gilmour

Przewidywalny aż do bólu – David Gilmour – „Rattle That Lock” [recenzja]

David Gilmour wydał nowy album i chyba zachwyci on tylko jego wiernych fanów, bowiem sam artysta od wielu lat korzysta ze sprawdzonych klisz i chyba już na nowych sympatykach specjalnie jemu nie zależy. Co gorsza, Rattle That Lock na dłuższą metę nie jest w stanie przykuć do głośników tak bardzo, jak to uczynił doskonały On An Island.

Inna sprawa, że Gilmour byłby chyba ostatnim artystą, po jakim spodziewałem się jakichkolwiek zaskoczeń. Gitarzysta i były lider Pink Floyd konsekwentnie w swojej twórczości kroczy ścieżką, na którą wszedł, komponując utwór Fat Old Sun na potrzeby wydanego w 1970 roku krążka Atom Heart Mother wiadomo jakiej grupy. To dalej ten sam Gilmour, nostalgicznie wyśpiewujący teksty swoich piosenek, ale już z wyczuwalnym zmęczeniem głosu, dodającym mu nutki powagi. Gitarzysta znowu krzesi swoje cudowne aczkolwiek przewidywalne solówki na gitarze, nie zapominając o odpowiednim patosie kompozycji, który to element wprowadził na etapie A Momentary Lapse of Reason, nagrywając utwór Sorrow.

No właśnie – większość Rattle That Lock, to Gilmour przewidywalny, łatwy do odgadnięcia i tylko czasami zaskakujący. Poza gitarowym czarowaniem, jak w 5. A.M., And Then… czy Beauty, są to klasyczne, z wyraźnym floydowym posmakiem, kompozycje takie jak In Any TongueToday, które doskonale pasowałyby na takie The Division Bell. Gilmour stawia na sprawdzone karty, między innymi orkiestracje Zbigniewa Preisnera czy harmonie wokalne z Davidem Crosbym i Grahamem Nashem w hołdzie dla zmarłego Ricka Wrighta – A Boat Lies Waiting. Gdzieś tam w tle słychać parę słów wypowiedzianych matowym, ciepłym głosem Ricka… miły gest ze strony Davida.

Ale trzeba cesarzowi oddać, co cesarskie, bowiem Gilmour potrafi zadziwić słuchacza singlowym Rattle That Lock. Mocny, przebojowy rytm, wysoko zaśpiewany przez Davida z chwytającym refrenem. Zasadniczo, gdyby nie nazwisko autora tej piosenki, to mało prawdopodobne, abym zwrócił na nią uwagę. Fakt faktem, że Gilmour nigdy czegoś podobnego nie zaproponował w swojej karierze. Podczas odsłuchu krążka zwracałem uwagę na przejmujący Faces Of Stones z ciekawymi akcentami akordeonu i z walczykowatym rytmem. Nad całą kompozycją unosi się frapujący klimat muzyki dawnej, niby rodem z francuskich kawiarni. Jazzowy The Girl In The Yellow Dress również zwraca na siebie uwagę głównie tym, że jest nagrany w takiej, a nie innej konwencji. Jednak mam wrażenie, że taki jazzujący klimat pasuje Davidowi jak pięść do nosa.

Spadek formy… szczególnie, że na następcę On An Island czekaliśmy długie 9 lat. Jednak tamten album potrafił i potrafi nadal spowodować zachwyt i to, że człowiek chce się zatracić w tamtych dźwiękach. Niby na tę samą modłę został stworzony Rattle That Lock, więc co nie zagrało? Przede wszystkim potwierdzony zostaje fakt, że David wybitnym kompozytorem nie jest i genialne strzały zdarzają mu się jedynie od czasu do czasu. Co gorsza, formuła przyjęta przez gitarzystę Pink Floyd wydaje się wyczerpywać, a próby jej odświeżenia niespecjalnie się udały. Inna sprawa, że wygórowanych wymagań wobec tego krążka nie miałem, więc jakość tego, co zaproponował Gilmour, martwi podwójnie. Tyle dobrego, że muzyk takimi głosami się niespecjalnie przejmuje i tworzy muzykę dla swoich fanów, którzy oczekując konkretnego produktu, otrzymali go, bo głosów zachwytu nad nowym dziełem Gilmoura jest co nie miara. Ja jednak nie zamierzam się do tego chóru jakkolwiek przyłączać.

Fot.: Sony Music Polska

gilmour

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *