo płyta, mimo że w większości utworów prezentuje dobry poziom, to brakuje mi tej iskry, tej cząstki, która by wywindowała Venflon na wyższy poziom. Bo na polskim rynku, formacja daje radę, zdobywa swoją rzeszę fanów, powoli wkracza na drogę zasłużonego sukcesu, to jednak w porównaniu z tym, co się dzieje na świecie, to Venflon trochę ginie w tłumie. Jak sądzę, kariera na Zachodzie nie jest ziszczeniem marzeń zespołu, szczególnie, że tworzą tylko w języku polskim i chwała im za to. Obawiam się po prostu, że formuła, którą przyjęli w tym momencie kariery, może się okazać w przyszłości pułapką. Póki co, cieszę moje bębenki słuchowe Sztuką Upadku, bo to jest jednak kawałek porządnego grania.

Fot.: Fonografika

venflon

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *