Oficer i szpieg, jak chyba żaden wcześniejszy film Romana Polańskiego, prowokuje do tropienia ukrytych w fabule wątków autobiograficznych. Doszukiwanie się analogii między losem twórcy filmu, a jego bohaterem, niesłusznie oskarżonym o szpiegostwo na rzecz Niemiec, kapitanem Alfredem Dreyfusem, jest jednak nieuprawnione. Historia wrobionego w spisek oficera francuskiej armii czasów III Republiki jest dla Polańskiego, jak zwykle zresztą, pretekstem do zbudowania wielopoziomowej narracji zgłębiającej kondycję człowieka uwikłanego. Osaczonego i zaszczutego. Reżyser, wybierając na ramy swojej opowieści, konwencję trzymającego w napięciu thrillera szpiegowskiego, strzelił w dziesiątkę. Fabuła jest adaptacją bestsellerowej powieści Oficer i szpieg autorstwa Richarda Harrisa, który jest też współscenarzystą filmu. W najnowszym dziele Polański wraca do motywów eksploatowanych w całej swojej filmografii z maniackim uporem, graniczącym z obsesją. Nagrodzony trzema Cezarami i Grand Prix na festiwalu w Wenecji, Oficer i szpieg to jeden z jego najwybitniejszych filmów.
Kozioł ofiarny
Zacznijmy od bohatera. Alfred Dreyfus (Louis Garrel), jedyny Żyd w sztabie generalnym francuskiej armii, jest wręcz stworzony do roli kozła ofiarnego. Wmanewrowany w szpiegostwo na rzecz Niemiec, zdegradowany i skazany na podstawie sfałszowanych dowodów na dożywotnie wygnanie do kolonii karnej na Diabelskiej Wyspie, idealnie pasuje do fabuł Polańskiego, przedstawiających świat jako miejsce zagrażające jednostce i wrogie.
Kafkowski świat
Tym, co najbardziej w filmie Polańskiego porusza, jest właśnie atmosfera permanentnego osaczenia, inwigilacji i zagrożenia. Oglądamy kafkowską rzeczywistość, w której człowiek jest tylko trybikiem w machinie wadliwego systemu prawnego, a o jego wolności, dobrym imieniu i życiu, decyduje „opinia publiczna”, często sprowadzająca się do populistycznych, podszytych ignorancją i uprzedzeniami, mentalnych linczów.
W budowaniu atmosfery zaszczucia Polański jest zresztą niekwestionowanym mistrzem. Oficer i szpieg, zbudowany w konwencji mrocznego i pełnego napięcia, thrillera politycznego, jest tego najlepszym dowodem. Ascetyczne zdjęcia Pawła Edelmana zostały utrzymane w zimnych kolorach. Niektóre kadry mają siłę symbolu. Scenografia i kostiumy konsekwentnie budują świat zimny, obcy i nieprzyjazny. A zarazem duszny, zatęchły wręcz. To nie jest pocztówkowy Paryż. To miasto – lewiatan. Moralnie brudne i zepsute.
Ostatni sprawiedliwy
Jednak i w tej bezlitosnej wizji znajdzie się miejsce dla ostatniego sprawiedliwego. Pułkownik Georges Picquart (Jean Gujardin), z perspektywy którego opowiedziana jest historia, to bohater paradoksalny. Jest bowiem współwinny tragedii Dreyfusa. Co więcej, żywo przekonany o jego winie. Kiedy odkrywa, że kapitan jest ofiarą antysemickiego spisku, zawiązanego w kręgach oficerskich, za punkt honoru stawia sobie udowodnienie niewinności człowieka, do którego nieszczęścia przyłożył wcześniej rękę.
I tu rozpoczyna się drobiazgowo rekonstruowane śledztwo. Polański w detektywa bawił się już w Dziewiątych wrotach czy, w nieco zawoalowany sposób, w Dziecku Rosemary i Lokatorze. Stały motyw jego twórczości: zaszczuty bohater, usiłujący dowieść spisku wokół własnej osoby – miał jednak dotychczas posmak fantasmagorii i szaleństwa. Tym razem jest inaczej. Nie oglądamy widmowych majaczeń i wytworów zaburzonego umysłu. Lecz chłodną, pedantyczną i racjonalną analizę rzeczywistości. Jakby Polański chciał powiedzieć, że ten świat jest wystarczająco przerażający za sprawą zamieszkujących go ludzi. I że nie trzeba w ludzkie zbrodnie mieszać metafizycznego zła.
W imię zasad
Picquart (Jean Dujardin jest znakomity z roli charyzmatycznego oficera – detektywa), prowadząc swoje śledztwo, opiera się na intelekcie, nie przeczuciach. Analizuje, szuka i drąży, narażając się przełożonym. Nie jest bohaterem, którego pokochają tłumy. Nie kieruje się poczuciem misji czy przekonaniem o swojej wyjątkowości. To służbista robiący błyskotliwą karierę. Stawia ją jednak na szali, decydując się bronić wartości, w jego przekonaniu kluczowych dla oficera. Właśnie wartości. Prawdy, honoru, sprawiedliwości itp. Traktowanych literalnie, nie jak wyświechtany slogan. Bardzo niepopularna postawa. Picquart nie broni Dreyfusa z sympatii, nie ma w tym żadnego interesu, jest pełen uprzedzeń. Podejmuje się obrony w imię prawdy, która jest dla niego wartością nadrzędną. Nie kariera, sympatie, osobiste poglądy i korzyści, lecz właśnie prawda. Głoszona wbrew opinii otoczenia i trochę też na przekór samemu sobie. W tym sensie jest kolejną jednostką, stającą samotnie przeciwko systemowi. W imię zasad.
Poza tym Picquart ma wątpliwości. W tym sensie też jest niedzisiejszy. Zostaje skontrastowany z „opinią publiczną”, tym nieomylnym vox populi, który nie dostrzega światłocieni, nigdy nie zmienia zdania, jest bezlitosny, pozbawiony empatii i wyobraźni i odporny na głos rozsądku oraz rzeczowe argumenty. Za to ochoczo feruje wyroki. Lincze i pogromy to jego chleb powszedni. I te mentalne, i dosłowne. Postawa Picquarta jest oskarżeniem mentalności „rzucających kamieniem” – film „oskarża” cały wątpliwy moralnie system publicznego piętnowania jednostek.
Vox populi
W tym kontekście Oficer i szpieg jest filmem bardzo aktualnym. Znakomicie wpisuje się w dyskusje o granicach wolności wyrażania poglądów, internetowym hejcie, tworzeniu fake newsów i nagonkach rozpętywanych z byle powodu. W czasach portali społecznościowych i nakręcania klikalności przez szukanie łatwych sensacji, prawie każdy obwołuje się samozwańczym sędzią sumień. I oskarża. Częstokroć bezpodstawnie albo w oparciu o domniemania i pogłoski.
Tymczasem Polański za Emilem Zolą, autorem słynnego listu w obronie Dreyfusa zatytułowanego Oskarżam, (to zresztą oryginalny, francuski tytuł filmu), zdaje się wskazywać na hipokryzję i moralny fałsz społeczeństw budujących swoją tożsamość i poczucie moralnej wyższości wokół figury „kozła ofiarnego”. Jeszcze raz podkreślę – nie ma podstaw, by uważać, że to sam reżyser utożsamił się z niesłusznie skazanym bohaterem. Wina Polańskiego w wiadomej sprawie została udowodniona. Twórca zwraca jednak uwagę na inny aspekt. Na łatwość ferowania wyroków, bez zważania na ich konsekwencje. I na kompletne ośmieszenie chrześcijaństwa, na którym ponoć zbudowana jest kultura Zachodu jako ideologii miłości i przebaczenia. Lincze zaczynają się od szukania źdźbła w cudzym oku.
Skąd zło?
Oficer i szpieg to film gęsty i niepokojący. Niespokojny jak jego poszukujący prawdy bohater. Stawiający pytania. Tym razem jednak nie o naturę metafizycznego zła, lecz o mechanizmy uwalniające zło jak najbardziej namacalne, dosłowne. O mechanizmy szczucia i nagonki, niszczące ludzkie życia. O przyczyny seansów nienawiści i pomówień, uderzających w jednostki, mniejszości i grupy społeczne chwilowo pełniące rolę „winnego”. Polański pyta o źródła obłędu, każącego wiecznie szukać symbolicznego kozła ofiarnego, którego można złożyć na ołtarzu własnej nienawiści, bez zbędnych wyrzutów sumienia, a wręcz w przekonaniu o dobrze spełnionym obywatelskim obowiązku. Oficer i szpieg to przejmujący, niezwykle aktualny i fenomenalnie zrealizowany film.
Fot. Gutek Film
Przeczytaj także:
Recenzja komiksu Loteria
Recenzja komiksu Judasz