Wielkie miasta, tętent życia, pęd za czymś nieuchwytnym. Pośpiech, żeby więcej, szybciej, mocniej przeżyć życie. Czasem takie podejście może kojarzyć się z bylejakością, czasem za ślepym podążaniem za trendami. A może jest to forma ucieczki za przeszłością? Brak chwili wytchnienia może być wybawieniem dla przeciążonego myślami umysłu. A może jest czymś niezależnym od nas? Miejsce zamieszkania, które jest zależne od miejsca pracy. Gdzie przełożeni z lekkością decydują, kto gdzie mieszka, nie pytając o zdanie pracownika. Czy główna bohaterka książki Płonące dziewczyny będzie zadowolona z przeniesienia do Chapel Croft?
Niewielka wioska, do której zostaje wysłana pastorka Jack Brooks, oczywiście jest pełna nierozwiązanych tajemnic z przeszłości. Razem ze swoją córką poznaje historię Chapel Croft, które w XVI wieku było miejscem prześladowań protestantów. Płonące dziewczyny to odniesienie do dwóch młodych dziewczyn, które straciły życie na stosie. Aby upamiętnić ich niesłuszną śmierć, są budowanie ku ich czci małe drewniane figurki, wykonane z drewnianych patyczków oraz kawałków materiałów. Plotki głoszone przez miejscową ludność mówią, że ukazują się one osobom, na które czyha niebezpieczeństwo. Czy te doniesienia powstrzymają Jack przed zagłębianiem się w odkrycie prawdy o zmarłym rzekomo na skutek samobójstwa poprzednim pastorze? Czy będzie dociekać prawdy, nawet kiedy jej córka zacznie dostrzegać płonące dziewczyny? Oczywiście, że tak. We dwie, niczym orędowniczki prawdy, będą starały się za wszelką cenę ją poznać.
Atmosfera robi się gęsta, ponieważ nowa pastor odkrywa, że trzydzieści lat temu doszło do kolejnej przemilczanej tragedii. Mianowicie dwie nastolatki zniknęły bez śladu. Na ich temat krąży wiele plotek, m.in. dotyczą one ich ucieczki, wspólnego samobójstwa, zakazanej miłości. Jednak żadnemu z mieszkańców nigdy nie udaje się odkryć motywów działania zagubionych młodych kobiet. Ani tego, czy do ich nieszczęścia przyczyniła się osoba trzecia. Wydawać by się mogło, że w tak niewielkiej społeczności, gdzie każdy praktycznie wie, co dzieje się u innej osoby w domu, zatajanie prawdy jest niemożliwe. A jednak. W miarę zagłębiania się w historię wioski przestawałam ufać jej mieszkańcom.
Nawet najzamożniejsza rodzina, której historia rodu łączy się bezpośrednio z męczennikami, nie jest bez winy. Z premedytacją zataja prawdę o swoich przodkach. Wikary, miejscowy dziennikarz czy starsza poczciwa pani – każdy z nich ma swoje tajemnice. Niektóre związane z utratą bliskich osób, niespełnieniem zawodowym, miłością, która nie powinna mieć miejsca, czy nieodwzajemnionym uczuciu. Gdy przewracałam kolejne kartki książki, rosła moja nieufność do nich i lepiej wczuwałam się w sytuację Jack, która chcąc odkryć prawdę, momentami dreptała w kółko, zwodzona przez nowych znajomych.
Czy książka C. J. Tudor mi się podobała? Zdecydowanie tak. Niedomówienia, kluczenie, stopniowe zagłębianie się w życiowe historie bohaterów pozwalały mi co nieco rozumieć ich wrogą postawę wobec Jack. która z premedytacją zaburzała ich wypracowany latami porządek i akceptację zastanej rzeczywistości. Ciekawość rozwiązania zagadki zaginięć, samobójstw, nieszczęśliwych wypadków gnała mnie przez kolejne strony książki. Łapałam się na tym, że potrafiłam się w niej zatracić. Zamiast godziny czytania poświęcałam na Płonące dziewczyny trzy czy cztery. Przyczyniło się do tego słownictwo, które nie było skomplikowane. Autorka zadbała, aby nie pojawiały się w niej naukowe słowa. Całość czytało mi się bardzo przyjemnie. Nie spędzałam czasu na poszukiwaniu zgrzytów stylistycznych.
Sama okładka książki może intrygować. Wpisuje się w styl wcześniejszych książek C. J. Tudor, w których na czarnym tle pojawia się prosty obrazek nawiązujący do tytułu. Czy zwróciłabym na nią uwagę w księgarni? Szczerze powiem, że w tym wypadku bardziej zaintrygował mnie tytuł, a nie sama oprawa wizualna.
Historia pastor Jack jest na pewno warta przeczytania. Zakończenie może intrygować, chociaż przeczuwałam, że prawda może być zbliżona do finału zaprezentowanego w książce. Czy historia zaproponowana przez autorkę zostanie ze mną na dłużej? Niestety nie jestem pewna. Obawiam się, że tajemnice Chapel Croft zaginą w gąszczu do niej podobnych. Jednak muszę podkreślić, że Płonące dziewczyny czytało mi się bardzo przyjemnie, czerpałam z tego niezłą rozrywkę, mogąc się oderwać od jesiennej szarugi za oknem.
Fot.: Czarna Owca
Podobne wpisy:
- Być sierotami świata – Chris Cleave – „Dzielnym…
- Podróż w głąb samego siebie – James Norbury –…
- „Dziewczyny” czyli fińskie „Sex Education” już od 30…
- Literacki kubek gorącej herbaty – Beth O'Leary –…
- Moc pamięci – Aleksandra Polańska – „Kocham cię, Mamo”
- Podróż do wnętrza siebie – Helen Phillips – „Wizyta”…