Powrót na front – Disloyal – „Godless” [recenzja]

Powiem szczerze, że ciągnąca się przerwa wydawnicza u Disloyal spowodowała, że po prostu zapomniałem o death metalowcach z Kętrzyna. Na szczęście czwarty LP, Godless, to czterdzieści pięć minut solidnego, brutalnie zagranego metalu śmierci.

Godless potwierdził przy okazji zmiany w składzie Disloyal. Od momentu nagrywania Prophecy ostał się jedynie perkusista Jaro, który w zespole jest od początku istnienia Disloyal. Skład na płycie uzupełnił świetny wokalista Kriss, który wcześniej pokazywał się w świecie metalu, jako pałker zespołów takich jak Deathbringer czy Empatic. Line-up uzupełnili ponadto dwaj Białorusini: gitarzysta Ayrtom (szarpał basem podczas sesji do Prophecy) znany dobrze fanom metalu z występów w Thy Disease i nieznany mi wcześniej, ale świetnie brzmiący na płycie basista Kolya.

No właśnie, brzmienie wykreowane w Monroe Sound Studio, które słyszymy na Godless jest potężne i selektywne, a to drugie może dziwić przy brutalności i intensywności materiału. I to słychać dobitnie w otwierającym płytę, następującym po atmosferycznym intro, Give Place Unto Wrath. Bas dosłownie szarpie za przeguby. Kolya z przytupem wszedł na polską scenę death metalową i natychmiastowo rozpiera się łokciami wśród basistów, bo to, co wychodzi spod jego palców na Godless, jest doprawdy niesamowite.

Album, jak wspomniałem na wstępie, jest konkretnym wyziewem zagranym z odpowiednią brutalnością, ale i z biegłością techniczną tudzież kompozycyjną, obok wszechobecnych galopad, perkusyjnych blastów, przeszywających powietrze riffów mamy zwolnienia, wgniatające słuchacza w fotel, jak w Self-carving Titan, gdzie zespół brzmi zaskakująco nowocześnie i melodyjnie. To się tyczy także kolejnych kawałków, jak Mors Operator Mundi, w którym Ayrtom robi doskonałą robotę, wplatając w riffy interesujące zagrywki, patenty, doskonale wyważając proporcje.

Płyta pędzi do przodu i zasadniczo rzadko kiedy daje szansę na odpoczynek. Dybbuk jest tak intensywny, że dopiero po kilku przesłuchaniach można z niego wyłuskać nie lada smaczki, jak kolejne wariacje Ayrtoma na gitarze. Podobnie w atakującym od samego początku słuchacza ekstremalnym tempem Corporate Beasts. Na szczęście po kilkusekundowej nawałnicy tempo zwalnia, przyspieszając w odpowiednich momentach. Kończący płytę The Chastener wprowadza urozmaicenie, to w pewnym sensie mocno progresywny kawałek, bo obok szybkiego tempa są klimatyczne, trącące psychodelicznymi nutami zwolnienia, do których brutalnie pokrzykuje Kriss, który, szczerze mówiąc, okazał się dla mnie nie lada zaskoczeniem, szczególnie, że to był dla niego debiut jako krzykacz, a zabrzmiał jak rasowy wyjadacz.

DISLOYAL - New Enemy Rising

Nowe dzieło od Disloyal to kolejne potwierdzenie faktu, że Polska, jeśli chodzi o scenę ekstremalnego metalu, nie ma czego się wstydzić. Wręcz przeciwnie. Oczywiście nie oznacza to, że będę Godless uważał za materiał wybitny. Siłą tych nagrań jest przede wszystkim solidność, równy poziom wykonawczy, techniczny, kompozycyjny; z każdym przesłuchaniem ten krążek odkrywa kolejne smaczki niezauważalne wcześniej. Muzycy Disloyal wiedzą, jak grać i robią to z niesamowitą biegłością, jednak obawiam się, że ich materiał może zginąć w morzu innych, podobnie brzmiących. Po prostu zabrakło dla mnie pewnego elementu zaskoczenia, który wyróżniałby Disloyal na scenie. Ale to nic – póki co, moje uszy cieszą się dźwiękami Godless.

Fot.: Disloyal

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *