tajemnicze podziemia

Podziemne korytarze pełne skarbów – „Tajemnicze podziemia” [recenzja]

Dzieci często boją się ciemnych piwnic lub korytarzy. Nic dziwnego – gdy wyobraźnia szaleje, nawet mała myszka może okazać się wielkim potworem. Tym razem by zagrać, musimy zejść do podziemi. Wejście jest tylko jedno i to my decydujemy, w którym kierunku rozrosną się dalsze ścieżki. A te pełne są zarówno skarbów i bogactw, jak i potworów, mumii oraz trolli, które tylko czekają na jeden nasz błąd, by w końcu móc się wydostać. Naszym celem jest zdobycie jak największej liczby cennych przedmiotów, unikając pająków i innych mrocznych stworzeń. W rozgrywce pomagają kafelki podziemi, które jednoznacznie ukazują nam zarówno plusy i minusy danej ścieżki. Wystarczy tylko otworzyć pudełko zaprojektowane przez Tomasza Larka, na którym widnieje podobizna miłego, wąsatego i brodatego rycerza i zacząć grę.

Układankę czas rozpocząć. Tym razem Dr. Knizio zabiera nas w świat gry tematycznej, by nie rzec fabularnej. Do dyspozycji mamy 100 kafelków podziemi oraz cztery plansze o szerokości cztery na cztery pola. Różnią się one między sobą zarówno skarbami jak i potworami, które tylko czekają, by opuścić swoją kryjówkę. Za pomocą szesnastu żetonów podziemia, widocznych dla wszystkich graczy poza najmłodszym, który je odkrywa, budujemy system korytarzy i lochów. Naszym celem jest doprowadzić jak najwięcej skarbów do wyjścia, unikając przy tym ucieczki potworów. Gdy plansza zostanie już całkowicie zakryta płytkami, następuje podliczenie zdobyczy. Za każdy drogocenny przedmiot otrzymujemy jeden punkt, ale każdy uwolniony strach zabiera nam ich aż dwa. Kolorowe łezki wizualnie pokażą nam wynik.

Warto dodać, że istnieją dwa warianty rozgrywki. Pierwszy, uznany przez producentów za prostszy, wprowadza jednak lekki chaos. W tym przypadku bowiem układamy kafelki podziemi na chybił trafił. Do mnie zdecydowanie przemówił wariant drugi. Tutaj dokładamy kolejne kafelki po sąsiedzku do tych już wyłożonych. Dzięki temu pozbywamy się miejsc kłopotliwych, gdzie prawdopodobnie trafiłyby fragmenty korytarzy, które zdecydowanie nie pasują do reszty.

Cóż więcej można o Tajemniczych podziemiach powiedzieć? Trudno w przypadku tej gry mówić o wadach. Tendencja do podglądania czy do zamieniania niepasujących kwadracików może wynikać z obowiązku czekania na wszystkich graczy – a właściwie aż każdy gracz znajdzie odpowiednie miejsce dla swojego kafelka na planszy. Cóż, każdy układa w swoim tempie. Jedni wolą trzy razy zastanowić się nad odpowiednim miejscem (bo możliwości przybywa), inni szybko podejmują decyzję. By nie dopuścić do takiej sytuacji wystarczy baczna uwaga bądź zasłanianie swojej planszy. Obawy rozwiewają się, gdy spojrzymy dokładnie – plansze graczy zdecydowanie się różnią. Ponadto nie da się zapamiętać kafelków, tym bardziej że nie wykorzystujemy wszystkich. Kombinacji więc pozostaje wiele.

Tajemnicze podziemia zaskakują i to jakże pozytywnie. To świetna alternatywa dla dzieci, które przyzwyczaiły się do gier multimedialnych. Przede wszystkim rozwija wyobraźnię przestrzenną. Plusem okazuje się także możliwość gry w pojedynkę. To dodatkowy atut, gdyż kiedy nie ma w pobliżu kolegów czy koleżanek, a dorośli są jak zwykle zabiegani, dziecko może rozgrywać partę samodzielnie. Dodatkowo opakowanie przyciąga wzrok, a to za sprawą zmęczonego, puszystego i sympatycznego rycerza w lśniącej zbroi, uciekającego przed… kotem. Mimo że gra przeznaczona jest dla młodszych użytkowników, to „duże dzieci” również chętnie poukładają kolejne, starannie zaprojektowane kafelki. Choć dla wytrawnych graczy może nie być to już takim wielkim wyzwaniem.

Odpowiednia fabuła, grywalność, familijny charakter, prosty pomysł i wykorzystanie dobrze znanej mechaniki to przepis na sukces. Jeśli chcecie się przygotować do rozgrywki, ściągnijcie na swoje komórki grę Labirynth. Jest bardzo podobna i nic w tym dziwnego, skoro także stworzona została przez Dr. Knizio, autora ponad 600 gier, przetłumaczonych aż na 50 języków. Dobrej zabawy!

Fot.: Trefl

tajemnicze podziemia

Write a Review

Opublikowane przez

Magdalena Kurek

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Gdańskim. Zgodnie z sentencją Verba volant, scripta manent (słowa ulatują, pismo zostaje) pracuje nad rozprawą doktorską poświęconą interpretacji muzyki w prasie lat ’70 i ‘80. Jej zainteresowania obejmują literaturę i sztukę, ale główna pasja związana jest z tempem 33 obrotów na minutę (mowa oczywiście o muzyce płynącej z płyt winylowych).

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *