Dziennik Bridget Jones

Piątkowa ciekawostka o…: „Dziennik Bridget Jones”

W jednej z grudniowych ciekawostek pisaliśmy o filmie To właśnie miłość. Kilkukrotnie przewinął się wtedy tytuł innego filmu, inspirowanego powieścią Helen Fielding, o której zresztą też napomykał tamten artykuł. Dziennik Bridget Jones opowiada o ciamajdowatej kobiecie w wieku 32 lat, która mierzy się w swoim życiu z wieloma przerastającymi ją problemami takimi jak: znalezienie faceta, rzucenie palenia, ograniczenie alkoholu, zrzucenie zbędnych kilogramów, nieudolność w ubieraniu się i zachowywaniu jak dama, a także wieloma innymi. Produkcja – podobnie zresztą jak książka, a ostatecznie trylogia – zyskała ogromną popularność, a sama bohaterka stała się poniekąd symbolem współczesnej kobiety, której ostateczny kształt nijak ma się do tych, które oglądamy i o których czytamy we wszelkich czasopismach. Dziś więc – jak na pewno się już domyśliliście, Sherlocki – zapraszam do lektury tekstu, w którym postaram się wycisnąć jak najwięcej ciekawych faktów o filmie Dziennik Bridget Jones. I może dorzucę coś o drugiej części.

Aż trudno uwierzyć, że od premiery tego filmu minęło już niemal 15 lat! Na ten rok zapowiedziana jest co prawda trzecia część przygód wzbudzającej sympatię (choć momentami również litość) Bridget, ale po tym, co zaserwowała czytelnikom Fielding w powieści Bridget Jones. Szalejąc za facetem, nie mam zbyt dobrych przeczuć co do nadchodzącej wielkimi krokami ekranizacji, ale kto wie… Obym się myliła! Sukces poprzednich części opierał się nie tylko na napisaniu scenariusza na podstawie popularnej powieści, ale również na nazwiskcha, jakie czuwały nad filmem. Reżyserii filmu podjęła się Sharon Maguire, która prywatnie jest przyjaciółką pisarki, dlatego Fielding mogła czuwać nad produkcją w każdym jej aspekcie, nie obawiając się wyrzucenia z planu pod zarzutem nadmiernego wymądrzania się. Wyreżyserowanie filmu to zresztą nie jedyny wkład, jaki miała Maguire w wygląd filmu, a nawet… książki. Helen Fielding stworzyła bowiem postać złorzeczącej na mężczyzn Shazzer, przyjaciółki Bridget, zainspirowana właśnie osobą Sharon. Ciekawe, ile poglądów krzykliwej (i często nabzdryngolonej) Shazzer było tak naprawdę poglądami reżyserki. Druga przyjaciółka Bridget, często nieszczęśliwa przez Podłego Richarda, Jude, również inspirowana była prawdziwą postacią, także przyjaciółką pisarki, niejaką Tracey MacLeod. Kobieta występuje zresztą gościnnie w filmie i możemy zobaczyć ją, jak rozmawia z Markiem na przyjęciu literackim.

Bridget Shazzer
„Stara, no ale jak… że niby ja to reżyserka filmu? Shazzer jest jedna – spójrz na ten uśmiech”

Oprócz przyjacielskiego powinowactwa z reżyserką, pisarka czuwała nad filmem w jeszcze jeden, bardziej oficjalny sposób. Razem bowiem z Richardem Curtisem i Andrew Daviesem stworzyła scenariusz do Dziennika Bridget Jones. Richard Curtis to oczywiście scenarzysta filmu Po prostu miłość, w którym po dwóch latach od premiery Dziennika ponownie spotkali się odtwórcy jednych z głównych ról u boku Renée Zellweger, Hugh Grant i Colin Firth. Z tym pierwszym zresztą Curtis współpracował już lata wcześniej, kiedy to kręcony był film Cztery wesela i pogrzeb. To właśnie dzięki współtworzeniu scenariusza przez Curtisa i dzięki jego namowom Grant zgodził się w końcu wystąpić w filmie o zdesperowanej trzydziestodwulatce, choć początkowo stanowczo odmówił. Co do drugiego scenarzysty, Andrew Daviesa, sprawa również nie jest tak banalna, jak mogłoby się wydawać. Mężczyzna ten stworzył bowiem swego czasu scenariusz do miniserialu z 1995 roku… Duma i uprzedzenie. Ci, którzy oglądali filmy o losach Bridget, a zwłaszcza ci, którzy czytali książki, na pewno w tym momencie rozumieją, o co chodzi, i uśmiechają się pod nosem. Duma i uprzedzenie to bowiem serial, który dla Bridget Jones i jej przyjaciółek jest odtrutką na gorsze dni i chwile depresji. A już scena z wyłaniającym się z wody w mokrej koszuli panem Darcym odtwarzana była przez bohaterki niemalże do znudzenia.

Bridget Darcy woda
On jeszcze nie wie…

Pan Darcy to zresztą temat na odrębny akapit, co też właśnie bezpardonowo uczynię. Jak zapewne pamiętacie, dumnego i małomównego (ale, ach!, jakże przystojnego!) pana Darcy’ego grał nie kto inny, jak sam Colin Firth, którym tak zachwycają się Bridget, Shazzer, Judy i Tom. Ich fascynacja nie jest w powieściach i filmie dziełem kompletnego wymysłu ze strony autorki, ale zrodziła się właśnie z ogromnej sympatii i zachwytu, jaki wzbudził ten aktor, a także odgrywana przez niego w miniserialu postać, w Helen Fielding. Nic więc dziwnego, że ukochany Bridget nazywa się Mark Darcy i na początku wydaje się naszej bohaterce nad wyraz dumny i małomówny. Czy powinien też dziwić fakt, że wydawnictwo, w którym pracuje panna Jones nazywa się Pemberly Press? Nie, jeśli pamiętamy, że posiadłość pana Darcy’ego w Dumie i uprzedzeniu Jane Austen nazywała się właśnie Pemberly. Jeszcze mniej dziwi fakt, że kiedy Fielding dowiedziała się, że odtwórca roli pana Darcy’ego zgodził się zagrać Marka Darcy’ego… nie mogła się nacieszyć. A jednak stworzyło to niespodziewane trudności w ekranizacji części drugiej, zatytułowanej Bridget Jones. W pogoni za rozumem. Otóż, w powieści panna Jones przeprowadza upragniony od lat wywiad z aktorem Colinem Firthem, podczas którego, dodajmy na marginesie, poci się z wrażenia, sapie i dyszy – co nie umyka czujnemu uchu dyktafonu – a ostatecznie rzuca się w spazmach na biednego, fabularnego Firtha. No i cóż mieli poradzić twórcy filmu? Jak mogli pogodzić sytuację, w której Firth gra ukochanego Bridget, a jednocześnie powinien zagrać samego siebie, nie wprawiając widzów (i samej Bridget, chciałoby się rzec) w konsternację? Ostatecznie zdecydowano – słusznie, jak mniemam – całkowicie pominąć tę scenę i pozbawić nas – tu akurat szkoda – widoku sapiącej i dyszącej z podniecenia, kompromitującej się kolejny raz “poważnej dziennikarki” Bridget. Chodzą słuchy, że przed rezygnacją z tej sceny rozważano Johna Travoltę do roli Colina Firtha. To by dopiero było pomieszanie z poplątaniem i gorączka sobotniej nocy.

Bridget pamiętnik
„Kochany pamiętniczku. Dziś znów próbują mi wcisnąć Travoltę zamiast prawdziwego Darcy’ego – to oburzające”

We wspomnianym wywiadzie zresztą Bridget – zanim zaczęła dyszeć – zapytała Firtha o jego rolę w filmie Fever Pitch (Miłość kibica). Jest to ciekawa informacja, ponieważ film ten powstał na podstawie powieści Nicka Hornby’ego, który uznawany jest za męski, literacki odpowiednik Helen Fielding. Sama Bridget zresztą uznaje pisarza za piłkarskie guru. Odnotujmy jeszcze, że również dla reżyserki filmu postać pana Darcy’ego za sprawą Colina Firtha nie była obojętna i również ona była nim oczarowana. Natomiast Hugh Grant, chociaż nie wzbudził w pisarce aż takiego zachwytu, również jako aktor, niemal jak w mistycznej przepowiedni, został wymieniony w literackim pierwowzorze. Jednak nie z taką świętością, jak Firth/Darcy. Aktorzy mają jednak sporo wspólnego poza umizgami na planie filmowym do tej samej kobiety i występem w To właśnie miłość. Obydwaj zagrali w ekranizacjach niezwykle popularnych powieści Jane Austen. Firth oczywiście w Dumie i uprzedzeniu, Grant natomiast w filmie Rozważna i romantyczna, do którego muzykę stworzył Patrick Doyle. Ten sam, który pracował przy muzyce do Dziennika Bridget Jones. Wydaje się więc, jakby wszyscy byli powiązani, a żaden wybór nie był przypadkowy. A wszystkich połączyły dwie pisarki: Jane Austen i Helen Fielding.

Bridget rura kask
Czy tę nieszczesną rurę również przepowiedziała Jane Austen?

Losy Bridget Jones i Marka Darcy’ego stanowią zresztą luźną i uwspółcześnioną wersję losów Elizabeth Bennet i Fitzwilliama Darcy’ego. W obydwu ekranizacjach kobieta i mężczyzna z początku się nie lubią, a wręcz żywią do siebie dziwną, niewyjaśnioną awersję. Ona pochodzi z niższych sfer (u Bridget będzie to po prostu upijanie się w sztok, paradowanie w majtkach po mieście i klnięcie jak szewc), on natomiast jest nie tylko bogaty, ale powszechnie uważany za świetną partię (tu akurat na obu polach bez zmian). Ostatecznie nienawiść przeradza się w miłość, ptaszki ćwierkają, a Darcy pozostaje Darcym na wieki wieków.

bridget bennet 2
„- Co to za kobieta? I co się, do cholery, stało z Twoją ręką?!”

Było już o “emocjonalnych popaprańcach”…. znaczy się, mężczyznach w filmie (wybaczcie, cytuję za Fielding), przejdźmy zatem do odtwórczyni głównej roli. Wszyscy wiemy oczywiście, że Renée Zellweger musiała do swojej roli przytyć około dziesięciu kilogramów. Podobno kobiecie zajęło to siedem miesięcy (naprawdę, nie rozumiem, gdybym tylko CHCIAŁA przytyć, założę się, że spokojnie podołałabym temu w dwa – wszystkie te słodkości i w ogóle….), a na śniadanie zajadała się głównie tostami z fasolką (naprawdę, kiepski wybór), oprócz tego, nie musiała przejmować się podjadaniem między posiłkami, no i oczywiście musiała pożegnać się z uprawianiem jakiegokolwiek sportu. A w efekcie i tak wyszło tak, że wielu widzów zgodnie twierdziło, że Zellweger dużo lepiej wygląda ubrana w te dodatkowe kilogramy. No ale, rozmawiaj tu z kobietą – aktorka po filmie znowu schudła, a później znowu musiała przytyć do kolejnej części. Gdyby nam ktoś płacił za efekt jojo… W każdym razie, po nakręceniu obu części aktorka oddała wszystkie swoje za duże ciuchy na aukcję charytatywną. Nie sądziła, bidulka, że powstanie kolejna część…

Bridget siłownia
No i mów babie, żeby nie ćwiczyła…

Jednak obżeranie się – ile wlezie i czym wlezie – to nie jedyne przygotowania, jakie musiała poczynić aktorka przed rozpoczęciem zdjęć do filmu. Jak pamiętacie, Bridget Jones pracuje w wydawnictwie. Nie do końca wiadomo, co w nim robi, ale nieważne. Zellweger również na tym polu chciała być przygotowana jak najlepiej, dlatego na trzy miesiące zatrudniła się pod fałszywym nazwiskiem i w pełni po tajniacku w londyńskim wydawnictwie “Picador”. Może to wydawać się nieprawdopodobne, ale nikt znanej aktorki nie rozpoznał, co jest tym bardziej zaskakujące, że książki Helen Fielding w w Wielkiej Brytanii wydawane są właśnie przez wydawnictwo “Picador”. Imię i nazwisko, pod którymi kobieta miała jakoby zdobywać doświadczenie zawodowe, nie zostały wybrane przypadkowo, a stanowiły raczej rodzaj złożonego tropu i zabawy. Bridget Cavendish – brzmiały nowe, tymczasowe dane aktorki. O imieniu chyba nie trzeba się rozpisywać, natomiast już wyjaśniam, skąd takie nazwisko. Może być zastanawiające, że kobieta na zawołanie dostała staż w dużym wydawnictwie, zwłaszcza, że nie rozpoznano jej jako znanej aktorki. Wszystko wyjaśnia jednak informacja, że przyszła stażystka została przedstawiona w firmie jako siostra Jonathana Cavendisha, czyli znajomego jednego z prezesów “Picadora”. Gdyby pracownicy i szefowie wydawnictwa połączyli pewne punkty – twarz łudząco podobną do pewnej aktorki, imię i fakt (najprawdopodobniej im jednak nieznany), że Jonathan Cavendish był producentem filmu Dziennik Bridget Jones – szybko mogliby rozszyfrować prawdziwą tożsamość kobiety, a przynajmniej coś powinno zacząć im świtać.

Bridget króliczek
„W tym przebraniu jestem nierozpoznawalna…”

W “Picadorze” Renée Zellweger rozsyłała recenzentom książki, odbierała telefony, robiła kawę i zamieszczała w gazetach recenzje. Przy jednej z tego typu czynności, aktorka musiała złożyć do jednego z tabloidów historię o tym, jakoby w ekranizacji powieści Helen Fielding, główną bohaterkę miała grać Amerykanka, przy czym ton owej wypowiedzi miał być pejoratywny i delikatnie mówiąc, narzekający na ów fakt. Wieść gminna niesie, że kobieta pozwoliła sobie na marginesie tej historii dopisać coś w stylu “bujdy”. Poza tym małym przewinieniem, Zellweger spisywała się w swojej udawanej pracy na tyle dobrze, że szefowie (będący w błędnym przekonaniu prawdziwości istnienia niejakiej Bridget Cavendish) chcieli zaproponować jej pod koniec stażu umowę o pracę. Poza licznymi tropami zostawionymi przez aktorkę, a dotyczącymi jej prawdziwego ja, był jeszcze jeden, związany z jej życiem uczuciowym. Podobno firmowa koleżanka Bridget Cavendish nie do końca rozumiała, dlaczego nowa pracownica ma na swoim biurku zdjęcie Jima Careya. No cóż, powód był dość oczywisty, jeśli wiedzieć, kto krył się naprawdę pod danymi stażystki – Zellweger była wtedy bowiem w związku z aktorem. Niezrozumienie koleżanki nie przeszkodziło aktorce w wysłaniu podziękowań do pracownicy – już po ukończonym stażu i powrocie do własnego nazwiska – za pomoc i koleżeństwo.

Bridget taniec piżama
No i nie rozpoznali. Po wszystkim – taniec zwycięstwa. Koniecznie w piżamie.

Mieszkając w Londynie i pracując w tamtejszym wydawnictwie, aktorka miała do spełnienia jeszcze jedną, równie ważną co przytycie rolę, a mianowicie nauczenie się i przyswojenie sobie brytyjskiego akcentu. Poświęciła na to trzy miesiące, a jej nauczycielką był nie byle kto, bo znana już ze swoich edukacyjnych zdolności szerzonych wśród aktorów, Barbara Berkery. To ona uczyła między innymi Gwyneth Paltrow akcentu do roli w filmie Zakochany Szekspir (za tę rolę otrzymała zresztą Oscara) czy Christinę Applegate do występu w produkcji Goście, goście. Zellweger przykładała się, jak widać do swojej roli, zresztą nic dziwnego. Musiała pokazać się z jak najlepszej strony po tym, jak na jej rzecz zrezygnowano z wcielenia się w rolę Bridget przez takie gwiazdy jak: Kate Winslet, Rachel Weisz, Emily Watson czy Cameron Diaz. Jakoś nie widzę żadnej z nich w roli panny Jones. Aktorce musiało zresztą bardzo zależeć na otrzymaniu tej roli, ponieważ jak tylko dowiedziała się, że jest brana pod uwagę jako odtwórczyni postaci Bridget, wskoczyła podobno do pierwszego samolotu lecącego do Londynu. Wcześniej usłyszała o książce Fielding, kiedy przeczytała jej recenzję w magazynie “New York Times”.

Bridget w pościeli
„Jak tylko wstanę z łóżka, lecę na samolot”

Każdy aktor ma swoje przyzwyczajenia i każdy inaczej relaksuje się na planie podczas przerw między kolejnymi ujęciami. Taka na przykład Renée Zellweger słuchała podobno muzyki Smashing Pumpkins, aby móc zagłuszyć odgłosy z planu… i zapewne dlatego, że lubi ich muzykę. Chyba że wpływ na jej wybór miał fakt, że basistka zespołu, która grała w nim do 1999 roku, nazywa się… D’arcy Wretzky. Ciekawe… Z kolei Hugh Grant niczego nie słuchał, a jedynie czytał zachłannie “The Telegraph”. Chodzą głosy, że po zakończeniu zdjęć Zellweger obdarowała kolegę z planu paroma płytami. Dziwne, że tylko jego, bo przecież taki Darcy… znaczy się, Colin Firth również zamiast słuchać muzyki, czytał, tyle że w jego przypadku był to “The Guardian”. Nikt z tej połączonej scenariuszem trójki nie jest jednak takim perfekcjonistą jak Grant, który jakoby miał przynosić na plan swój scenariusz zapisany drobnym maczkiem, w który kryły się uwagi i notki co do jego postaci. Postaci, która – dodajmy – nie była wcale aż tak złożona, ot, taki tam… pies na baby.

Bridget Hugh telefon
„Bo zadzwonię do ciebie!”

Na potrzeby filmu, który kręcony był w środku lata, trzeba było obsypać ulice sporą dawką sztucznego śniegu. Natomiast jedną z dzielnic, w których kręcono film, była Notting Hill, w której Grant musiał się czuć jak za starych, dobrych czasów. Tak świetnie nie czuli się jednak producenci wina Chardonnay (tak szumnie wspominanego w Dzienniku), kiedy po roku od emisji filmu jego sprzedaż spadła o jakieś… 7,5 miliona funtów! Trochę to dziwne, skoro Bridget popijała to wino wcale nierzadko. No chyba, że wpływ na to miało jej samopoczucie dnia następnego bądź zachowanie po owym alkoholu. Jeśli już jesteśmy przy używkach, to zdradzić trzeba, że o ile książkowa i filmowa Jones wściekle, zachłannie i z lubością paliła swoje ukochane silk cuty, o tyle Renée Zellweger na planie filmowym paliła tak naprawdę ziołowe papierosy, a nie te z pełnokrwistego tytoniu.

Bridget papierosy
Co tam tytoń! To jest dopiero czad.

Mało było w tekście nawiązań do innych produkcji, dlatego wspomnijmy, że w jednej ze scen, kiedy Bridget ogląda film, jest to Fatalne zauroczenie. Z kolei jedną z najsłynniejszych scen z pierwszej części filmu jest ta, kiedy Jones (jeszcze nie odkrywszy, że duma i uprzedzenie są tak pociągające w mężczyznach) i Daniel Cleaver grany przez Hugh Granta, tentegują się na podłodze, a mężczyzna zaczyna rozbierać kobietę. I wtedy trafia na TO, czyli gigantyczne, modelujące majciochy, które Bridget założyła po jednym ze swoich dylematów. Dylemat ów – jak wszyscy, a zapewne mężczyźni, pamiętamy – polegał na tym, że zakładając seksowne, kuse majteczki, panna Jones nie wymodeluje sobie nimi sylwetki, w związku z czym nie będzie miała szans na zbliżenie. Jednak, kiedy założy modelujące, a jej wyszczuplona sylwetka skusi Daniela… pod ubraniem zamiast seksownych fatałaszków będą takie jakby… barchany. Ostatecznie Bridget postawiła na wygląd w ubraniu, a nie bez niego, czym przyprawiła swojego kochanka o wybuch śmiechu. Sławne majtki z podpisem Granta sprzedano po filmie za cenę dwóch tysięcy funtów. Dość drogo, jak na majtki.

Bridget Grant Majciochy
„No dawaj, opchniemy je na Allegro”

A wiecie, co powiedziała Zellweger zapytana o to, jak to jest całować się zarówno z Colinem Firthem, jak i z Hugh Grantem? Nie? No to już Wam mówię. Otóż, kobieta odpowiedziała pytaniem na pytanie, ripostując: To nie jest taki zły dzień w pracy, co nie? I tym optymistycznym akcentem zakończymy naszą dzisiejszą ciekawostkę.

Bridget Darcy i Grant
Że CO?!

Fot.: United International Pictures Sp z o.o., British Broadcasting Corporation (BBC) Chestermead

Dziennik Bridget Jones

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *