Podcast – internetowa sztuka paplania

Śledząc amerykański internet, trudno nie zauważyć pewnego medialnego fenomenu, który od jakiegoś czasu stał się głównym filarem rozrywki XXI wieku. Mam na myśli przedsięwzięcie znane jako podcast. Jest to coś w rodzaju nowoczesnej wersji radiowych talk-shows, w których nacisk kładzie się na dyskusję, a nie puszczaną muzykę. Warto zauważyć, że nowa formuła całkowicie przyćmiła swoją popularnością tradycyjny koncept konwersacji w eterze. Powodem tej detronizacji jest fakt, iż internetowe audycje mają do zaoferowania coś znacznie świeższego i oryginalniejszego niż ich konserwatywni prekursorzy.

Stand-upowa geneza

Idea podcastu ma wiele wspólnego z wartościami wyznawanymi przez amerykański stand-up. To właśnie w komediowych klubach słowa mówione przez mikrofon kreowały show na miarę rock’n’rollowego koncertu. Legendarne postaci, takie jak Lenny Bruce, George Carlin, Eddie Murphy czy Bill Hicks, podczas wygłaszania opinii, prawie mordowały charyzmą, używając swojego głosu niczym żołnierz karabinu maszynowego. Największą cnotą każdego komika była przede wszystkim brutalna szczerość. Kultowe występy obfitowały w żarty i anegdoty, zbyt ryzykowne żeby udostępnić je w narodowych mediach. Dlatego przeszczepianie takiej estetyki na grunt mainstreamowej telewizji czy rozgłośni, zawsze wiązało się z cenzurą łagodzącą cały kontrowersyjny pieprz. Masowa publiczność łaknęła więc intensywnych przeżyć i miała dosyć prezenterów o harcerskim usposobieniu. Wtedy na scenę wkroczył Howard Stern.

Wzlot i upadek bluźniercy

Początkowo wydawało się, że samozwańczy „Król Wszystkich Mediów” dał publice to, czego oczekiwała. Notorycznie łamał wszelkie tabu, gardził zasadami radiowego savoir-vivre i nie miał żadnych oporów przed wyśmiewaniem całego świata, w tym swoich gości. Dzięki takiej postawie, Stern szybko zyskał etykietkę naczelnego dziennikarskiego rebelianta i zdobył rzeszę oddanych fanów. Jednak po upływie kilku dekad okazało się, że anarchistyczny image jest jedyną atrakcją Howard Stern Show i audycja popularnego „Howiego” oddaliła się w cień show-biznesu. Upadek jego kariery udowodnił, że opluwanie świętych krów to pocieszna, ale miałka rozrywka. Zostawia ona bowiem odbiorcę z taką samą bezrefleksyjną pustką, jaką odczuwa się podczas przysłuchiwania się konwersacjom z telewizji śniadaniowej czy lokalnej rozgłośni. Po jakimś czasie stało się jasne, że amerykańskie media potrzebują nie tylko swobody wprowadzonej przez Howarda Sterna, ale również idącej za nią treści, która prowokowałaby do krytycznego myślenia.

Część trzecia : Wielka (oraz nieco mniejsza) Improwizacja

Jednym z najciekawszych show symbolizujących erę podcastowego renesansu jest Joe Rogan Experience. Typowy odcinek składa się z wielogodzinnej (czasami nawet pięcio- czy sześciogodzinnej) rozmowy pomiędzy „gospodarzem”(w tej roli komik, komentator sportowy i były prowadzący program Fear Factor – Joe Rogan), a „gościem”(w tej roli osoby mogące pozwolić sobie na spędzenie pół dnia w jego garażowym studiu), której specyfika zdecydowanie wykracza poza schemat typowej relacji uczestników takiej konwersacji. Nie bez powodu ozdobiłem nazwy dwójki bohaterów cudzysłowem, albowiem swobodna forma bardziej przypomina kumpelską pogawędkę niż wywiad pana dziennikarza z panem przepytywanym. Rogan nie zajmuje się więc analizą życia prywatnego i zawodowego swojego rozmówcy. Dosyć często unika dyskusji filmowych z aktorami czy polemik muzycznych z wokalistami. Zamiast narzucać oklepane spektrum tematów, podchodzi do sprawy bardzo radykalnie. Robi coś, co może wydać się skrajnie amatorskie i wręcz absurdalnie bezczelne – zaczyna gadać. Potem do rozmowy włącza się kolejna osoba i dwójka znajdująca się w studio gada, gada, gada i gada. O wszystkim i o niczym. Rozmowa na temat wyników wyborów przeobraża się w komentarz dotyczący walk MMA, po to by dojść do finału, w takt okrzyków zachwytu nad youtubowym filmikiem przedstawiającym pojedynek dwóch niedźwiedzi. Ten specyficzny strumień świadomości pozwala na uniknięcie sztuczności związanej z formułą tradycyjnego wywiadu. Co więcej, ignorowanie banalnych pytań pozwala gościom na rozluźnienie się i porzucenie niewygodnej maski celebryty. Duże znaczenie ma też długość przeciętnego odcinka, wahająca się najczęściej od dwóch do trzech godzin. Taki czas pozwala słuchaczowi na ułożenie sobie w głowie całkiem wyrazistego szkicu osobowości danego gościa. Wiemy przecież, że spędzenie z kimś stu dwudziestu minut da nam pełniejszy obraz tej osoby niż dwa kwadranse w sztywnej marynarce i niewygodnych butach.

Kolejnym amerykańskim satyrykiem idealnie radzącym sobie z podcastowymi zasadami jest Marc Maron. Słuchanie jego WTF to szansa na poznanie gwiazd popkultury z nowej, nieznanej dotąd strony. Autor programu zaprasza do siebie ludzi z kompletnie różnych galaktyk – aktorów, pisarzy, a nawet Baracka Obamę. Plusem audycji jest jej ułożona struktura. Dostosowanie się do rytmu konwersacji jest znacznie prostsze niż u Rogana, ponieważ od razu zapoznajemy się ze wszystkimi regułami gry. Spotkania Marona z gwiazdami mają jeszcze jedną zaletę – prowadzący za każdym razem usuwa się w cień. Te wywiady są przeciwieństwem podejścia wykształconego przez amerykański talk-show, w którym prezenter za wszelką stara się być w centrum uwagi. W przypadku opisywanego tutaj podcastu, priorytetem jest światopogląd gości. Rozmówcy mający za sobą męczące wizyty u O’Briena, Fallona i Lettermana mogą w końcu odsapnąć i swobodnie opowiedzieć anegdotę, bez ciągłego przerywania ze strony śmieszka po drugiej stronie biurka.

 

 

 

Ekscytująca wojna światów

Podcast nie jest jednak medium związanym jedynie ze środowiskiem stand-upowym. Zainspirowane popularnością tej formy rozrywki są również literackie ikony. Przykład takiej osobowości to autor kultowego American Psycho, Bret Easton Ellis. Jego internetowe rozmowy ze znanymi ludźmi to szansa na bardzo dogłębne zapoznanie się z popkulturą. Pisarz jest bowiem znany ze szczegółowych wiwisekcji świata kina oraz muzyki. Podcast twórcy obfituje w długie dyskusje rozbierające daną dziedzinę sztuki na czynniki pierwsze. Przysłuchujemy się wręcz akademickiemu dyskursowi podanemu w przystępnej formie. Innym ciekawym elementem programu jest początkowy monolog autora, w którym (podobnie jak prowadzący nocne talk-show) komentuje najnowsze wydarzenia ze świata polityki i kultury. Nie jest to jednak kabaretowy słowotok pełen grepsów à la Jay Leno, a raczej przenikliwe obserwacje przypominające fragmenty najsłynniejszych powieści artysty. Ellis jest więc nie tylko znakomitym rozmówcą, ale też bystrym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości.

Podcastowa formuła jest również wykorzystywana przez youtubowych recenzentów. Internetowe gwiazdy na co dzień siedzą samotnie w przedpokoju i krytykują najbardziej popularne płyty, książki oraz filmy, zaś dłuższe konwersacje w stylu Joe Rogana czy Marca Marona traktują jako swoistą odskocznię od tej rutyny. Jednym z takich osobników jest „najbardziej zajęty muzyczny nerd” – Anthony Fantano. Prowadzony przez niego podcast często skupia się na tematyce niezwiązanej z dźwiękowymi dokonaniami topowych artystów. Zdarzają się oczywiście wywiady z muzykami, natomiast większość odcinków stanowią rozmowy z twórcami innych podcastów. Fantano nazywa tych gości „dostarczycielami contentu”. Tego typu konwersacje są czymś w rodzaju spoglądania za kulisy internetowej twórczości. Prezentują one ciekawe spojrzenie „od kuchni” na fenomen, który zawładnął całą siecią. Dzięki temu, że Fantano zaprasza autorów różnorodnych tematycznie audycji, spektrum zagadnień jest na tyle intrygujące, że trudno mówić tu o zmęczeniu materiału.

*

Podcast to unikalna reanimacja starej formuły. Koncept radiowej rozmowy prowadzącego z gościem został podkręcony do granic możliwości dzięki postawieniu na całkowitą swobodę konwersacji. Brak z góry ustalonego scenariusza i wykreowanej przez producentow listy gości pozwala na niezwykłą naturalność dyskusji. Autorzy tych audycji dwoją się i troją, żeby w zabawny i interesujący sposób umilić nam stanie w korkach czy mycie naczyń. Nie dość, że udaje im się stworzyć przyjemny podkład do codziennej monotonii, to jeszcze potrafią dojść do takich konkluzji, że z wrażenia powodujemy wypadki albo rozbijamy nowy kubek.

Fot.: Wikimedia Commons

Write a Review

Opublikowane przez
Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *