kombi

Rendez-vous po latach – Kombi – „Nowy Album” [recenzja]

Kombi, to właściwe Kombi dowodzone przez Sławomira Łosowskiego, powraca z nową płytą, zatytułowaną po prostu Nowy Album, wydaną idealnie na czterdziestolecie istnienia zespołu. I to jest Kombi, jakiego chce się słuchać: z pokaźną ilością dobrych, chwytliwych piosenek i ciepłego, analogowego brzmienia.

Nie mam wszak zamiaru ukrywać, że drugi odłam zespołu, ten z podwójnym „i” w nazwie, od ładnych paru lat gra, jak dla mnie rzecz jasna, kompletną żenadę. No dobra, może przesadzam ze słownictwem, lecz Skawiński i Tkaczyk, będąc fenomenalnymi muzykami, robią moim zdaniem zupełnie nieciekawą muzykę, lecz trzeba przyznać, że schlebiającą masowemu odbiorcy, gwarantującą im nieustanny sukces, a to takie proste nie jest do osiągnięcia w warunkach polskich.

Reaktywowane Kombi Łosowskiego działa od 2004 roku i głównie koncertuje, chociaż z tego scenariusza wyłamuje się zestaw Zaczarowane miasto z 2011 roku, gdzie obok płyt CD i DVD z nagraniami na żywo, zamieszczona została płyta z dziesięcioma nagranymi w studio kompozycjami, z których jednak aż pięć było instrumentalnymi. Album przyjemny w odbiorze, zadowolił starych fanów, lecz tak naprawdę przeszedł on przez rynek bez większego echa. Nie zniechęciło to jednak Łosowskiego do wybranej ścieżki swojej kariery, i tak możemy w tym roku swoje uszy cieszyć Nowym Albumem.

Stare Kombi ze współczesnym składem łączy to, że poziom muzyków jest nieustannie niezwykle wysoki. Muzycy, którzy towarzyszą Łosowskiemu, to zawodowcy uznani w branży, jak perkusista Tomasz Łosowski, prywatnie syn lidera Kombi, mający epizod w zespole, gdy jeszcze grali w nim Skawiński i Tkaczyk. Zapewne niektórzy zastanawiają się, jak brzmi dzisiaj wokal Kombi i jak on rożni się od charakterystycznej barwy Skawińskiego. Uspokajam. Wiele się on nie zmienił, bo Zbyszek Fil ma podobną barwę głosu, lecz wydaje się, że jest on troszkę mocniejszy, siłowy, a co za tym idzie odrobinę toporny. Na szczęście wokalista doskonale sobie radzi w nowych piosenkach, jak i w starym repertuarze. Z kronikarskiego obowiązku dodam, że skład uzupełnia basista Karol Kozłowski, członek zespołów takich jak The Moongang i Paul Band.

KOMBI Łosowski – Jaki jest wolności smak [Official Audio]

Przejdźmy do zawartości albumu. Początek nie jest zachęcający. Na dobre dni wydaje się wcale nie taki daleki od tego, co robią Skawiński i Tkaczyk. Ot, całkiem znośny numer, electropopowy, bardzo nowoczesny, nie mający w sobie wiele z niepowtarzalnego stylu gry na klawiszach przez Łosowskiego poza jedną solówką. Na szczęście kolejny, Snem za Snem, to Kombi, które fani pokochali. Przykuwający od samego początku „nerwowy” klimat w zwrotkach. Przebojowy, chwytliwy refren, nawiązujący do dokonań zespołu z lat osiemdziesiątych. Spokojniejszy Nowy Rozdział, utrzymany w średnim tempie, z mądrym tekstem autorstwa Jacka Cygana, to jeden tych wyrazistych momentów na płycie, zachwycających analogowym brzmieniem klawiszy Łosowskiego. Frapujący jest utwór Gwinea, z egzotycznymi wstawkami niczym u Red Box w latach osiemdziesiątych. Podobać się może gęste, bogate brzmienie w Jaki jest wolności smak z bardzo udanym aranżem Zbyszka Fila. Natomiast Słoneczny Dzień potwierdza tylko klasę Łosowskiego jako instrumentalisty.

Niestety nie obyło bez drobnych się wpadek, jak otwierający Na dobre dni czy podobnie skonstruowanych Niech noc połączy Niedpowiedzenia. W moim przekonaniu te najbardziej dynamiczne utwory na płycie okazują się też być tymi najgorszymi. Próba wtłoczenia Kombi w ramy bardziej nowoczesnego, electropopowego brzmienia wydaje się powodować, że zespół w takich momentach traci trochę swoją tożsamość i tym samym ucieka pewna unikatowość formacji. Szkoda też zmarnowanego potencjału ballady Miłością zmieniaj świat, która byłaby mocnym punktem na płycie, gdyby zupełnie niepotrzebna, burząca nastrój rapowano-dubstepowa wstawka.

Nowy Album kończy wersja na żywo największego chyba hitu Kombi, czyli Słodkiego miłego życia. Porównajcie sobie tę wersję z jakimkolwiek innym wykonaniem zespołu Skawińskiego, które hulają po YouTube i z miejsca zrozumiecie, dlaczego zdecydowanie wyżej stawiam aktualną twórczość Łosowskiego i jego Kombi, która przynosi dużo radości pomimo niewielkich zgrzytów.

Fot.: Fonografika

2 Komentarze

  • To rzeczywiście najlepsza płyta Sławomira Łosowskiego i jego Kombi, kupiłem ją bo jestem jego wielkim fanem ale powiedzmy sobie szczerze, Kombi w starym składzie było dużo lepsze. Na płycie mamy przesyt i zalew elektroniki, nawet dla mnie, naprawdę dużego fana Sławka jest tego za dużo, wygląda to tak, jakby każde wolne miejsce w utworze musiało zostać zapełnione elektroniką, jest to męczące na dłuższą metę. Na każdym kroku słychać sztandarowe barwy dźwięków syntezatorów tak charakterystycznych dla Sławka i starego, dobrego Kombi ale jest tego zbyt wiele. Dużo sekwencji „dojeżdżanych” jest pitch bendem co nie bardzo lubię. Gitary basowej na płycie w ogóle nie słychać dlatego zdziwiłem się bardzo widząc na okładce zespół z basistą, jeszcze długa droga abyśmy usłyszeli na płytach od Sławka bas na poziomie Waldemara Tkaczyka. Jest na tej płycie parę dobrych utworów, a jej paradoksem jest to, że wg mnie najlepszym utworem jest „Słoneczny dzień” gdzie…. występuje gitara z przyzwoitą solówką, przez co klawisze musiały nieco ustąpić i wyszedł piękny, ciekawy utwór w stylu dawnego Kombi z Grzegorzem na gitarze.
    Niestety ani Grzegorz ze swoim Kombii ani Sławek z nowym zespołem nie gra na takim poziomie jak grali kiedyś razem.
    Pewnie dopiero gdy jeden z nich będzie ciężko, nieuleczalnie chory to drugi zdobędzie się na „przepraszam” jak to było niedawno z Laskowikiem i Smoleniem, oni też tylko razem tworzyli coś unikalnego i wyjątkowego.
    Szkoda ale cały czas mam nadzieję na Kombi ze Sławkiem, Grzegorzem, Waldkiem a na perkusji oczywiście najlepiej widziałbym Jerzego Piotrowskiego, z SBB gra niesamowicie. Pozdrawiam! Maciej

    • Tak, klasyczny skład Kombi, to było coś wyjątkowego. Faktycznie, na „Nowym Albumie” brakuje tego basu Waldemara, chociaż solówek Skawińskiego mi nie brakuje. Ja go akurat zawsze ceniłem w Kombi za wokal i świetną interpretacje tekstów ;) Gitarzysta wybitnym dla mnie, to on jest w Skywalker, O.N.A. i na solowych płytach. Może kiedyś się zejdą, ale chyba to płonna nadzieja :).

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *