Zostawcie Edgara Alana Poego w spokoju – Scott Cooper – „Bielmo”

Titanica zostawili i nie wyciągnęli go, ale Edgara Alan Poego po raz kolejny wyciągnęli z zaświatów, aby kolejny raz stawił czoła zagadce kryminalnej i podniósł statystyki boxoffice’u.  Niestety i tym razem jego występ ma tyle sensu, co smażenie lodów. Na papierze wszystko wygląda wspaniale – mamy serię tajemniczych morderstw dokonanych w 1830 roku w słynnej akademii wojskowej West Point. Plejada znanych aktorów i niezły setting powinny sprawić, że Bielmo znajdzie się w czołówce filmów tego roku. Jednak to wszystko tylko teoria, na ekranie zaś dostaliśmy kolejny thriller, który ogląda się bez większych emocji, czekając na rozwiązanie sztampowej tajemnicy. 

Już w pierwszej scenie widz dostaje w twarz ekspozycją głównego bohatera. Landor, grany przez samego Christiana Bale’a, siedzi przed zarządcą szkoły i słucha całej swojej przeszłości do siódmego pokolenia wstecz. Dowiadujemy się, że ma problem z alkoholem, nieprzestrzeganiem zasad, jego córka zaginęła, a także jest butny i nieposłuszny autorytetom. I tyle. Nie dowiemy się o tej postaci niczego więcej, wszystko zostało już powiedziane w pierwszych dwóch minutach filmu. Nieco lepiej jest z Edgarem Alanem Poem, zagranym przez Harry’ego Mellinga – to on bryluje w poszczególnych scenach, często przyćmiewając starszego kolegę po fachu. Poza tym na ekranie uświadczymy takie gwiazdy jak Toby Jones czy Timothy Spall, a także Gillian Anderson. Niestety, moje nadzieje na genialny występ Gillian okazały się płonne, a sama postać bardzo irytująca i przerysowana. Każde wejście na ekran kwitowane było przeze mnie kręceniem głową z niedowierzaniem.

Intryga była mi przez dużą część seansu obojętna. Nie dlatego, że była zła – jest poprawna i to największy zarzut, jaki mam do tej produkcji. Nachodzące po sobie sceny są spójne, mimo to trudno się w zatracić w wydarzeniach. Reżyser (a zarazem scenarzysta) Scott Cooper ciągnie akcję jak po sznurku i na dobrą sprawę mógłby osadzić akcję w XXI wieku w Nowym Jorku, zastępując aktorów inną obsadą, a efekt wyszedłby podobny. Brak tutaj zaskakującego bawienia się konwencją, jest za to systematyczne odfajkowywanie kolejnych punktów na schemacie przedstawiającym setki nakręconych wcześniej przeciętnych thrillerów. Bielmo nie zaskakuje (może poza nierealnością niektórych wydarzeń), a motywacje poszczególnych bohaterów rozpływają się w odgrywanej przez nich nijakości. Scott Cooper nie zadbał o odpowiednią dramaturgię ani o zaskakujące zwroty akcji, mając nadzieję, że wszystko wykona za niego gwiazdorska obsada. Niestety, nie tym razem.

Nie można się przeczepić do kostiumów i realiów lat, w których osadzona jest akcja produkcji. Gdyby Bielmo był filmem kostiumowym z bardziej zarysowanymi postaciami, gdzie morderstwa stanowiłyby jedynie tło dla rozgrywających się wśród barwnych postaci wydarzeń, to mielibyśmy kandydata do Oscara. Bardzo przyjemnie ogląda się kolejne sceny pogrążone w szaro-białej zimowej scenerii szkoły oraz przydymione pomieszczenia rozświetlane ciepłym światłem świec. Jeżeli ktoś ogląda filmy dla wrażeń wzrokowych i lubi filmy kostiumowe, może być to jeden z elementów, który go przekona do obejrzenia Netflixowej produkcji.

Nie mogę jednak zrozumieć samej postaci Edgara Alana Poego, który został wtrącony do tego filmu jakby za sprawą ruletki – równie dobrze mógłby to być Napoleon Bonaparte, Maria Skłodowska Curie czy Słowacki. Nie chodzi mi tutaj o aktora, lecz o samą postać. Nie ma żadnej racji bytu, poza tym, że rzeczywiście w tych latach przebywał w akademii West Point. Jego zachowanie w tamtym okresie było zgoła inne niż to przedstawione w filmie. W 1830 roku Edgar Alan Poe skupiał się na tym, aby…. wylecieć z akademii, specjalnie podkładając się pod sąd wojskowy. Uczył się tam tylko nieco ponad pół roku! W dodatku wywlekanie najlepszego poematu (co nie oznacza jedynego) pod tytułem Kruk przy każdej wzmiance o Edgarze jest już po prostu nudne. Także i tutaj nawiązanie do ukochanej Lenory oraz podłego ptaszyska nie mogło zostać nieporuszone, mimo że sam wiersz powstał piętnaście lat później, w 1845 roku. Może to zwykłe czepialstwo z mojej strony, lecz robienie z tego skądinąd genialnego pisarza gwiazdy jednego przeboju jest uwłaczające i mi się nie podoba.

Bielmo jest seansem na jeden raz, raczej tylko kostiumowi zwyrodnialcy mogą znaleźć w sobie na tyle sił, aby obejrzeć ten film po raz drugi. Na nudny, zimowy wieczór jest w sam raz do obejrzenia z drugą połówką. Nie jest bardzo brutalny i nie epatuje przesadnie przemocą, więc nie grożą Wam koszmary. Chyba że pewien Kruk zaskrobie w Wasze szyby, aby na Wasze pytanie, czy powstanie kiedyś w końcu dobry film, którego bohaterem jest Edgar Alan Poe, odpowie skrzekliwym głosem: NIGDY JUŻ!

Fot.: Netflix

Overview

Ocena:
5 / 10
5

Write a Review

Opublikowane przez

Adam Kamiński

Dusza anarchisty ściera się we mnie z romantycznym sercem. Jednego dnia rzucałbym koktajlem Mołotowa i palił rządowe pałace, innym razem wzruszam się nad twórczością klasyków literatury - Tołstoja, Steinbecka czy Remarque'a. W wolnych chwilach potrafię wyruszyć samotnie na szlak i biwakuję w ostępach przyrody. Moim marzeniem jest napisać powieść.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *