Kiedy ,,Imię róży” spotyka gamedev – Obsidian Entertainment – „Pentiment”

Oczywiście Umberto Eco nie maczał palców przy powyższej produkcji (a szkoda). Pentiment jest pobocznym projektem studia Obsidian Entertainment, które zasłynęło takimi hiciorami, jak Pillars of Eeternity czy Outer Worlds. Mimo że większość twórców kułoby żelazo, póki gorące, amerykańscy developerzy postanowili dać szansę małej idei polegającej na stworzeniu gry opierającej grafikę na pracy XVI-wiecznych iluminatorów. Dodatkowo osadzili akcję daleko za oceanem, bo aż w bawarskiej wiosce, w której stare, katolickie wartości ścierają się z rewolucją w postaci druku oraz reformami religijnymi szerzącymi się po Europie. W Pentiment nie zabraknie serii morderstw, które będziemy musieli rozwiązać w dość nietuzinkowy sposób. Czy jest miejsce na rynku gier dla takiego miksu motywów i nietuzinkowej oprawy graficznej? Jak dla mnie jest. I proszę o więcej. Oto przed Wami recenzja Pentiment!

Pentiment to przedstawiciel nieco już zadyszanego gatunku gier point’n’click. Jako gracz wychowany na takich legendach jak Syberia czy The longest journey z radością czytałem pochlebne opinie recenzentów opisujących dzieło Obsidian Studio jako czarnego konia 2022 roku czy też najlepiej napisana gra roku. Dla mnie jest to nie tylko okazja, aby zakopać kilka godzin życia w kolejnej produkcji, ale też światełko nadziei, że inne studia także poważą się na wyprodukowanie mniejszych lub większych przygodówek, w efekcie czego cały gatunek nieco odżyje w zalewie pustych battle royale czy tzw. RPG akcji, które z RPG mają wspólnego tyle, że można dodać punkcik do nieistotnych statystyk albo w odpowiedniej kolejności rozdysponować umiejętności. Tym bardziej się zdziwiłem, kiedy początek gry powitał mnie dość prostym…. ekranem tworzenia postaci. Wybieramy swoje cechy, języki, którymi władamy, oraz naszą przeszłość. Czyli co, to przygodówka z elementami RPG? Tak! Nasze wybory przy tworzeniu postaci mają wpływ na dialogi z mieszkańcami wioski. Okazują się przydatne także podczas odczytywania ksiąg zebranych w zakonie Kiersau, gdzie toczy się akcja gry. Naszym protagonistą jest Andreas Maller, artysta-czeladnik, który dzięki wpływom swego ojca miał szansę studiować na uniwersytecie w Erfurcie. Mimo że nigdy nie skończył obranego przez siebie kierunku, zdobył wiedzę i doświadczenie potrzebne do rozwikłania tajemnicy w małym bawarskim miasteczku. Tę zaś rozwikłujemy za pomocą rozmowy z postaciami niezależnymi. Nie mamy tutaj plecaka z przedmiotami, dla których musimy znaleźć zastosowanie na kolejnych planszach. Dziewięćdziesiąt procent gry polega tylko i wyłącznie na mieleniu ozorem i wyciąganiu wniosków, pozostałe dziesięć zaś to proste łamigłówki logiczne. Osobiście mi to nie przeszkadzało w odbiorze, choć tytuł może nie podejść ludziom, którzy nie lubią „samograjów”.

Nie chcę tutaj rozwodzić się nad fabułą Pentiment. Recenzja służy przedstawieniu mojej opinii, a zdradzając więcej, popsułbym Wam zabawę. Wystarczy powiedzieć, że trup ściele się gęsto jak łany zboża na polach. W samej fabule bardzo istotny jest czas, ponieważ akcja gry dzieje się na przestrzeni aż kilkudziesięciu lat! Mieszkańcy przychodzą i odchodzą, zawierają związki małżeńskie, rodzą dzieci i umierają (często), a my musimy się w tym wszystkim połapać, aby wytropić tajemniczego zabójcę. Grając w Pentiment, miałem często wrażenie, że przechodzę interaktywne Imię róży Umberto Eco – i to jest chyba największa zaleta tej gry. Historia jest interesująca, angażuje i cały czas byłem ciekawy, co stanie się dalej. Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to do ilości postaci pobocznych. Jest ich tak wiele, że trudno spamiętać, kto jest kim. Co prawda w grze jest umieszczony glosariusz, ale jedynie na zasadzie Klaus jest trzecim dzieckiem ciotki Belli. Wytrawny gracz i czytelnik powinien sobie poradzić, a resztę zachęcam do skromnych notatek na kartce papieru.

Graficznie Pentiment jest stylizowany na średniowieczne książki i to sprawia, że gra na długo zostaje w pamięci. Poruszamy się postacią pomiędzy pięknymi lokacjami, a towarzyszy temu szelest przewracanych kart, sprawiający wrażenie, że wertujemy starą księgę. Smaczku dodają nam różne rysunki okalające ramy lokacji po oddaleniu mapy – niektóre wręcz kuriozalnie zabawne (kot z przyczepioną armatą jest dla mnie numerem jeden). Postać biega, skacze, przedziera się przez ruiny, a także ucieka przed rozgniewanym tłumem. W chatach leżą sienniki, a na ścianach suszą się zioła, owoce i warzywa. Raz na jakiś czas mamy okazję zjeść posiłek składający się z tradycyjnych potraw, od których ślinka cieknie jak u pitbulla na diecie wegańskiej. Nie ma się do czego przeczepić, prawdziwa uczta dla oczu! Chociaż nie, stop. Jest pewna rzecz, która może Was z miejsca odrzucić – jest to czcionka. Na samym początku rozgrywki autorzy pytają, czy chcesz zagrać w bardziej immersyjną wersję gry – wtedy tak naprawdę pytają, czy chcesz dostać oczopląsu i bólu głowy, ponieważ nikt bez wykształcenia kaligraficznego nie będzie w stanie przejść tej gry. Oszczędź sobie problemu, przyjacielu i od razu wybierz wariant bardziej czytelny.

Nie jestem typem gracza, który zwraca największą uwagę na udźwiękowienie produkcji. Ot, czasem zaćwierka ptaszek, w ważniejszych miejscach fabuły odezwie się chór mnichów. Po czasie trochę irytuje odgłos skrobania podczas każdego dialogu. A tych w grze jest prawdziwe zatrzęsienie. Do tego stopnia, że postanowiłem wyciszyć wszystkie dźwięki i spróbowałem zagrać, mając na głośniku kilka utworów zespołu ERA (kto jeszcze pamięta Ameno?) – i to był strzał w dziesiątkę. Myślę, że Enya albo nawet soundtrack z Władcy pierścieni także dałby radę.

Wszystko byłoby pięknie – grafika, która nawiązuje do średniowiecznych, ręcznie ilustrowanych ksiąg oraz zgodność prawdziwych miejsc oraz problemów trapiących w tamtym czasie Europę. Niestety, dawno już przekonałem się, że gier idealnych nie ma, i tak jest w tym przypadku. Pentiment jest podzielony na trzy rozdziały i nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że ostatnia część historii albo została potraktowana po macoszemu, albo za bardzo unowocześniona względem naszych czasów. Postać, którą kierujemy (gramy nie tylko Andreasem Mallerem!) biega po wiosce i opowiada takie rzeczy, że w tamtych czasach niejeden inkwizytor miałby solidne podstawy do wyprawy do lasu po drewno na stos. Ale niech to będzie dla Was ciekawostka, o której przekonacie się sami. Może to ja jestem nadwrażliwy…

Ostatecznie bardzo polecam każdemu grę Pentiment. Recenzja tego dzieła przyniosła mi sporo frajdy. Historia zapadła mi w pamięć, a może nawet kiedyś wrócę do opactwa Kiersau, aby odkryć, jakie tajemnice jeszcze przede mną kryje. Gra jest dość długa i starcza na około piętnaście godzin rozgrywki. W przypadku tak niszowej produkcji jest to wynik więcej niż dobry. I taką oceną wystawiam tej grze – jest bardzo dobra, choć nie celująca. Chciałbym zobaczyć kiedyś sequel tej historii, może w innych czasach? Chcę więcej takich gier na rynku!

Fot.: Obsidian Entertainment

Write a Review

Opublikowane przez

Adam Kamiński

Dusza anarchisty ściera się we mnie z romantycznym sercem. Jednego dnia rzucałbym koktajlem Mołotowa i palił rządowe pałace, innym razem wzruszam się nad twórczością klasyków literatury - Tołstoja, Steinbecka czy Remarque'a. W wolnych chwilach potrafię wyruszyć samotnie na szlak i biwakuję w ostępach przyrody. Moim marzeniem jest napisać powieść.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *