Relacja z 14. edycji Festiwalu Afrykamera – część pierwsza

Odbywający się w tym roku wyjątkowo w grudniu (wobec wcześniejszych wiosennych edycji) przegląd filmów pochodzących z Afryki, a często zrealizowanych też przez twórców spoza tego kontynentu, a odnoszących się do tego regionu świata (vide obecne co roku w programie także polskie produkcje) zamyka w pewnym sensie intensywną filmową jesień w stolicy. Na ile nowa data tego festiwalu, który na stałe już wdrukował się w kalendarz warszawskich kinomanów przyjmie się, dopiero się okaże. Jedno jest jednak pewne. Grudniowa odsłona jest tym bardziej adekwatna, że seanse filmów z tropikalnej Afryki stanowią idealne wręcz remedium na szarugę słotę za oknem i w tym ujęciu zabieg ten należy traktować jako marketingowy strzał w dziesiątkę. Tradycyjnie już festiwalowy program obejmuje główną sekcję, tj. Afroselektę, będącą przeglądem tego, co najlepsze w kinie afrykańskim (zarówno fabularnym, jak i dokumentalnym). W 2019 r. silnie reprezentowany jest egzotyczny Sudan, ale też zwraca obecność twórców z Republiki Południowej Afryki, których nie da się pominąć przy programowaniu takiej imprezy, a to z uwagi na gospodarcze znaczenie tego państwa, jak i w związku z tym także jego kulturowe oddziaływanie na resztę kontynentu. Widzowie mogą też w tym roku obejrzeć dokumenty w sekcji Ekologia w Afryce, co w chwili, w której w mediach poświęca się ogromną uwagę kryzysowi klimatycznemu, ma szczególne znaczenie. Uwagę przykuwają także bloki krótkich metraży ujęte według klucza Tożsamość/Duchowość oraz filmy dla najmłodszych, w tym niezwykły animowany film dokumentalny zatytułowany Liyana, który niebawem sumptem organizatorów znajdzie się w regularnej dystrybucji kinowej. Przed Wami pierwsza część relacji z festiwalu. 

Zima wszyta w skórę reż. Jahmil X.T. Qubeka, RPA/Niemcy;

Niezwykły tytuł sam determinuje poetycki wymiar filmu reżysera, którego obrazy gościły już na poprzednich edycjach Afrykamery. Gatunkowo dzieło Qubeki ma coś wspólnego z ubiegłorocznym neowesternem Pięć palców dla Marsylii. Oba tytuły czerpią z estetyki realizmu magicznego, mają też zacięcie socjologiczne i historiozoficzne. Zima wszyta w skórę idzie jednak dalej w dosłownym portretowaniu realiów życia czarnej większości w erze apartheidu jako nieustannym cierpieniu i poniżeniu (naturalistyczna oraz pełna przemocy scena eksmisji). Akcja ma miejsce głównie w 1952 r., a zatem u zarania zinstytucjonalizowanego systemu segregacji rasowej, który w pewnym momencie jest w szyderczo ironiczny sposób kontrowany nagraniem starej audycji radiowej, gdzie tłumaczy się, iż właściwie chodzi w tym tylko utrzymywanie dobrosąsiedzkich relacji czarnych i białych. Reżyser ubiera swoją opowieść w formułę westernowej ballady o południowoafrykańskim Robin Hoodzie. Szczególne i efektowne zdjęcia, utrzymane jednak w szaro-granatowej tonacji (przypominające mi nieco operatorskie zabiegi w tematycznie nieodległym netfliksowym Mudbound), powodują, że tę epopeję ogląda się trochę jak przez szybę, paradoksalnie jednak z emocjonalnym zaangażowaniem po stronie uciśnionej ludności RPA. Twórca podejmuje też wątek powstawania mitu i form jego utrwalania do tego stopnia zresztą, że w pewnym momencie powziąłem wątpliwości co do tego, co w historii życia Johna Kepe jest prawdą, a co fikcją utkaną z ludowych legend. Tym jednak, co stanowi o wyjątkowości obrazu, jest fakt, że niemal w całości odbywa się bez partii dialogowych. W połączeniu z oryginalną ścieżką dźwiękową i wspomnianymi niezwykłymi zdjęciami daje to piorunujący efekt.

Umrzesz mając 20 lat, reż. Amjad Abu Alala, Sudan/Francja/Egipt/Niemcy/Norwegia/Katar;

Decyzja organizatorów, aby na otwarcie imprezy pokazać obraz z Sudanu, a zatem kraju pozbawionego w tej chwili kinematografii (o tym jednak, że takowa w Sudanie onegdaj była świadczy znajdujący się także w tegorocznym programie dokument Pogawędki o drzewach to zbrodnia), była dość ryzykowna, ale ostatecznie zasadna. Sudański film to dzieło ze wszech miar profesjonalne pokazywane notabene w tym roku na festiwalu w Wenecji w sekcji Venice Days, gdzie otrzymało nagrodę im. Luigi de Laurentiisa. W przyjętym stylu przypomina nieco paraetnograficzne eposy Kolumbijczyka Ciro Guerry, przede wszystkim Sny wędrownych ptaków. Nie ma jednak nic wspólnego z tandetną jarmarczną odpustowością. Nie traktuje też protagonistów wierzących w rzeczy, które z naszej perspektywy mogłyby uchodzić za gusła i zabobony, z protekcjonalnością. To szczera autentyczna wypowiedź o klątwie determinującej całą biografię młodego bohatera, która ma swoje umocowanie w ortodoksyjnie rozumianym islamie zabarwionym pewną lokalnością. Także o tym, jak wola życia ponad z góry przyjęte ograniczenia pozwala na wyjście poza zaklęty krąg i zmierzenie się z tym, co uchodzi w tej kulturze za grzech. W tym znaczeniu, tj. w zakresie, w jakim pochodzący z Sudanu reżyser kontestuje odwieczne religijne normy w swoim kraju, jego dzieło, mimo pewnej nawet familiarnej konwencji, świadczy o odwadze twórcy.

Spójrz na mnie reż. Nejib Belkahdi, Tunezja/Francja/Katar;

Tunezyjski poruszający w swej ostatecznej wymowie dramat o trudnej relacji ojca i autystycznego syna, a także odnajdywania w sobie pierwiastka ojcostwa, jest w pewnym sensie zaskakujący. Stanowi bodaj pierwszy przypadek oglądanego przeze mnie filmu pochodzącego z kraju muzułmańskiego (nawet tak stosunkowo zlaicyzowanego jak Tunezja), w którym kontekst islamu jest kompletnie nieobecny. Nie jest to w żadnej mierze zarzut. Wręcz przeciwnie, fabuła ta jest dowodem, że można kręcić uniwersalne piękne historie, które mogą spodobać się widzom pod każdą szerokością geograficzną, a które nie wymagają od niego wiedzy odnośnie do lokalnych uwarunkowań. To prosty, klasycznie zrealizowany film, którego obecność w programie Afrykamery przypadkowo zbiegła się z kinową premierą w ostatnich dniach francuskiego dramatu Nadzwyczajni, traktującego także o zjawisku autyzmu.

Fot.: Afrykamera;

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Mielnik

Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *