Obie Cię kochałyśmy – B.A. Paris – „Pozwól mi wrócić” [recenzja]

Myślę, że B.A. Paris można zdecydowanie nazwać królową budowania napięcia. Mało która autorka potrafi w każdej swojej powieści wzbudzić ten szczególny rodzaj niepokoju, który zmusza do obgryzania paznokci i wstrzymywania oddechu. Nawet jeśli historia wydaje się banalna, poszczególne słowa sprawiają, że myśli się: o co tutaj chodzi? Muszę czytać szybciej, bo pęknę z niepewności! Książki pani Paris czyta się szybko, przyjemnie, z nieodłącznym kolegą Dreszczykiem, który sadowi się obok wygodnie i czeka na zakończenie pełne fajerwerków. Tak było na pewno w przypadku dwóch pierwszych książek pisarki, które miałam przyjemność poznać. Wspaniałe, rojące się od emocji Za zamkniętymi drzwiami i szokujące, wzbudzające niedowierzanie Na skraju załamania osiągnęły niesamowity sukces. Dla nas, moli książkowych, to naprawdę dobra wiadomość. Móc czytać coś niezobowiązującego, starczającego zaledwie na jeden wieczór, ale z drugiej strony równie dobrego i zaspokajającego głód czytelniczy – to prawdziwa bajka. To właśnie nazywamy przyjemnością płynącą z czytania. Jednak chciałoby się powiedzieć: jak długo może to trwać? Ta magiczna aura słów, całych zdań, którymi Paris nas wodzi za nos? Przyznam, że sama zadawałam sobie te pytania, kiedy dowiedziałam się o Pozwól mi wrócić – nowej książce autorki. Wiedziałam, że pochłonę ją zaledwie w kilka godzin, jednak niepewność wciąż pukała do mojego serca. Czy to będzie równie dobre?

Opis tak naprawdę nie zachęca. Chciałoby się powiedzieć: to już było! Tajemnicze zniknięcie młodej dziewczyny i chłopak, który wie więcej, niż powiedział w trakcie przesłuchania. Brzmi znajomo? Trochę tak. Miłość Layli i Finna wydaje się nieskazitelna, idealna. To, jak główny bohater opowiadał o swoim utraconym uczuciu, poruszało do głębi. Ty naprawdę ją kochałeś – mówiłam do niego, gdy opowiadał o historii ich związku. Tak naprawdę chyba nigdy nie przestał jej szukać – choćby w drugiej osobie. Layla tajemniczo zniknęła na 12 lat podczas powrotu do domu z wycieczki do Francji. Finn poruszył niebo i ziemię, by ją znaleziono: choć tak naprawdę nie wyznał wszystkiego i lekko podkoloryzował fakty – na swoją korzyść. Co najciekawsze, po wielu latach, otrzepując się z rozpaczy, związał się ponownie, zbudował poważną i dojrzałą relację: z siostrą swojej ukochanej.

Brzmi dziwnie i może wydawać się nie do przyjęcia. Ja sama byłam zszokowana i nie bardzo darzyłam Ellen sympatią. Jak to tak? Jak można? – zastanawiałam się, marszcząc brwi. W głębi ducha już zaczęłam bronić Layli i ich uczucia, które było prawdziwe, szczere, które miało pierwszeństwo. Może brzmieć to trochę infantylnie i egoistycznie, jednak tak właśnie myślałam. Sądzę nawet, iż po części, śledząc tę opowieść, stawałam się Laylą. Chciałam przywłaszczyć sobie Finna i kibicowałam, by zaginiona dziewczyna wróciła, odzyskując swojego ukochanego.

Akcja zaczyna się już na samym początku. Finn odbiera telefon z wiadomością, iż ktoś widział jego dziewczynę sprzed lat pod domem, w którym niegdyś mieszkali. W tym samym czasie, Ellen, jego ówczesna narzeczona, otrzymuje matrioszkę i jest przekonana, że to siostra jej ją podrzuciła. Z czasem matrioszek zaczyna pojawiać się coraz więcej: przed domem, za wycieraczką auta, na rachunku w restauracji. To od Layli. Są przekonani, że wróciła. Tylko ich trójka znała historię związaną z laleczkami.

Książkę czyta się ekstremalnie szybko. Strony same wirują między palcami, a słowa jakby spływają z kącika ust, chcąc przyspieszyć tempo śledzenia historii. Napięcie mnie nie opuszczało, może momentami trochę zwalniało tempo, jednak z tyłu głowy wciąż wyczuwało się jego obecność. Paris zbudowała mały zamek, którego poszczególne piętra wzbudzały niepokój. I choć trzeba przyznać, że było go trochę mniej niż w poprzednich książkach, to jednak był. I świetnie smakował.

Choć nie lubię, gdy ktoś mnie zwodzi, autorka zrobiła to po mistrzowsku. Posuwała się do przodu małymi kroczkami, a ja z każdym jej ruchem zachodziłam w głowę, o co może tak naprawdę chodzić. Co kilkanaście stron myślałam: Już wiem! Przecież to oczywiste. Nie może być inaczej – by za kilka chwil przyznać, że jednak to nie może być tak, jak początkowo twierdziłam. Ta zabawa w kotka i myszkę z czytelnikiem jest wręcz namacalna, dlatego aż podskakiwałam, chcąc już dotknąć opuszkiem palca zdań, które zdradzą zakończenie.

Trzeba przyznać, że książka nie jest wolna od wad. Momentami zdawała się być przewidywalna i trochę banalna. Choć nie mogłam jej rozgryźć, co chwila miałam swoje typy i bałam się, że zakończenie totalnie mnie dobije. Że będę musiała stwierdzić, iż było to co najmniej średnie. Świeżo po lekturze stwierdzam jednak, że wybaczam Paris to lekkie potknięcie. To, że akcja rozwijała się przyzwoicie, lecz trochę nudno i… zwyczajnie. Zakończenie, które tak chciałam dorwać, nie sprawiło, że poczułam się, jakby ktoś rzucił mi nim w twarz. Ja czułam się, jakby ktoś walił mnie nim do utraty przytomności. I strasznie, strasznie mi się to podobało!

Były fajerwerki, a nawet  marsz żałobny, trąbki i ponure fanfary. Rozbiło mnie na kawałki i musiałam wrócić do poszczególnych momentów raz jeszcze, by poukładać sobie to w głowie. I przyjąć całą sobą. Paris po raz kolejny udowadnia, ile mroku i niezbadanych zakamarków może kryć w sobie ludzki umysł. To przeraża. Obie Cię kochałyśmy – te kilka słów Finn będzie miał w swej głowie do końca życia. A mnie z tego powodu jest bardzo, bardzo przykro.

Niektórzy mówią, że Pozwól mi wrócić to najsłabsza książka pisarki. Czy tak jest? Nie wiem. Nie chciałabym oceniać tych pozycji pod kątem: od najlepszej do najgorszej. Patrzę na nie przez pryzmat emocji i uczuć, które towarzyszyły mi w trakcie lektury. I za każdym razem były nieprzyzwoicie niepokojące, mroczne, lekko zwariowane. Ale dobre. Bardzo dobre.

Fot.: Wydawnictwo Albatros


Przeczytaj także:

Recenzja powieści Na skraju załamania

Write a Review

Opublikowane przez

Natalia Chrobok

Wszystkie niewypowiedziane słowa.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *