Płomienie w reżyserii Chang-dong Lee to jedna z najnowszych filmowych gwiazd na firmamencie kinematografii. Film, który Głos Kultury objął patronatem medialnym, opowiada historię Jong-so – młodego, wykształconego Koreańczyka, który jak większość swoich rówieśników ma trudności z ułożeniem sobie życia. Po skończeniu studiów z twórczego pisania marzy o napisaniu swojej pierwszej powieści. Pewnego dnia idąc ulicą, Jong-so spotyka młodą kobietę, która twierdzi, że jest jego sąsiadką z dzieciństwa i starą koleżanką ze szkoły. Para zaczyna spędzać razem czas, podczas gdy dziewczyna planuje podróż do Afryki. Przed wyjazdem prosi przyjaciela, by karmił jej kota, którego chłopak nigdy nie widzi, choć regularnie znika zostawiane mu jedzenie. Gdy Haemi wraca z Afryki, zaskakuje Jong-so, przywożąc ze sobą Bena. Nowy towarzysz, z którym dziewczyna spędza teraz czas, jest młodym, przystojnym i bogatym mężczyzną, osnutym aurą tajemniczości. Młody Jong-so nie może poradzić sobie z niekomfortową sytuacją. Cały czas krąży koło pary, do momentu gdy Haemi znika bez śladu.
Ten film mnie zahipnotyzował. Nie sposób oderwać się od wyszukiwania w nim nowych, ukrytych treści. Najbardziej zaskakujące podczas oglądania jest właśnie to, że za pomocą tak powolnej i pozornie rozwlekłej fabuły, przekazano tak wiele, a mimo nieśpiesznego tempa film ani na moment nie traci na napięciu.
Matka głównego bohatera opuściła rodzinę wiele lat temu, natomiast ojciec siedzi w areszcie za malwersacje i uszkodzenie ciała urzędnika. Jest zbyt dumny, by przeprosić i uniknąć więzienia, co powoduje, że na syna spada obowiązek zaopiekowania się gospodarstwem. Apatyczny chłopak zmuszony zostaje do zamieszkania na wsi, tak blisko granicy z Koreą Północną, że wyraźnie słychać propagandowe komunikaty. Mieszka on więc samotnie w rozpadającym się gospodarstwie, które jest hodowlą krów, mimo iż znajduje się tam tylko jedno ciele. Haemi z kolei nie ma stałej pracy i mieszka w klaustrofobicznie małym mieszkaniu, do którego światło wpada tylko raz dziennie. Jej największym hobby jest pantomima, którą prezentuje nowemu-staremu przyjacielowi na pierwszej randce. Dziewczyna ‘’na niby’’ obiera i zjada niewidzialną mandarynkę.
Pantomima nie polega na wyobrażeniu sobie, że coś jest, pantomima polega na zapominaniu, że czegoś nie ma.
Wyjaśnia rozanielona i przechodzi do snucia planów wyjazdu do Afryki w poszukiwaniu głodu prawdziwego życia. Po tym, gdy Haemi prosi przyjaciela o karmienie jej kota, lądują oni razem w łóżku w bardzo długiej i osobliwej scenie, pod koniec której Jong-so już całkowicie, zamiast dziewczyną, pochłonięty jest oglądaniem plamki światła na ścianie. Do tego blasku wraca on później, masturbując się, za każdym razem po nakarmieniu niewidzialnego kota. Bardzo ważną postacią ożywiającą film jest tajemniczy Ben, przedstawiony w silnym kontraście do introwertycznego, biednego i niepoukładanego Jong-so. Widz ma wrażanie, że za Benem ciągnie się niebezpieczeństwo, które wkrótce dosięga każdego bohatera.
Wszystko, co zostało pokazane w tym filmie, każda informacja, może zostać poddana w wątpliwość. Nic nie jest powiedziane wprost, choć wszystko jest wyraźnie pokazane. Cały czas podsuwane nam są informacje, które automatycznie odczytujemy jako fakty, mimo że nie jesteśmy w stanie rozpoznać, czy są prawdziwe. W każdej scenie obecna jest niepewność i kończąc oglądać ten film, teoretycznie mamy odpowiedź na wszystkie pytania, choć tkwi w nas poczucie, że nie odpowiedziano na żadne, a dodatkowo powstały nowe. Twórców filmu nie interesuje rozwiewanie naszych wątpliwości.
Fabuła tego nietuzinkowego filmu o zadziwiającym miłosnym trójkącie młodych ludzi, psychologicznych niuansach, ukrytych motywach zachować i złych relacjach, świecie, w którym wszystko powiedziane jest zarówno wprost jak, i metaforą, jest tak samo przyziemna jak, i całkowicie abstrakcyjna.
Płomienie zdecydowanie zasługują na nagrody i otrzymane słowa uznania. Wprowadzają do kinematografii zupełnie nowy rodzaj narracji. Ta piękna, enigmatyczna opowieść zwiera wiele wielowymiarowych treści. Prawdopodobnie jeszcze wiele razy wrócę do tego filmu, chcąc odkryć wszystko, co ma do przekazania. Od Płomieni naprawdę trudno się od oderwać. Ich brak oczywistości przywiązuje nas do fotela już od pierwszych minut. To jedno z najważniejszych dzieł mijającego już roku i naprawdę warto się z nim zapoznać.
Przeczytaj także: