rigor mortiss

Podrap mnie po plecach – Rigor Mortiss – „Brud” EP [recenzja]

Rigor Mortiss powracają na scenę w imponującym stylu. EP Brud to pierwsza nowa muzyka nagrana po powrocie, pokazującą, że zespół jest w pełni sił witalnych i dopiero się rozpędza.

Brud, mimo że to epka, swoją długością trwania spokojnie może obdzielić pełnogrający album. Najpierw została ta muzyka wydana własnym sumptem w nakładzie zaledwie sześćdziesięciu sześciu egzemplarzy i – co tu dużo mówić – grzechem byłoby nie udostępnienie jej dla szerszej rzeszy publiczności, bo ta muzyka po prostu na to zasługuje. I od kilku dni, dzięki Requiem Records, Brud trafił do powszechnej dystrybucji.

Liczba kompozycji jak najbardziej odpowiada natomiast standardom epki. Cztery utwory, w tym dwa około piętnastominutowe kolosy. Najpierw zacznijmy od kompozycji tytułowej, która mnie osobiście kupiła już od pierwszego odsłuchu. Powolnie, niespiesznie się rozwijająca od ponurych, narastających dźwięków gitar i syntezatorowych plam, po momentalnie hipnotyzującą słuchacza perkusję i lekko psychodeliczny, wwiercający się w głowę klawiszowy temat, któremu wtórują brudne, mocno przesterowane dźwięki gitar. I tak trwa dłuższy czas, aż w końcu zaatakuje nas swoim mocnym, basowym głosem Maciej Stoliński. Końcówka utworu jest już bardziej dynamiczna, cięższa, serwująca nam na sam koniec dźwięki, trudne do strawienia – jest gęsto, duszno; zero oddechu dają nam Rigor Mortiss. I dobrze.

Rigor Mortiss - BRUD

Jeśli ktoś liczy na piosenkowe formy, to nie ma na co liczyć, no chyba, że uznamy za taką formę Krafsa Mig På Ryggen (czyli po polsku „podrap mnie po plecach”). Puls i intensywność kawałka robi wrażenie na słuchaczu i jest to dowód, że Rigor Mortiss wcale źle nie czują się w bardziej konwencjonalnej formie. Jednak nie ma co liczyć na bardziej piosenkowe odjazdy, bo dalej na płytce zatapiamy się w dźwięki Miłości. Tutaj Rigor Mortiss nie biorą jeńców. Długie, klawiszowo–gitarowe pejzaże momentami wydające się być dźwiękami pochodzącym z nieba, a raz z piekielnych czeluści. Ale w sumie zmiana nastrojów bardzo dobrze koresponduje z tytułem nagrania, bo przecież w prawdziwym życiu i w miłości zawsze są wzloty i upadki. Prawda?

Płytę kończy lekko punkowy, a może bardziej noise’owo brzmiący UOUD. Płytę, która narobiła niesamowitego smaka na ciąg dalszy, który z pewnością nastąpi, i z pewnością nikt nie wie, kiedy i jak, bo Rigor Mortiss uwielbiają zaskakiwać swoich fanów.

Fot.: Cantaramusic.pl

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *