Półtora roku temu nie rozważaliśmy tego, gdzie nas poniesie trip z Melem – wywiad z Piotrem Machajkiem, basistą Mel Tripson

Mel Tripson to jeden z ciekawszych składów na coraz prężniej działającej scenie muzycznej w Lublinie. Niedawno skład popisał się debiutanckim EP – VI YD, który zbiera z wielu miejsc pozytywne recenzje. To był główny temat rozmowy z basistą zespołu – Piotrem Machajkiem, ale nie zabrakło innych tematów rozmowy, jak miasto, które nam obydwu jest bardzo bliskie, czyli Lublin. Zachęcam do lektury wywiadu, bo w przyszłości będzie o nich głośno. Warto więc już teraz bliżej ich poznać.

Półtora roku od momentu pierwszej próby, a tutaj już świetna EP i uznanie w całym kraju. Spodziewaliście się w tamtym czasie takiego startu?

Na początek dziękujemy za te słowa. Myślę, że do tego „uznania  w całym kraju” jeszcze trochę. Półtora roku temu nie rozważaliśmy tego, gdzie nas poniesie trip z Melem, ale niemal od początku wiedzieliśmy, że wszyscy chcemy zajść jak najdalej z tym projektem. Jest dobrze, chcemy więcej!

A powiedzcie mi jedną rzecz. Startujecie z Lublina, nie wydaje się Wam, że początki kariery muzycznej w miejscowości uważanej przez wielu za Polskę B, może spowodować, że trudnej będzie się przebić do świadomości słuchaczy w Polsce?

Nie wydaje nam się to problemem w dobie Internetu. Przykładem niech będzie projekt naszego producenta, Borysa – Flemings. Nie postrzegamy tego jako znaczącej przeszkody. Myślenie o sobie jako „gościach z Polski B” na pewno w niczym nam nie pomoże.

W Lublinie są warunki do robienia muzyki na dobrym poziomie? Oprócz Was, jako głęboko siedzących w świecie sceny, kogo polecicie do dalszego poznawania, odkrywania?

Wydaje nam się, że w innych dużych miastach ta, ogólnie mówiąc, „scena” jest nieco żwawsza i daje więcej możliwości młodym kapelom. Ale wiadomo, jak to mówimy w Polsce B: u sąsiadów trawa jest zawsze zieleńsza. My szczęśliwie z tego, co było, wycisnęliśmy najwięcej jak się dało. Grających jest dużo, dużo też muzyki powstaje, lecz faktycznie: najczęściej nie przenosi się poza krąg wtajemniczonych, ale szukanie przyczyn dla tej sytuacji mogłoby być tematem oddzielnej rozmowy. My osobiście polecamy na pierwszy ogień ParaVan, Flemings, Squid Lickers (szkoda, że tak rzadko wychodzą na powierzchnię!) i puławski skład Yummy Mummy.

Nie wkurza Was to, że muzyczny Lublin non stop kojarzony jest z Budką Suflerą, Bajmem i młodymi Cugowskimi?

Chyba nie ma sensu na to patrzeć i się tym sugerować. Naszym celem jest zmienić to, o czym mówisz. Wiadomo, takich stereotypów nie weryfikuje się w jeden sezon ani nawet za sprawą jednego albumu, ale my mamy czas, cierpliwość, energię i pomysły – czyli prawie wszystko, by osiągnąć nasz cel.

Przejdźmy do Waszej debiutanckiej EP. Jaka tajemnica tkwi za enigmatycznym tytułem VI YD?

Skrót VI YD oznacza six yards – sześć jardów. Sześć kawałków jest również na płycie. Za każdym razem zapytani o tytuł urywamy w tym momencie, tak będzie też tym razem.

W porównaniu do Waszych wcześniejszych nagrań zmieniliście producenta. Czy Borys Kunkiewicz okazał się strzałem w dziesiątkę?

Cztery razy tak. Fantastycznie wspominamy współpracę z Lechem Pukosem, odpowiedzialnym za brzmienie pierwszych wersji Back 'n’ Reloaded oraz Wild West, lecz po jakimś czasie brzmienie tych numerów wydało nam się zbyt wymuskane. Borys, oprócz tego, że doskonale dopasował brzmienie – tłuste, potężne, ale też niepozbawione brudu, to bardzo wiernie oddał energię jaka jest w nas i w tych numerach, mimo że w studiu powstawały one przez „wbijanie śladów”. Dodatkowo, wniósł parę smaczków aranżacyjnych do kawałków, chociażby najprostszy, ale jakże trafny chórek do Talk to me. I na dokładkę: remix – pozornie ciało obce na albumie, jednak naszym wspólnym zdaniem jest to fantastyczna rzecz, która stopniowo przeprowadza słuchacza przez nasz styl, aby skończyć na „najcięższej” odmianie Stonkatank – projektu Borysa.

Ogólnie bardzo dużą zasługą Borysa jest to, że możemy się pochwalić brzmieniem, które naszym zdaniem, w pewnym stopniu nas  wyróżnia pośród innych, podobnie grających kapel.

Dlaczego w Nanny główną bohaterką piosenki została bliżej niezidentyfikowana „niania”? Kim ona jest?

Oczywiście  chodzi o kobietę – może istniejącą, może fantazję, może połączenie tych dwóch. Bardzo by nas ucieszyła świadomość, że każdy, słuchając tego numeru, ma przed oczami kogoś innego – nianię albo wychowanka, ujawnianie szczegółów naszych biografii mogłoby zepsuć tę sytuację.

https://youtu.be/_y3lMjN3LcE

Wild West to opowieść o Dzikim Zachodzie. Skąd pomysł na piosenkę?

W Melu Tripsonie zawsze zaczynamy od muzyki. Trudno powiedzieć, czemu ta muzyka przyniosła taki temat – utwór ma nieco „pustynny klimat”, w dodatku w upalne dni września 2013 r., gdy powstał Wild West, często szwendaliśmy się po nieco zapuszczonych miejscach w okolicy sali prób: czyżby „dziki wschód” stał się w naszych głowach Dzikim Zachodem? Mateusza cenimy za umiejętność tworzenia historii – zarówno tak konkretnych jak ta, jak i takich, które rozgrywają się wewnątrz człowieka.

Pakistan opowiada o byciu samotnym. Ok, to jasne. Ale skąd taki, a nie inny tytuł do kawałka?

Pakistan to metafora odległego miejsca. W tej historii człowiek jest jak żołnierz na misji: daleko od bliskich, w strasznym miejscu – co prawda nie sam, ale tak jak powiedziałeś – samotny. Bardzo nas cieszy to pytanie; fakt, że tytuł zachęcił kogoś do zastanowienia się nad tym numerem.

Mimo że mieszkam w okolicach Lublina, a przez wiele lat mieszkałem w samym mieście, to nie miałem okazji Was spotkać na żywo. Trochę wstyd, ale czy na koncertach Wasz repertuar wychodzi poza to, co udostępniliście publiczności na EP?

Tak, oczywiście, że tak. Na koncertach wykonujemy materiał, który spokojnie wystarczyłby na zapełnienie longplaya. Mamy nadzieję, że będziemy mogli się podzielić resztą tej muzyki jak najszybciej!

Opowiedzcie jeszcze o Waszych muzycznych inspiracjach.

Każdy z nas ma inne zajawki i inspiracje, spotykamy się w punktach, gdzie trudno dyskutować jak np. Led Zeppelin. Stanisław (perkusista) jeśli chodzi o grę perkusyjną najwyżej ceni sobie metal; na pewno lubi gęstą, zniuansowanę grę i kombinacje, jeśli tylko nie psuje to numeru. Mateusz (wokalista) przyszedł do nas ze świata rapu, a tak naprawdę to nigdy z niego nie wyszedł – po prostu poszerzył paletę swoich możliwości i inspiracji. Filip – nasz wiosłowy – to konserwatysta, reakcjonista i człowiek urodzony w złym czasie (na szczęście w dobrym miejscu) – Slash, Jimmy Page, Joe Satriani, ZZ Top – rock, hardrock – to jego wzorce i mistrzowie. A ja w swym niezdecydowaniu do tej mieszanki dokładam jeszcze muzykę funkową. Ta układanka nie tworzy spójnej całości, dlatego wspólne granie, oprócz samego robienia kawałków, jest też starciem charakterów i różnych koncepcji.

Rozumiem, że teraz pójdziecie za ciosem i przygotujecie LP. Kiedy możemy się go spodziewać?

Chcielibyśmy móc udzielić bardzo konkretnej odpowiedzi. Niestety: termin jest nieznany, oprócz tego, że „najszybciej jak się da” – jeśli nie w 2015, to w 2016; nie odpuścimy z pewnością. Na razie nacieszymy się EP i damy sobie chwilę na oddech i zastanowienie.

Dziękuję za rozmowę.

 Przeczytaj recenzję „VI YD”!

Fot.: cantaramusic.pl

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *