Na ekranach kin nadal króluje Łotr 1 (którego recenzję znajdziecie TUTAJ), lecz minęło już chyba wystarczająco dużo czasu, aby każdy kto chciał go zobaczyć, już to zrobił. Pora więc na kolejną ciekawostkę ze świata Gwiezdnych Wojen! Ta poboczna historia z uniwersum wykreowanego przez George’a Lucasa okazała się niespodziewanym hitem i w mojej skromnej opinii jedną z najlepszych części całej serii. Chyba nie narażę się zbytnio zatwardziałym fanom, twierdząc, że od czasów Imperium kontratakuje, Łotr 1 to najlepsze, co wydarzyło się w Star Warsowej sadze. Ale dość już moich zachwytów, pora na fakty!
Film Garetha Edwardsa, stanowiący otwarcie serii spin-offów opatrzonych wspólnym tytułem Gwiezdnych Wojen – Historii, jako pierwszy obraz w całym cyklu łamie schematy, do których przywykli fani. Co prawda na samym początku witają nas dobrze znane litery układające się w zdanie Dawno temu, w odległej galaktyce, lecz tuż po nich nie następuje klasyczny wjazd „pełzających”, żółtych napisów przesuwających się w górę ekranu. Naszych uszu nie porażają też pierwsze takty znanego na całym świecie motywu muzycznego autorstwa Johna Williamsa. Ten nietypowy początek doskonale obrazuje to, jaki jest ten film – łamiący schematy, ale jednocześnie po brzegi pełen klimatu Star Wars.
W Łotrze 1 znajdziemy oczywiście całą masę nawiązań i mrugnięć okiem w stronę filmów składających się na „starą” trylogię. Jak chociażby dzbanek niebieskiego mleka, który można zauważyć w otwierającej film scenie. Ów charakterystyczny napój, tak chętnie popijany przez rodzinę Skywalkerów na Tatooine, najwyraźniej dobrze sobie radzi na innych planetach, jest bowiem także składnikiem diety rodziny Erso (może to taki galaktyczny odpowiednik Coca Coli?).
Innymi smaczkami są chociażby sceny na planecie Jedha, gdzie para głównych bohaterów – Jyn i Cassian, przeciskając się przez tłum, wpada na inną dobrze znaną z Nowej nadziei parę – niejakiego Doktora Evazana i jego kompana Ponda Babę (lepiej znanego jako „ten gość z tyłkiem zamiast brody”). Te imiona pewnie nic Wam nie mówią, ale założę się, że pamiętacie scenę z kantyny w Mos Eisley, kiedy ta dwójka zaczepia Luke’a, po czym jeden z nich traci rękę za sprawą Obi-Wana i jego miecza świetlnego.
Jedha ma jednak o wiele więcej wspólnego z Tatooine, bo wystrój wnętrz w kryjówce Sawa Gerrery do złudzenia przypomina „salony” Jabby z Powrotu Jedi, łącznie z charakterystycznymi drzwiami cel. Jakby tego było mało, ruch oporu gra w prawdziwe, figurkowe szachy Dejarik, których holograficzna wersja była ulubioną rozrywką Chewbacci na pokładzie Sokoła Millennium.
Z kolei na planecie Scarif, gdzie znajdowała się cytadela z archiwum zawierającym plany Gwiazdy Śmierci, możemy usłyszeć znajomo brzmiącą rozmowę szturmowców, którzy tym razem dyskutują na temat wyjścia z obiegu T-15. To chyba nowa tradycja, obok tekstu I have a bad feeling about this, bowiem w Nowej nadziei szturmowcy rozmawiali na temat nowego T-16, z kolei w Przebudzeniu Mocy ich dialog dotyczył T-17.
W bazie Rebeliantów na Yavin IV użyto kilku wyciętych z kartonu modeli X-Wingów i Y-Wingów (w skali 1:1), stosując tę samą technikę zapełniania hangaru, co w Nowej nadziei. Wykorzystano też niektóre oryginalne kostiumy, użyte wcześniej na planie starej trylogii.
Oczywiście największym ukłonem w stronę fanów było wskrzeszenie Petera Cushinga, aby jeszcze raz wcielił się rolę demonicznego Gubernatora Tarkina. Oczywiście nie dosłownie, tak naprawdę bowiem w tej roli widzimy aktora Guy’a Henry’ego, na którego twarz nałożono wygenerowaną komputerowo twarz Cushinga (i muszę przyznać, że zrobiono to nad wyraz dobrze, chyba wchodzimy powoli w erę filmów, w których częściej pojawiać się będą znane aktorskie „duchy”). Analogicznej techniki użyto, aby na koniec Łotra 1 pokazać nam niespodziankę w postaci młodej Księżniczki Lei, której komputerowo wygenerowane oblicze nałożono na twarz skandynawskiej aktorki Ingvild Deili. W świetle faktu, że znana z tej roli Carrie Fisher zmarła kilka dni po premierze filmu, scena ta nabiera dodatkowego wymiaru.
Nie były to jednak jedyne sztuczki speców z Industrial Light & Magic. W czasie walnego ataku Rebelii na siły Imperium zgromadzone nad Scarif wykorzystano wiele ujęć z wnętrza kokpitów X-Wingów, które mogą wydać się Wam znajome. Nic dziwnego, bowiem są to zremasterowane i podrasowane komputerowo sceny niewykorzystane przez Lucasa w Nowej nadziei (w szczególności sceny z dowódcami Czerwonych i Złotych).
Łotr 1 to kryptonim, który naprędce wymyśla pilot Bodhi Rook. Musiało się to Rebeliantom spodobać, bowiem w Imperium kontratakuje, pilot ścigacza, który na planecie Hoth znajduje przemarzniętych Hana Solo i Luke’a, nosi kryptonim Łotr 2.
Na początku wspominałem, że Łotr 1 łamie wiele Gwiezdno Wojennych schematów, nie zapomina jednak o tym, żeby w zamykającym film ujęciu znalazł się jakiś Skywalker. Obraz Edwardsa kończy scena z Leią, kontynuując tradycję po młodym Anakinie w Mrocznym widmie i jego nieco starszej wersji w Ataku klonów, niemowlęcej wersji Luke’a w Zemście Sithów, dorosłych wersjach Luke’a i Lei w Nowej nadziei, Imperium kontratakuje i Powrocie Jedi, kończąc na starym Luke’u z Przebudzenia Mocy.
Otwierająca Łotra 1 scena z młodą Jyn ma miejsce dokładnie szesnaście lat przed wydarzeniami z Nowej nadziei. Główna fabuła dzieje się zaledwie kilka dni wcześniej, a film kończy się na 10 godzin przed pierwszym ujęciem z oryginalnego filmu Lucasa, od którego rozpoczęła się cała opowieść.
Fot.: Disney, Lucasfilm