HUMM

Pół na pół – Humm – „Sanctuary” [recenzja]

Piękna okładka niewątpliwie zachęca do sięgnięcia po nowy krążek od włoskiego multiinstrumentalisty Fabio Gatto, ukrywającego się pod nazwą Humm. Niestety, zawartość muzyczna nie jest tak dobra, jak grafika zdobiąca płytę.

Nie znaczy to, że Sanctury jest płytą złą. Głównym zarzutem w stosunku do tej muzyki, jest to, że jest to do bólu poprawne granie, bez większych zaskoczeń, a jeśli one są, to wyłącznie in minus. Sanctuary to drugie dzieło od Humm, bowiem, jak podpowiadają źródła internetowe, Gatto w 2014 roku wypuścił album o tytule No Empathy Before Doomsday. Natomiast Sanctuary ujawniło się w wersji elektronicznej rok później, a w tym roku płyta wypływa na szerokie wody (oby!) dzięki Via Nocturna.

W zapowiedziach prasowych czytamy o post-black metalu z psychodeliczną domieszką. Ja słyszę też trochę doom metalowego grania w stylu Trouble, a najbliższe black metalowe konotacje, to te z Enslaved. I tutaj mam pierwszy zarzut – materiał jest niespójny, jakby Gatto nie wiedział za bardzo, w jakim konkretnie pójść kierunku. Trochę szkoda, bo w tej blisko godzinnej porcji muzyki są momenty, ale są też i totalne mielizny.

Najpierw wymienię moich faworytów na płycie. Na pewno jest nim motoryczny, prący niczym taran do przodu, z intrygującymi harmoniami wokalnymi przeplatanymi growlem Gatto, A Graveyard of Stars. To nic, że ten kawałek jest konkretną zżynką z Enslaved, ważne, że efekt końcowy jest bardzo dobry. Natomiast z Trouble kojarzy mi się opener, czyli He Sank Into the Scented Undergrowth. Dobrze mi się kojarzy, bo to też mocny punkt w programie płyty, szczególnie fenomenalny, chwytliwy wręcz refren. Instrumentalny, ponury, inteligentnie zaaranżowany Engraved Stones czy singlowy, z sabbathowym riffem, Weeping Hermione również pozostawiają po sobie wyłącznie satysfakcję.

Humm - Weeping Hermione

Niestety, obraz płyty psują toporne strzały takie jak Ashen Blaze czy zdecydowanie przekombinowany And So She Wanders. Faktem jest, że kiedy na Sanctuary Gatto zabiera się za post-black metalowe klimaty, to wychodzi mu to po prostu słabo. Chociaż pierwsza część And So She Wanders absolutnie nie zapowiada katastrofy, to druga odsłona tego kawałka jest nie tyle katastrofą, co pomyłką. Z fajnego, pięciominutowego utworu, Gatto zrobił dwa razy dłuższego potworka z bezsensowną, quasi-bluesową częścią instrumentalną, w której słyszymy wesołe plumkanie na gitarze rodem z lat sześćdziesiątych. Podobny zabieg, chociaż w innych proporcjach, artysta powtórzył w Bird of Prey. Takie pseudoprogresywne wycieczki kompletnie do mnie nie trafiają. Widać w tym wszystkim, że Gatto się odrobinę pogubił. Była ambicja na dwa dziesięciominutowe kolosy, a pomysłów wystarczy w obydwu przypadkach jedynie na parę minut.

Ale tam, gdzie na Sanctuary jest konkret, bez wątpliwych stylistycznych wolt, Gatto potrafi przykuć słuchacza na dłużej do głośnika. Tak więc połowa płyty jest dobra, a połowa do zapomnienia. Może wystarczyło z tego zrobić EP? Tak czy inaczej, posłuchać można, ale nie obiecujcie sobie za dużo przed podjęciem drugiego albumu Humm.

Fot.: Via Nocturna

HUMM

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *