Poprawny start – Bleed The Sky – Paradigm In Entropy [recenzja]

Amerykanie z Bleed The Sky, to jedna z miliona kapel metalcore’owych, które pojawiły się na scenie w połowie pierwszej dekady XXI wieku. Ten fakt zasadniczo wystarczyłby mi do tego, aby omijać krążek Paradigm In Entropy szerokim łukiem. Na szczęście nowoczesne granie zaproponowane przez zespół nawet po latach brzmi momentami interesująco i intrygująco.

Rok 2002 to moment początku działalności zespołu wywodzącego się z kalifornijskiego Orange Country. Zaledwie dwa lata później pokazali się szerszej publiczności, wydając debiutancką EP, aby już tylko rok później ujawnić swój pierwszy, pełnoprawny krążek wydany w europejskim gigancie fonograficznym, czyli poszukującym wówczas młodych, przyszłych gwiazd gatunku, Nuclear Blast. Po dziesięciu latach, polski Metal Mind przypomina fanom ten album w limitowanej reedycji na złotym dysku.

Wątpliwą sprawą jest, czy Bleed The Sky mógł wtedy w jakikolwiek sposób zagrozić ówczesnym gwiazdom gatunku takim jak Killswitch Engage tudzież As I Lay Dying. Wątpię w to, bo nawet pomimo całej mojej niechęci wobec metalcore’u ciężko odmówić talentu kompozytorskiego i muzycznego wymienionym wyżej wykonawcom, a także trzeba uczciwie przyznać, że takie krążki jak The End of Heartache to już klasyka ciężkiego grania.

BLEED THE SKY - Minion (OFFICIAL MUSIC VIDEO)

I zasadniczo elementy składowe tworu, jakim był i jest Bleed The Sky, są bardzo podobne do tego, co uprawiają wymienione wyżej kapele. Ciężkie, dosyć nisko nastrojone gitary, mocne, brzmienie z potężnym groove i partie wokalne dzielone między wysoki growl a czyste, melodyjne zaśpiewy będące pomostem między ostrym, agresywnym graniem a łagodniejszymi, bardziej przebojowymi brzmieniami – czyli metalcore’owy standard.

Przymiotnik „przebojowy” nie wziął się znikąd, bo otwierający płytę Minion dosłownie taki jest. Masa wysokooktanowej energii zalewa słuchacza z głośnika. I taka właśnie muzyka atakuje go przez cały album, aż w końcu zaczyna ogarniać nas lekkie znużenie. No właśnie, już wyżej napisałem, że nie przepadam za metalcore’m i wygląda na to, że Paradigm In Entropy, to płyta dla fanów gatunku. Oczywiście wpadają w ucho refreny w Killtank czy Leverage, to jednak za mało, bo te chwytliwe momenty giną w tłumie przeciętnego łojenia.

Nie znaczy to, że na płycie nie ma interesujących momentów. Z pewnością jest nim numetalowy Skin Un Skin z partiami wokalnymi Noaha Robinsona, które chwilami mocno korespondują z manierą Jonathana Davisa z grupy Korn. Podobać się może również The Martyr – bujający, z niezłym riffem, a także fajnymi, przestrzennymi, dającymi oddech zwrotkami. No właśnie, jak Bleed The Sky zaczyna kombinować z formą, robi się zdecydowanie ciekawiej.

Niestety, końcówka płyty począwszy od Gated to już mocno średnie, metalcore’owe wymiatanie, bardziej na wypełnienie czasu. Nie będę ukrywał, robi się nudnie i sztampowo, sytuację ratuje  jedynie ostatni track na płycie, czyli Borrelia Mass, w którym ponownie słyszymy świetnie wyważony czysty śpiew i growl. Tutaj pojawia się ponadto trochę elektroniki, co nadaje tej muzyce z lekka industrialny posmak.

Gdyby taką płytę wysmażył doświadczony skład, to bym zapewne solidnie zglanował ten krążek. Ale tak nie będzie, bo Paradigm In Entropy to był pierwszy krok na arenie międzynarodowej dokonany przez Bleed The Sky. I w tym kontekście należy ocenić album  jako poprawny. Za to fani gatunku z pewnością będą zadowoleni.

Fot.: Metal Mind

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *