Przegląd filmowy z Warszawskiego Festiwalu Filmowego (część trzecia)

Za nami Warszawski Festiwal Filmowy. Trzydziesta piąta edycja rozpoczęła się 11 października i trwała aż do dwudziestego dnia tego miesiąca. Kontynuujemy krótki przegląd filmowy tego festiwalu. 

Istniejący od roku 1985, Warszawski Festiwal Filmowy wszedł w roku 2009 do elitarnego grona wydarzeń, akredytowanych przez Międzynarodową Federację Stowarzyszeń Producentów Filmowych (www.fiapf.org) jako międzynarodowe konkursowe festiwale filmowe – obok festiwali takich jak Cannes, Wenecja, Berlin, Locarno, San Sebastian, Karlowe Wary, Tokio, Moskwa, Mar del Plata, Montreal, Szanghaj, Kair, Goa czy Tallin.

Zapraszamy Was do kolejnej odsłony przeglądu filmowego z tego festiwalu, który przygotował dla Was Michał Mielnik.

Wielka poezja reż. Aleksander Łungin;

Sam koncept wyjściowy filmu syna słynnego rosyjskiego twórcy Pawła Łungina brzmi genialnie i jako taki, mieszając dwa nieprzystające do siebie porządki poetyckiego slamu i codziennego banalnego życia konwojentów z firmy ochroniarskiej mógłby być źródłem intrygującej absurdalnej historii. Niestety już samo wykonanie, trącące realizacyjną amatorszczyzną, pozostawia wiele do życzenia. Niestety także nieudolna reżyseria, w tym także sposób prowadzenia aktorów nie wpływa na pozytywną ocenę całości. Dwójka bohaterów, z których jeden (ten ciekawszy) znika na pół filmu, głównie spacerują po peryferiach Moskwy dywagując o osobliwym splocie piękna poezji i fizycznej przemocy.

Port Authority reż. Danielle Lessovitz; USA/Francja;

Na festiwalu dość obficie reprezentowana jest anglojęzyczna niezależna kinematografia. Jednym z takich tytułów jest Port Authority, którego tytuł pochodzi od nazwy popularnego nowojorskiego dworca autobusowego. Film został wyprodukowany przez Martina Scorsese, co jest o tyleż zaskakujące, że obraz ów tematycznie i formalnie odbiega od tego, co ma do zaproponowania sam mistrz. Prosta mieniąca się brokatem, nasycona synthpopową muzyką i instagramowymi zdjęciami była pierwszą produkcją z czarnoskórą bohaterką transseksualną w roli głównej, jaką pokazano na festiwalu w Cannes. Oczywiście można zrzymać się, że sam schemat jest dość banalny a film jest kolejnym obrazem o pokonywaniu własnych uprzedzeń, to jednak ten kameralny melodramat ujął mnie i poruszył, choć pozostawił pewien niedosyt w finalizacji fabularnych wątków i wobec tego mógłby być odrobinę dłuższy. Niezależnie od tych zarzutów, ze względu na autentyczność i nastrój, kupuję ten obraz z dobrodziejstwem inwentarza. 

And than we danced reż. Levan Akin; Szwecja/Gruzja/Francja

Tematyka LGBT poruszana jest także w świetnym, brawurowo zmontowanym obrazie będącym szwedzko-gruzińską koprodukcją (szwedzki kandydat do Oscara; sytuacja podobna do nominacji w tej kategorii kilka lat temu francusko-tureckiego Mustanga) zatytułowaną And than we danced (film funkcjonuje bez polskiego tytułu; ma już natomiast krajowego dystrybutora). Już same sekwencje efektownie zmontowanych popisów tanecznych w rytmie kaukaskiej lezginki wystarczyłyby do oceny filmu, ale ponad to otrzymujemy też wiarygodną historię o poszukiwaniu swojej młodzieńczej tożsamości nie tylko wynikającej z orientacji seksualnej we wrogim konserwatywnym społeczeństwie. Materią podlegającą kulturowej negocjacji jest tu nie tyle seksualność, co właśnie taniec przestawiany jako opoka gruzińskiej tradycji.

Czarne popioły reż. Sofia Quiros Ubeda; Kostaryka

Obraz przedstawiany w materiałach festiwalowych jako pierwszy kostarykański tytuł prezentowany w Cannes, mimo pewnego intrygującego podejścia do zjawiska dojrzewania z perspektywy małej dziewczynki (w tym sensie jest to dzieło nieco podobne w przyjętej perspektywie do hiszpańskiego Lata 1992), okazał się być, nawet przy przyjęciu niewielkich rozmiarów czasowych dzieła, dość nudnym snujem. Film, który stara się przedstawić jakąś prawdę o życiu pozagrobowym, a wręcz idei reinkarnacji w warunkach latynoamerykańskiego styku katolicyzmu i spirytyzmu, robi to na tyle tandetnie i kiczowato, że wykwity metafizyki stanowią w skali całej fabuły mało istotny margines.

Fot.: Warszawski Festiwal Filmowy;

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Mielnik

Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *