Gorzko-kwaśne historie pandemiczne i osobiste – RAU Performance – „Mieszane uczucia” [recenzja]

No miło to tu do końca nie jest, moi drodzy. Mieszane uczucia, trzecia solowa płytka RAU Performance, bezpardonowo łapie za fraki i nie puszcza. RAU, czyli Tomasz Rałowski na swoim nowym albumie rapuje o rzeczach wielu; o tym, co go boli, co mu przeszkadza, o sprawach cięższego kalibru, ale i tego lżejszego. Nie ma tu jednej skondensowanej historii rozłożonej na 13 kawałków, jakie znajdują się na Mieszanych uczuciach, jest za to spójna wizja – choć utwory różnią się i treścią, i dynamiką, i manierą (od ospałej, wręcz neurotycznej, po mechaniczną, robotyczną). Trzeci album RAU nieźle mnie sponiewierał, zaskoczył, rozbawił i… uzależnił. Ja mieszanych uczuć w stosunku do płyty RAU-a na pewno nie mam. Za dużo tu celnych strzałów, za mocno Rałowski trafia w pewne punkty, które dźwiękiem uderzone robią spore zamieszanie w głowie. Ale dobrze, tak ma być – o to przecież w tym chodzi. Więcej muzycznych treści na Głosie Kultury znajdziecie tutaj

Mieszane uczucia chcą gadać o kryzysach

Było ZERO WASTE, był Mistrz sztuki, są Mieszane uczucia. I choć zarówno do pierwszej, jak i do drugiej płytki co jakiś czas wracam, to dopiero ten trzeci muzyczny skok trafił totalnie w moje gusta. Zaczyna się klasycznym kilkunastosekundowym intro (które tutaj zwie się Nitro). Zaraz potem uderza Meltdown, bodajże drugi najbardziej osobisty kawałek na albumie. RAU rapuje specyficznie jakby monotonnie, usypiająco jakby był znużony – tyle że ta charakterystyczna maniera wygrywa całe Mieszane uczucia. Czasem Rałowski przyśpiesza, zwiększa dynamikę wyrzucania z siebie kolejnych wersów, innym razem zwalnia, spowalnia całe to rytmiczne, raperskie wydarzenie. W przypadku Meltdown mamy do czynienia z wyraźnym bitem, który ciągnie historie do przodu, Rap jest tutaj monotonny, przez co mocny tekst z każdą kolejną zwrotką ściska jeszcze bardziej.

Czuję się jak Britney w 2007
Czuję się jak Whitney Ledger, a nie Legend
Czuję, że za późno wszystko to na próżno
Czuję, że zaspałem
Czuję, że przegrałem
Czuję jak żółć wypełnia mi wnętrzności
Czuję brak tchu pięścio- i szczękościsk
Czuję, że pękam czuję że tonę
Czuję, że to meltdown
Czuję, że to koniec

Po Meltdown pojawia się Aerobic rodeo. Uderza z podwójną siłą, bo jest całkiem inne. Dynamiczne, wyraziste, aż się człowiek cały przy nim kiwa. Jest świeżo, lekko; możemy spuścić z tonu. Ten numer zachwyca przede wszystkim umiejętnościami rapera, który – wydawałoby się – ot tak wyrzuca z siebie jeden wers za drugim. Sporo tu zabawy słowem, trochę odniesień, parę słownych szarż, jednak największą radochę sprawiało mi to, że część z nich dochodziła do mnie dopiero po którymś z kolei przesłuchaniu. Aerobic rodeo jest potężnie przeładowane, może odrobinę na wyrost, ale muzycznie siada idealnie (plus ma świetnie zmontowany i pomyślany klip).

RAU PERFORMANCE - AEROBIC RODEO

Już te dwa porównane ze sobą kawałki pokazują, że u RAU-a nic nie jest statyczne ani trwałe. Nastroje na płytce wykonują szarże, zmieniając gwałtownie strony od lewa do prawa, rytmy skaczą, zmieniają się, przyśpieszają i zwalniają. Przy tym nie można powiedzieć, żeby w tym chaosie nie było pewnej równowagi: Mieszane uczucia stoją na wysokim poziomie (zarówno pod względem produkcji, jak i tekstów – co więcej, za to i za to odpowiada sam Rałowski). Nie gubią się w tym zamieszaniu, które generują, choć zamieszanie z pewnością wywołują w myślach słuchacza. Rąk ani nóg płycie na pewno nie brak w tym szalonym tańcu, nie wiem tylko, czy ze mną jest równie w porządku.

RAU PERFORMANCE - JAK MAKŁOWICZ

Rapowane wizje pandemiczne

Numer cztery na płycie to Flex, który dla mnie osobiście ma chyba najlepsze rymy. Z drugiej strony nie zaliczyłabym go do moich ulubionych kawałków. Potem wpada Lekka ręka ze świetnym, odrobinę mechanicznym i wyraźnie rozciągniętym, zwolnionym refrenem, który brzmi jakby ten właśnie przeżywał srogi narkotyczny trip. Następne są: agresywny, mocny w słowie GranatMicrodose, które najbardziej emanuje techno sceną ze wszystkich kawałków. Sporo dobrego również robi samo ułożenie utworów. Microdose znajdujące się po Granacie wyrywa nas z tej agresywnej rzeczywistości i szarpanych, niekontrolowanych emocji. Z kolei po nim pojawia się prawdziwy hit, typowy przebój – wciąż niezaglądający w oczy komercji, ale jednak… Za dużo tu tupania nogą i rzucania głową, żeby Jak Makłowicz było kawałkiem, który się nie przyjmie. I tak to też jest ten numer, w którym RAU rapuje o Robercie Makłowiczu. Jeśli jednak wgryźć się bardziej w tekst, to pierwsze założenie i wrażenie okazuje się być ślepym strzałem. Bo Jak Makłowicz jest przede wszystkim o tym, co było. O sentymencie za czasem, który minął, za urokiem i pociągiem do wspomnień. To luźny, lekki i humorystyczny kawałek, jednak wciąż mówi o tym, co boli, pokazuje, ile ostatni rok w naszych życiach zamieszał, pomieszał i bezpardonowo pewnym częściom ciała dokopał.

W tawernie przy porcie, w kurorcie w Sztynorcie
Serwuję se porcję, banana na mordzie
Serwucham, se borcham jak Jorge Luis Borges
Ty fuckboy, ja Makło, jedzonko, mmm, jaranko
Wiem, co to jest gastro i co to jest faza
Chcę znów iść na miasto, zajadać, dać zarabiać

Było przez chwilę przyjemnie, włączyła się nostalgia, może i łza w oku zakręciła, więc czas przejść dalej. A dalej, czyli pod literką dziewięć znajduje się mój drugi ulubiony kawałek. Utwór iście pandemiczny, w którym RAU rapuje przede wszystkim o tym, jak zmieniła się nasza rzeczywistość. Oczywiście, na plan pierwszy wysuwa się monotonna maniera (co w tym przypadku perfekcyjnie podkreśla monotonię codzienności pandemicznej, jej powtarzalność, rutynę). Przy tym Niech mnie ktoś uszczypnie jest całkowicie bezpretensjonalne i niewinne, bo szczere.

RAU_PERFORMANCE - NIECH MNIE KTOS USZCZYPNIE

Po Niech mnie ktoś uszczypnie wchodzą Interakcje, czyli najlepszy kawałek na całym albumie. Dlaczego? Ano dlatego że jak żaden inny tak po prostu oddaje nasze codzienne myśli, niezręczności kręcące się po głowie, wątpliwości, blokady, niezrozumienia kogoś, czegoś, których nie wypowiadamy na głos, tylko udajemy, że wiemy, no bo przecież tak jest łatwiej prościej. Interakcje są tak celne, że aż ciężko mi w to uwierzyć. Jednocześnie RAU znowu rapuje jakby od niechcenia, jakby coś mruczał pod nosem i był przekonany, że nikt poza nim tych mruków nie usłyszy. Utwór idealny.

Gdzie nie pójdę, to jest awkward
Gdzie nie looknę, wali cringem
Pozostaje kwestią sporną
Kto oszalał – ja czy życie?

[…]

Jak nie dosłyszałem, to głupio przytakuję
Jak ktoś nie ma racji, to nie ingeruję
Nie obieram publicznie żadnych stanowisk
Bo gówno mnie obchodzi, co kto sobie tam robi

[…]

Bo meczą mnie interakcje
Proste sytuacje zmieniają się w męczarnię

Tytułowy utwór, który wchodzi zaraz po Interakcjach, serwuje nam neurotyczny klimat oraz raz jeszcze mechaniczny wokal, co zaskakuje w połączeniu z tekstem. Rałowski opowiada tutaj o traumie związanej z utratą mamy (Pamiętam jak głos mi się łamał, a mówiłem śmieszne rzeczy/ Kiedy umierała mama, a ja chciałem ją pocieszyć) czy powraca do swoich osobistych problemów. Wżera się ten kawałek intensywnie i nie wychodzi z głowy. Powrót do przeszłości jest w Mieszanych uczuciach tak naturalny, a jednocześnie – z racji na bagaż doświadczeń – bolesny.

Zżera mnie od środka fakt, że mógłbym robić znacznie więcej
Zamiast gonić klops i szanse, czekam grzecznie, aż nadejdzie
Niby nie chcę, ale chciałbym, nic nie biorę, ale brałbym
Ciągle dzierżę stare smutki, trzymam, ale chciałbym puścić

Po chwili jednak przenosimy się na Chmurkę. Wydaje się, że RAU znowu serwuje nam coś lżejszego; szybko się okazuje, że to kolejne złudne wrażenie (Czas się katapultować ciążą przyziemne sprawy/Latać na obłokach jakby z cukrowej waty). Krótki tekst i powtarzalność sprawiają, że jest to jeden z tych kawałków, które wskakują na właściwe, kuszące muzycznie miejsce praktycznie od pierwszych wersów.

Ciążą przyziemne sprawy

Mieszane uczucia to kawał dobrej producenckiej, tekściarskiej i raperskiej roboty. Album RAU-a chamsko żonlguje emocjami i nastrojami, ale w jaki sposób to robi! Dla mnie aktualnie to kandydat do jednej z najlepszych płyt tego roku. Jest tu luz, zabawa, jest porządne poniewieranie słuchaczem oraz odważne powroty do przeszłości. W końcu jest i odniesienie do naszej aktualnej rzeczywistości. Do tego, co się dzieje wokół i jak RAU sobie z tym radzi (bardzo to uniwersalne jest i trafne, a przy tym szczere i bezpretensjonalne). Jak sam Rałowski twierdzi, Mieszane uczucia są jego najbardziej osobistą płytą.

Wszyscy dusimy w sobie słowa i myśli; kiedy nam coś nie pasuje, nie mówimy o tym. Kiedy nas coś drażni, przymykamy oczy. Ludzie nas irytują i ludzie nas męczą, ale bez ludzi to jednak przecież nie to. Czasami odpuszczamy, bo chcemy, bo tak jest lepiej, ale czasami przeszłość daje o sobie znać, zazwyczaj znienacka – i po takich przewrotach ciężko się zgrabnie i z taktem podnieść. O tym między innymi mówią Mieszane uczucia. Posłuchajcie, bo naprawdę warto. RAU Performance w niemainstreamowym rapie już zaszedł daleko. I oby tam chłopak jak najdłużej pozostał, bo ewidentnie mu ta robota wychodzi.

Każdy dzień to replay
Na bezludnej wyspie
Niech mnie ktoś uszczypnie
Ale tylko w rękawiczce

Jakby ktoś chciał posłuchać RAU-a, jak gada i co gada, to na Imponderabiliach jest dostępna prawie dwugodzinna rozmowa Tomasza Rałowskiego z Karolem Paciorkiem.

Fot.: RAU Performance

Write a Review

Opublikowane przez

Magda Przepiórka

Psychofanka Cate Blanchett, Dario Argento, body horrorów Davida Cronenberga, Rumuńskiej Nowej Fali i australijskiego kina. Muzyka to beztroskie, ale i mocniejsze polskie brzmienia – przekrój dekad 70/80 – oraz aktualne misz-masze gatunkowe w strefie alternatywy. Literacko – wszystko, co subiektywnie dobre i warte konsumpcji, szczególnie reportaże podróżnicze. Poza popkulturą miłośniczka wojaży wszelakich.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *