Punisher w Hell’s Kitchen – „Daredevil”, sezon 2 [recenzja]

Podobnie jak wielu widzów, po obejrzeniu pierwszego sezonu Daredevila byłem zachwycony. Wreszcie zobaczyłem produkcję o superbohaterze, która stawia nie na przaśne żarty i kolorowe sieczki w sam raz do popcornu bądź chipsów, tylko na dojrzałą, dramatyczną fabułę i skomplikowane postaci. Netflix tym jednym tytułem udowodnił, że ekranizacje komiksów o zamaskowanych herosach można poprowadzić w tak ryzykownym kierunku, a telewizyjna forma tylko pomogła w realizacji pomysłu. Dzięki niej konieczność zmieszczenia się w czasie ponad dwugodzinnym nie spędzała twórcom snu z powiek; fabułę wręcz trzeba było rozłożyć na trzynaście około godzinnych odcinków, nieśpiesznie ją rozwijając wraz z charakterami oraz przedstawionym światem. Skłamałbym jednak, gdybym napisał, że Daredevil nie dał mi żadnego powodu do niezadowolenia. Zabrakło jednego – żeby sezon przez cały czas pochłaniał w równym stopniu. Niestety, od pewnego momentu czułem, że historia wytraca tempo. Czy druga seria pod tym względem wypada lepiej?

Pierwszy odcinek zacząłem oglądać z obawami, że serial wyrwał się twórcom spod kontroli, ewentualnie przestał wpasowywać się w mój gust, ale na szczęście już od początkowych minut byłem oczarowany. Powrócił świetny Daredevil, a wraz z nim na scenę wkroczyła nowa postać, która okazała się najjaśniejszym punktem drugiego sezonu – Punisher. Ponownie pomocny okazuje się telewizyjny format, dzięki któremu bohater jest odpowiednio wprowadzany do świata Matta Murdocka. W poruszający sposób zostaje zaprezentowana jego dramatyczna historia, mocno łapiąca za serce i u niektórych mogąca wycisnąć łzy z oczu. Do tego działania Franka Castle’a perfekcyjnie umotywowano, uzasadniając tym samym konflikt z bardziej miłosiernym dla przestępców Diabłem z Hell’s Kitchen. Obie postacie mają odmienne wizje walki o dobro swojego miasta i ich starcie nieustannie trzyma w napięciu. Warto przy tym zaznaczyć, że nie ogranicza się ono do samego pojedynku, nie brakuje emocjonujących dialogów i intensywnych scen, prezentujących profile psychologiczne Daredevila i Punishera oraz czynione przez nich próby przekonania do swoich racji. daredevil1

Sam Frank Castle skutecznie przykuwa uwagę – nie dość, że od razu wprowadza zamieszanie w Nowym Jorku, to okazuje się piekielnie interesującą i pełną tajemnic postacią. Od początku towarzyszyło mi pragnienie bliższego poznania go, co następuje, ale stopniowo. Poza tym Frank, trzeba wprost przyznać, kradnie prawie każdą scenę, robiąc większe show niż niewidomy prawnik, o którym przecież opowiada recenzowana produkcja. Szalony, niestabilny psychicznie, niemający litości dla swoich ofiar, a przede wszystkim nieobliczalny – trudno, żeby nie pokonał pozostałych swoją osobowością. Osobiście lubię takie sylwetki, zwłaszcza że Punisher nie jest tylko maszynką do zabijania – ma cele i pewien kodeks, nie zabija przecież niewinnych. Szkoda, że z czasem trochę usuwa się w cień, dając miejsce na rozbudowanie innych wątków i wprowadzenie kolejnej ważnej persony, czyli Elektry. daredevil2

O tej bohaterce zdążyłem przeczytać parę negatywnych opinii, ale nie podzielam ich w najmniejszym stopniu. Moim zdaniem nowe postacie w drugiej serii są lepsze i ciekawsze od tych z pierwszej. Jednym z przykładów jest właśnie Elektra, intrygująca i wprowadzające nutkę egzotyczności do serialu. Zabójczyni zapewnia nieco inną rozrywkę z uwagi na czarujące flirtowanie z Mattem i gorący temperament. Osobiście potraktowałem ją jako delikatne rozluźnienie atmosfery po konflikcie między Daredevilem a Punisherem i (słuszną, jak się okazało) zapowiedź zmiany klimatów. Zresztą, Elektra z czasem ujawnia większą głębię, a jej rozdarcie wewnętrzne i dylematy trudno potraktować obojętnie, więc generalnie nie jest „tylko” seksowną i magnetyzującą postacią. Czyli znów punkt dla twórców. Warto również zauważyć, że każdy z nowych bohaterów posiada odmienny styl walki – u Punishera czuć gniew na świat, poza tym używa broni palnej, za to Elektra idzie w stronę akrobacji na wzór Matta, aczkolwiek na kobiecy, subtelniejszy sposób, który przejawia się choćby w walce ostrzami, a nie pałką. daredevil3

Nie najlepiej prezentuje się wątek zastępujący Punishera w centrum wydarzeń. Choć niewątpliwie przyczynia się do mrocznej, mistycznej atmosfery i występują w nim niepokojące rzeczy, to pod koniec traci na impecie oraz zawodzi kilkoma rozwiązaniami. Najważniejsze – głównemu wrogowi dużo brakuje do Wilsona Fiska, właściwie nie robi żadnego dobrego wrażenia i (rzekomo) planowany Bullseye wypadłby atrakcyjniej. Rezygnując z niego, twórcy chyba musieli pójść na pewne ustępstwa i w konsekwencji wrzucili kogoś, kto by w miarę pasował do fabuły i prezentował się nie najgorzej – oba warunki zostały spełnione, lecz nic ponadto. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi na wszystkie pytania (furtka do trzeciego sezonu lub The Defenders), a końcowej potyczce zupełnie zabrakło spektakularności. To powinna być ekscytująca walka – tymczasem coś nie wyszło, może budżet się skończył, nie wiem. W sumie starcie okazało się gorsze niż większość podrzędnych w tym sezonie, szczególnie że oczekiwania (podsycane zapowiedziami) były całkiem spore. Przydałaby się zwłaszcza współpraca trójki bohaterów, której się nie doczekałem.

Pozostaje tylko stwierdzić: szkoda, bo wątek miał w sobie potencjał, początkowo wykorzystywany bardzo dobrze, z czasem coraz słabiej. W ostatnich odcinkach trochę czasu poświęcono też Punisherowi, ale jego losom także zabrakło pary. Naprawdę końcowe epizody rozczarowują – racja, nadal są dobre, może nawet więcej niż dobre, lecz trudno nie odnieść wrażenia, że ich jakość bierze się z filmowej wręcz realizacji serialu, rewelacyjnych efektów, mrocznego klimatu, ciemnych uliczek, nocnej pory czy świetnej gry aktorskiej – ale już nie ze scenariusza.daredevil5

Podobało mi się większe skupienie na prawniczych wątkach – bohater prowadzi z przyjacielem kancelarię, więc już po pierwszym sezonie miałem nadzieję, że twórcy zdecydują się w przyszłości przedstawić rozprawy sądowe, w ogóle codzienną pracę w wykonaniu Matta i Foggy’ego, a nie tylko ratowanie miasta przed niebezpiecznymi przedstawicielami przestępczego świata. Moje oczekiwania zostały spełnione i sądzę, że takie wytchnienie od nocnych eskapad w wykonaniu Daredevila dobrze zrobiło serialowi. Wciąż jednak życie osobiste Matta potrafi dostarczać powodów do niewielkiej irytacji. Przykładowo losy Foggy’ego potoczyły się w kiepskim kierunku, a winę ponosi dalsze (bezzasadne) odtrącanie przyjaciela przez protagonistę. Ale to jest jeszcze do przełknięcia, bo piętą achillesową Daredevila okazuje się Karen Page. Szczerze powiedziawszy, nie wiem nawet, czy słusznie kiedyś chwaliłem tę postać, bo teraz stała się nie do zniesienia.
daredevil6
Dlaczego dano jej tyle ekranowego czasu? Wolałbym więcej kogokolwiek, byle nie Karen, która urasta do miana wrzodu na tyłku. Pcha się na pierwszy plan, wtrąca się we wszystko, w ostatnich minutach kompletnie niepotrzebnie kieruje Daredevila w stronę patetyczności, bierze udział w dość nieprzekonującym wątku miłosnym… Na dodatek grająca ją Deborah Ann Woll ogranicza się dodaredevil7 tych samych min i gestów, które świadczą negatywnie o jej umiejętnościach aktorskich. Co najważniejsze – Karen nie posiada nawet jednej cechy, za którą widz mógłby ją polubić. Foggy martwi się o przyjaciela (w rozsądnym stopniu) i jest zabawny, Claire to stanowcza, silna i imponująca kobieta, o Elektrze już pisałem – a Karen? Tylko drażni. Jej naiwność i natrętność nie pasują do Daredevila.

Mimo że drugi sezon produkcji Netflixa ma parę mankamentów, to wciąż uważam go za znakomity. Większość odcinków utrzymywała mnie w stanie euforii (tylko trzy ostatnie zawiodły, zwłaszcza pod względem fabularnym), dlatego recenzowaną serię oceniam entuzjastycznie. Twórcy stanęli na wysokości zadania, chociaż nie udało im się stworzyć historii idealnej. Nowe postacie zaliczyły udane występy, Punisher zapadł w pamięć i praktycznie przy każdej scenie z nim nie można było oderwać się od ekranu, zaś Elektra niewiele mu ustępuje jako skomplikowana, piękna i flirtująca zabójczyni. Nic nie wspomniałem o aktorach, a przecież Jon Bernthal wspaniale oddał bezwzględność swojego bohatera, podobnie jak Elodie Young rozdarcie wewnętrzne i egzotyczność Elektry. Podsumowując – sezon świetny, zdecydowanie lepszy od Jessiki Jones, jeśli miałbym porównywać oba tytuły (schematyczność fabuły, ciągłe ganianie za Killgrave’m oraz brak interesujących sylwetek poza tytułową personą i antagonistą mi przynajmniej dały się we znaki – pozytywniejszą opinię poznacie w recenzji Przemka).

Fot.: Netflix, Marvel

Write a Review

Opublikowane przez

Krzysztof Lewandowski

Student dziennikarstwa i miłośnik fantastyki. Uwielbia czytać książki (fantastyczne) oraz oglądać filmy i seriale telewizyjne (nie tylko fantastyczne). Nie ma nic przeciwko dobrej grze, zwłaszcza z gatunku cRPG, ale ostatnio częściej grywa w Fifę. Piłka nożna to jego pasja, lecz zdarza mu się śledzić zmagania w innych dyscyplinach sportowych - gdy jest komu kibicować.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *