Relacja z festiwalu Cinemaforum. 18 Międzynarodowe Forum Krótkometrażowych Filmów Fabularnych – część trzecia

Odbywający się zawsze w listopadzie w gościnnych progach warszawskiej Kinoteki festiwal o dosyć długiej nazwie, którą w ostatnim czasie organizatorzy zwykli skracać do chwytliwego terminu Cinemaforum jest świetną okazją, aby zapoznać się ze światowym i krajowym dorobkiem w obszarze filmu krótkometrażowego, co w odniesieniu do segmentu polskiego imprezy, którego kluczowym punktem są nagrody im. Jana Machulskiego, jest trochę mylące, albowiem w agendzie znajdują się także pełnometrażowe dokumenty i fabuły. Wydarzeniu towarzyszą rozliczne seminaria, warsztaty i spotkania skierowane raczej do przedstawicieli branży, aczkolwiek także zwykły widz znajdzie coś dla siebie, zwłaszcza, że wstęp na wszystkie punkty programu jest wolny. Centralnym elementem festiwalu jest co roku konkurs główny. Przed Wami trzecia i ostatnia część relacji. Głos kultury objął tę imprezę swoim patronatem medialnym. 

Favourites, reż. Martin Monk; Austria/Niemcy;

Początek przypomina nieco to, co można było zaobserwować w konkursowym Patision Avenue, opisywanym w poprzedniej części, a zatem perspektywa zza pleców głównej bohaterki. Później jest już nieco inaczej, a sam reżyser na spotkaniu po projekcji przyznał się do inspiracji skądinąd jednym z moich ulubionych filmów ostatnich lat, tj. American Honey Andrei Arnold. Faktycznie bowiem niezawodowa aktorka, nie tylko ze względu na charakterystyczną fryzurę, przypomina w swej roli zbuntowanej nastolatki pamiętną Sashę Lanę. Twórca umiejętnie i dużą dozą wrażliwości opowiada o przypadkowym spotkaniu dwójki diametralnie różnych ludzi. Ta konfrontacja może nie zmieni ich życia, ale zapewne karze zastanowić się nad własnymi celami i aspiracjami.

She runs, reż. Qui Yang; Chiny/Francja;

Niemal laboratoryjna aseptyczna wizja chińskich mechanizmów generowania gwiazd sportu. To jedna z nielicznych dostępnych dla przedstawicieli niższych warstw społecznych na prowincji ścieżka społecznego awansu, za który jednostki płacą wysoką cenę podporządkowując się woli wspólnoty. Fabuła trochę w duchu polskiego nagradzanego dokumentu Over the limit.

Son of the sea, reż. Abbas Jalali Yekta; Iran;

Kolejny przykład potwierdzający przyjętą przeze mnie apriorycznie tezę o wysokiej kreatywności twórców reprezentujących ukochaną przeze mnie irańską kinematografię. Empatycznie, ale bez cienia taniego sentymentalizmu o stracie dziecka, ale też o tym, jak zamknąć pewien żałobny etap w oryginalnej etiudzie łączącej animację ze zdjęciami.

The golden legend, reż. Chema Garcia Ibarra; Hiszpania;

Filmy Chemy Garcia Ibarry bywają nazywane terminem domestic science-fiction. Także w tym przypadku ten twórca oferuje widzom pretekstową narracyjnie fabułę w gęstym sosie purnonsensu (nieco w absurdalnym stylu Holendra Alexa van Warmerdama) zanurzoną w iberyjskiej katolickiej ludowości. W tym znaczeniu opowiastka ta jest pretekstem do szyderczego spojrzenia na bigoteryjność hiszpańskiego społeczeństwa.

Nie zmieniaj tematu, reż. Hubert Patynowski; Polska;

Jedyna polska fabuła w tegorocznym konkursie głównym Cinemaforum (nagroda za najlepszy krótki metraż na koszalińskim festiwalu Młodzi i film; analogicznie także podczas FPFF w Gdyni). Lektura obowiązkowa przed wizytą w kinie na seansie Procederu, który w repertuarze pojawi się na dniach. Blokerski sznyt do potęgi n-tej w brutalnej opowieści o fałszywie pojmowanym osiedlowym kodeksie honorowym. Dynamiczna forma (rwane ujęcia, szybki montaż, kamera z ręki) w połączeniu z dialogami w konwencji hiphopowej nawijki robią piorunujące wrażenie i mówią więcej o degrengoladzie pewnych środowisk, niż pamiętni Blokersi oraz szereg dokumentów dotyczących tego zjawiska popkulturowego.

Watermelon juice, reż. Irene Moray; Hiszpania;

Nominacja do Europejskiej Nagrody Filmowej w kategorii krótkiego metrażu. Tytułowy sok z arbuza nie tyle jako afrodyzjak, co erotyczny gadżet stymulujący podniecenie. To jednak nie pornoparodia, a przejmująca intymna opowieść o budowaniu na nowo swojej seksualności po przebytej traumie. Wiedza o tragicznym wydarzeniu definiującym kondycję bohaterki nie jest podana wprost od pierwszych ujęć obrazu, ale spada nagle na widza zszokowanego tak samo, jak postacie pojawiające się w kluczowej scenie. Od czasu Kiedy Harry poznał Sally nie widziałem w kinie lepszej sekwencji orgazmu.

Fot.: Cinemaforum;

 

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Mielnik

Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *