Pół żarciem, pół serio – C. Vernon, G. Tiernan – „Sausage Party” [recenzja]

Animacje dla dorosłych nie są w kinach codziennością. Naprawdę nieczęsto zdarza się produkcja, która wizualnie kojarzy się z bajką dla dzieci, a kiedy dochodzą do głosu… dialogi i treści, okazuje się, że na film nie wpuszczą nas, jeśli nie mamy skończonych szesnastu lat. Sausage Party wkroczyło więc do kin jako potencjalny hit zarówno ze względu na znane nazwiska i opis fabuły, jak i na sam fakt tego, że to bajka dla dorosłych. Musi więc być mocna w przekazie. Czy taka faktycznie jest? Czy historia parówki, która dowiaduje się strasznej prawdy i postanawia ostrzec przed nią inne produkty spożywcze (i nie tylko) to świetna komedia dla starszych widzów czy nieudana satyra i nieśmieszne gagi? Przyjrzyjmy się dokładniej.

Akcja animacji rozpoczyna się w supermarkecie i to właśnie tam spędzimy wraz z bohaterami większą część seansu. Na start – jak to w bajkach! – porywa nas melodyjna i wpadająca w ucho piosenka, którą wyśpiewują kolby kukurydzy, chipsy, parówki, bułki, sosy i wszystkie artykuły, które można znaleźć w sklepie. Ma ona stanowić zarówno element humorystyczny, jak i poznawczy, bo to właśnie z jej tekstu dowiadujemy się co nieco o sposobie postrzegania rzeczywistości przez naszych małych bohaterów. Stojącym na regałach produktom wydaje się bowiem, że sklep jest pewną formą przejściową przed tym, co czeka ich, kiedy dostąpią zaszczytu bycia wybranym, a więc kiedy trafią do koszyka bądź wózka człowieka, czyli boga – bo za takich właśnie mają ludzi. W sklepie (czy tylko w tym, czy we wszystkich sklepach na świecie – tego nie wiemy) panuje przekonanie, że wybranie przez klienta sklepu równa się z niewyobrażalną łaską, oto bowiem wraz z człowiekiem wyjdzie przez nieosiągalne drzwi i wkroczy w Cud Nieznanego – miejsce poza, w którym nie do końca wiadomo, co jest, ale z pewnością jest to dobre. Według sklepowych wierzeń ludzie opiekują się wybranymi produktami, a te rozkoszują się cudownym życiem i niczym niezmąconym szczęściem. Czyli, jednym słowem, raj. W trakcie filmu wychodzi jednak na jaw, że bohaterowie boją się również odrobinę gniewu bogów i starają się żyć według zasad (np. nie wychodząc z opakowań), za co zostaną nagrodzeni. Złamanie reguł może oznaczać ich gniew, a gniew to odrzucenie i niewybranie. Czyli to, co najgorsze.

Głównym bohaterem Sausage Party jest parówka imieniem Frank, pod którą głos podkłada Seth Rogen (znany chociażby z roli w filmach SąsiedziSąsiedzi 2). Frank to miła parówka, która ma nadzieję na to, że już niedługo jej paczka zostanie wybrana i dostąpi Cudu Nieznanego. Aby jednak cud faktycznie był cudem, musi razem z nim zostać wybrana paczka bułek do hot dogów, w którą zapakowana jest Brenda – jego wybranka. Frank i Brenda czują, że są sobie przeznaczeni, ale muszą poczekać aż zostaną wybrani, aż ich związek zostanie pobłogosławiony przez bogów. W pewnym momencie łamią jednak zasady i dotykają się samymi końcami, naruszając nieskazitelność folii opakowań. Ich gorącemu uczuciu nie zagraża nawet to, że parówki zapakowane w tę samą, co Frank, paczkę, rzucają pod adresem apetycznych, kształtnych bułek z opakowania Brendy mnóstwo sprośnych żartów i dwuznacznych (choć częściej jednoznacznych) uwag. Ale parówkę i bułkę łączy przecież coś wyjątkowego, a teraz, być może, zbliża się dzień, kiedy zostaną razem wybrani przez boga i zabrani poza obręb sklepu – wstąpią do upragnionego raju.

parówa 2

I faktycznie tak się dzieje – ta konkretna paczka parówek, paczka Franka, i ta konkretna paczka bułek, paczka Brendy, zostają wrzuceni do jednego koszyka przez pewną kobietę. Wśród wybrańców znajdują się również inne produkty, między innymi żel do celów intymnych z przeznaczeniem dla kobiet, dżem, masło orzechowe czy paczka chipsów. W ostatniej chwili do koszyka zostaje wsadzona również musztarda miodowa i niezmącona niczym radość artykułów zostaje lekko zaburzona, a pewność zachwiana. Musztarda bowiem (miodowa) cała roztrzęsiona twierdzi, że za drzwiami sklepu nie czeka na nich żaden cud, lecz masakra i rzeź. Oznajmia, że właśnie stamtąd wróciła i okazuje się, że woli popełnić samobójstwo niż wrócić tam, gdzie bogowie pożerają produkty, zamiast tulić je i opiekować się nimi. Chwilowa zgroza i pierwszy szok mijają jednak szybko (niewygodna prawda zawsze wyparowuje nam z głów w mgnieniu oka) i produkty oskarżają musztardę o szaleństwo i postradanie zmysłów. Jedynie Frank zdaje się może nie tyle wierzyć rozbitemu słoikowi, co budzi on w nim obawy o to, czy aby na pewno coś, co wmawia im się od tak dawna, ale na co nie ma żadnych dowodów, jest prawdą. Niestety, nie dowie się tego szybko, bo w wyniku samobójstwa musztardy (miodowej) następuję chaos, a Frank i Brenda wypadają z wózka, zostawiając swoich przyjaciół, którzy opuszczają sklep. Dzielna parówka postanowi więc, wbrew wszystkim, rozwiać swoje (ma nadzieję, że bezpodstawne) obawy i przekonać się, że po zostaniu wybranym naprawdę czeka ich coś lepszego. Tymczasem jego przyjaciele dowiedzą się o tym na własnej skórze… (niektórzy dosłownie).

Parówa 5

Sausage Party to animacja dla dorosłych, której z pewnością nie można odmówić odważnego, nietuzinkowego pomysłu, który sprawia, że film ten nawet jeśli nie wzbudza od razu entuzjazmu samym zwiastunem, to na pewno intryguje, a od tego już tylko krok do wybrania się na seans. Momentami film jest naprawdę mocny, sprośny i wręcz hardcorowy (jak zapowiadał plakat) i szczerze mówiąc, żałuję, że tych momentów nie było więcej. To właśnie bowiem te najbardziej „odjechane” sceny tworzyły film, ale było ich stanowczo za mało. Zwłaszcza jeśli widz był już nastawiony na historię pozbawioną granic, tabu, reguł i hamulców, kiedy przygotował się i czekał na to, że niemal każda scena będzie wzbudzała uczucia, które są mieszaniną obrzydzenia, zmieszania i nieposkromionej fascynacji. To samo tyczy się humoru – momentami był wyśmienity… prostacki i grubiański, ale właśnie w swojej prostackości i grubiańskości wyśmienity. Ale tego również było odrobinę za mało. A może to po prostu ja wymagałam za dużo? Na sali, owszem, co jakiś czas słychać było szczere wybuchy śmiechu, ale z drugiej strony, skoro była to komedia dla dorosłych bez zbędnych przesłanek i treści, to czy te wybuchy nie powinny być jednak nagminne?

Chociaż…. Chyba muszę w tym miejscu polemizować sama ze sobą. Jeśli bowiem odłożymy na bok rasistowskie i seksualne żarty, może się okazać, że Sausage Party to satyra na nasz świat, a wiele sytuacji z animacji można spokojnie odnieść do naszego życia. Całe przeświadczenie produktów o tym Cudzie Nieznanego, a następnie kłótnia Franka i Brendy dotycząca tego, czy lepiej wierzyć, nie mając dowodów, czy ufać temu, co możemy sprawdzić, skrywa przecież w sobie zarówno opowieść o całych milionach, które ufają, że nasze życie na ziemi to jedynie etap przejściowy, a po śmierci, po przejściu przez magiczne wrota, znajdziemy się w niebie, krainie wiecznej szczęśliwości, gdzie nie ma wojen, bólu, smutku… Analogia narzuca się sama i pod tym względem nie ma co dyskutować. To samo tyczy się subtelnych podchodów Franka i Brendy – ich strach przez zrobieniem nawet jednego kroku w stronę zbliżenia, strach przed gniewem bogów i pełne wyrzutów dotykanie się samymi końcówkami – kolejna analogia do wiary, która wymaga, aby zachować wstrzemięźliwość seksualną aż do ślubu, aż do zaakceptowania związku przez boga. Mamy tu więc, wbrew pozorom, przesłanie i to całkiem poważne. Do tego dochodzi również problematyka związków homoseksualnych i wolności seksualnej w ogóle. Pojawia się także temat segregacji rasowej, oceniania drugiego na podstawie tylko i wyłącznie pochodzenia. Celem twórców nie było więc wyłącznie zapewnienie rozrywki tłumom, które pragnęli ujrzeć na sali kinowej, ale także próba przekazania czegoś więcej. Dobra była to próba, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że akurat nasz naród zaczyna dostrzegać pewne rzeczy dopiero wtedy, kiedy obróci się je w wyolbrzymiony (a czasem nawet niesmaczny) żart.

porówa 1

Mamy więc bardzo dobrze pod względem technicznym zrobioną animację, mamy ciekawą tematykę, aktualną problematykę i mocny, odważny humor. Czy oznacza to zatem, że Sausage Party zachwyca? Nie do końca. Zachwyca momentami, ale z przykrością muszę stwierdzić, że niekiedy potrafi także znudzić i mimo że film trwa niecałe półtorej godziny, to miewałam wrażenie, że oglądam go już dobre trzy godziny. Podczas tych dłużyzn zabrakło jakiegoś błysku – iskrzących dialogów, częstszych nawiązań do popkultury, odważniejszych obnażeń głupot naszego świata? Sama nie wiem, czegoś mi jednak po drodze zabrakło. Ale może problem polega na tym, że za wiele oczekiwałam od luźnej, zabawnej animacji dla dorosłych? A skoro już mowa o dorosłych – końcowe sceny sprawiły, że doszłam do wniosku, iż kategoria wiekowa powinna być chyba dla tego filmu 18+, a nie szesnaście, ale… z drugiej strony…. Teraz ta młodzież tak szybko dorasta. Żałuję również, że scena, w której postaci bezpośrednio odnoszą się do aktorów, którzy użyczają im głosów, nie była dłuższa i nie objęła wszystkich bohaterów znajdujących się wtedy w pomieszczeniu – była to bowiem jedna z zabawniejszych scen i świetnie zaznaczyła dystans aktorów do samych siebie.

Sausage Party to dobra rozrywka, ale nie rewelacyjna. Odważna, ale tych odważnych fragmentów mogłoby być zdecydowanie więcej, bo przecież głównie dla nich wybieraliśmy się na seans, prawda? Jest tu kilka postaci, które wyróżniają się na tle całej masy produktów zamieszkujących supermarket, poza Frankiem i Brendą, jest przecież Lawasz (David Krumholtz) i Sammy (Edward Norton); jest Teresa (Salma Hayek), jest Barry, który z zahukanej i nieśmiałej parówki przemienia się w odważną, pełną sił witalnych i wiary w siebie kiełbasę; jest także żel – to do niego należy kilka mocnych scen mających miejsce jeszcze przed finałem pełnym orgii, bezeceństw i zbereźności. Tak… w finale twórcy pozbyli się wszelkich zahamowani, a Internet aż huczy od skrajnych  opinii na ten temat – od zachwytów po oburzenie, niesmak, a nawet zapewnienia jakoby ktoś miał do tej pory traumę po obejrzeniu tej sceny. Ja tam o traumie nic nie wiem i – tak, przyznaję się – naprawdę dobrze się bawiłam podczas oglądania tych mocniejszych scen. Sausage Party spełniło więc w zasadzie swoje zadanie, bo okazało się animowaną komedią dla dorosłych, a idąc na taką do kina, raczej nikt nie oczekuje inteligentnych żartów, do zrozumienia których potrzebna jest znajomość wszystkich nurtów filozoficznych i słownika synonimów. Choć oczywiście było tu sporo humoru opierającego się na grach słownych, co nie zawsze dało się całkowicie oddać w polskiej wersji językowej – w większości jednak były to na tyle proste żarty, że niewielka znajomość angielskiego i popkultury wystarczała, aby móc się pośmiać. Fajnym zabiegiem było też dopasowanie niektórych aktorów do postaci, pod które podkładali głosy, jak chociażby Salma Hayek, która wcieliła się w meksykańskie taco, czy David Krumholtz użyczający głosu potrawie o nazwie Lawasz. Szkoda tylko, że Eddie Redmayne nie podłożył głosu pod gumę.

Parówa 6

Animacja w reżyserii Vernona (papier „nie chcecie wiedzieć” toaletowy) i Tiernana (ziemniak) to niezła rozrywka, ale tylko dla widzów, którzy nie krzywią się na sprośne żarty i rzucane bez mrugnięcia okiem przekleństwa. Jeśli więc szukacie czegoś zwariowanego, zabawnego i momentami pozbawionego granic – Sausage Party nie powinno być dla Was rozczarowaniem. Jeśli jednak nastawiacie się na zabawną bajkę dla dorosłych, której dialogi i żarty oparte będą na jakimś wyższym poziomie inteligencji – możecie czuć się rozczarowani. Jedno jest pewne – produkcja ta z pewnością spełniła się w formie, do jakiej pretendowała; okazała się niemal dokładnie tym, czego się po niej spodziewaliśmy. Ci więc, którzy bawili się dobrze lub jeszcze lepiej, ucieszą się z faktu, że zostało już potwierdzone, iż powstanie druga część. O czym będzie? Czy parówka i bułka będą mieli dzieci? Czy to w ogóle możliwe? Czy Lawasz i Sammy są sobie pisani? Czy produkty opanują świat ludzi, kiedy znają już straszną prawdę? Czy druga część będzie równie zbereźna, jak pierwsza? Mamy jeszcze sporo czasu, aby się tego dowiedzieć, tymczasem ci, którzy jeszcze nie widzieli Sausage Party i którzy nie odwracali się z niesmakiem podczas oglądania zwiastuna, niech nadrobią najpierw zaległości. Parówki same się nie zjedzą… znaczy – nie obejrzą.

Fot.: United International Pictures

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *