Reszta nie boli aż tak bardzo – wywiad z wokalistą zespołu Happysad, Kubą Kawalcem

Zespół Happysad konsekwentnie za sprawą swoich kolejnych albumów wyraża swoje myśli na temat otaczającego nas świata. „Jakby nie było jutra” przyniosło wiele pesymistycznych obrazów przedstawiających współczesne czasy. Właśnie o nowej płycie, rokowaniach na przyszłość dla naszego kraju, niebezpieczeństwach szklanego ekranu oraz o tym, co jako artysta gorzej jest usłyszeć rozmawiałam z wokalistą i twórcą tekstów, Kubą Kawalcem.

Wasza nowa płyta „Jakby nie było jutra” jest, nie da się tego inaczej ująć, po prostu smutna. Co skłoniło Was do nagrania  krążka, którego klimat jest mroczny, ciężki i miejscami wręcz depresyjny?

Powodów jest pewnie tysiąc. Bo zawsze lubiliśmy smutną muzykę, a i nasza twórczość nigdy nie była świątynią radości, bo historie które wpłynęły na powstawanie piosenek nie były wesołe, bo smutna muzyka jest piękna, bo się starzejemy i dopada nas chandra albo może byliśmy nad wyraz szczerzy. Pewnie wszystkiego po trochu.

 Dość ostro traktujecie również wszelkie tendencje XXI wieku – pogoń za pieniądzem, traktowane telewizji jak, niemalże, bożka itd. Myślicie, że społeczeństwo ma jeszcze szansę na to, aby się „otrząsnąć”? Co uważacie za najbardziej zgubne?

Tych zagrożeń jest sporo, więc długo by gadać. Mnie przeraża telewizja, która robi z ludzi bezmyślne zombi. Telewizor jest niemal w każdym domu w Polsce, zazwyczaj w centralnym jego punkcie niczym ołtarz. Przed telewizorami przesiaduje 3/4 społeczeństwa, zwykle przez lwią część dnia. Z kanapkami w ręku i jajecznicą w ustach, przygląda się owo społeczeństwo po kolei wszystkiemu, co szanowne tiwi aktualnie prezentuje. Czyli, najpierw rzut oka na wydarzenia ze świata – czyli mięso, krew, wojny, politycy skaczący sobie do oczu, ofiary, kaci, znów krew, mięso i znowu politycy, potem dla rozrywki trochę tańca, potem trzeba się pośmiać przy najchujowszych kabaretach świata, żeby zaraz szczerze powspółczuć, no bo znowu krew, wojny, bo tuzin zginął, a pół tuzina ktoś zgwałcił. Potem sport, słaby film, no i na koniec znowu mięso i krew.  Pewnie przesadzam, ale jeśli mam generalizować współczesne społeczeństwo, to tak je właśnie widzę. Tanie rozrywki, przegryzane i przepijane ludzkim cierpieniem. Smacznego.

Nie wierzę też, żeby coś się zmieniło. No chyba, że Państwo zbuduje ośrodki leczenia uzależnień telewizyjnych.

Pewnie i tak wszyscy powiedzą, że wylewam żale, bo moja branża jest skutecznie pomijana w ofercie telewizyjnej. Ale ja najbardziej się boję, że oferta telewizyjna jest odpowiedzią na zapotrzebowanie przeciętnego odbiorcy.

 Spotkaliście się już z zarzutami, że na „Jakby nie było jutra” odchodzicie od „starego” Happysad?

Spotkaliśmy się przy okazji tej płyty, spotkaliśmy się przy okazji trzech poprzednich i pewnie spotkamy się jeszcze nie raz.

Jak odpowiadacie na te zarzuty?

W naszym poczuciu lepiej odpierać zarzuty, że się zmieniamy, niż że stoimy w miejscu. Najgorszą rzeczą, jaką „artysta” może usłyszeć, to to, że jest nudny i przewidywalny. Reszta nie boli aż tak bardzo.

Odnoszę wrażenie, że Waszym ulubionym żywiołem jest woda. Najnowszy album przyniósł przecież „Powódź dekady”, na „Mów mi dobrze” słuchaliśmy „Taką woda być”. Można pomyśleć, że woda ma dla Was jakieś szczególne znaczenie. Tak jest czy to tylko nieudolna nadinterpretacja ;) ?

Mało tego, na „Ciepło/zimno” był ogień, na „Nieprzygodzie” wiatr, na „Podróżach…” ziemia, a na „Wszystko jedno” – powietrze. Zastaliśmy rozszyfrowani. Czas zwijać biznes.

Rozmawialiśmy już o wyjątkowo smutnej stronie Waszego najnowszego albumu. Jednak teraz, kiedy przypominam sobie Wasze wcześniejsze utwory, dochodzę do wniosku, że przecież Wasze teksty nigdy nie były przesadnie „wesołe”. Czy myślicie więc, że smutek na „Jakby nie było jutra” jest tak dostrzegalny dla fanów i recenzentów dlatego, że – jak osobiście mniemam – został dodatkowo podkreślony gęstą i dołująca warstwą muzyczną, która jednak na wcześniejszych albumach była bardziej żywa, skoczna i w pewien sposób rekompensująca pesymistyczną warstwę tekstową?

Myślę, że smutek i poczucie straty jest na „JNBJ” dominantą kompozycyjną. Ujednolica materiał i spina go w koncept. Muzycznie nie było szans zrobić tego materiału na wesoło, bo groziłoby to katastrofą. Marcin Bors doskonale wyczuł źródło emocjonalne tego materiału. Jako producent, od początku do końca pilnował, żeby to była męska płyta, bez zbędnych kabaretów. Uważam, że „JBNJ” jest naszą najbardziej spójną – muzycznie i emocjonalnie – płytą. Niewesołą, to prawda.

„Jakby nie było jutra” przyniosło sporo ciekawych środków stylistycznych. Mnie najbardziej utkwił ten, który mogę określić jedynie jako specyficzny rodzaj rozbudowanej inwersji, który zastosowaliście w utworze „Smutni ludzie”. Słyszymy tam przecież: „Oj gorąco dziewczynom w obcisłych spodenkach (…) oj gorąco kolarzom w obcisłych sukienkach”. Ciekawi mnie, czy jest to jedynie odwrócenie szyku będące zabiegiem stylistycznym, czy może kryje się za tym jakieś kolejne zjawisko obecne w naszym społeczeństwie, które chcieliście zaznaczyć?

Uznałem taki układ za mocno frapujący, szczególnie w kontekście współczesnego zamieszania genderycznego. Początek piosenki, lirycznie wskazuje wszakże na pełną wolność, swobodę i radość istnienia. A że uwielbiam  kontrasty, to sobie pozwoliłem na całą resztę tekstu.

A jak – w stosunku do poprzednich albumów – czujecie się, wykonując na scenie utwory z „Jakby nie było jutra”? Jest Wam w nich lepiej czy gorzej? A może nie czujecie żadnej różnicy?

Jest nam z pewnością bardziej świeżo.

Chciałam jeszcze zapytać o zdrapkę. Czy na oryginalny pomysł, aby każdy słuchacz mógł zdrapać sobie tytuł płyty, wpadł Mateusz Holak, czy ktoś z Was? Jak przyjął się ten pomysł wśród grona Waszych fanów?

Zdaje się, że przyjął się dobrze. Za całość pomysłu i wykonania projektu graficznego odpowiada Mateusz.

 Wiem, że płyta ukazała się niedawno, zaryzykuję jednak i zapytam, czy macie już jakieś  konkretne plany dotyczące następnego albumu. Planujecie nieco weselszy klimat? Czy może pozostaniecie przy nowym, poważniejszym i dojrzalszym – według niektórych – Happysadzie?

Mimo najszczerszych chęci, nie jestem w stanie powiedzieć nic na temat przyszłego materiału. Ani z kim, ani gdzie, ani jak. Poprzedni rok mocno wypłukał nas z energii, stąd raczymy się dłuższym odpoczynkiem. W lutym i marcu gramy krótką trasę klubową, a w kwietniu ruszamy na obóz kompozycyjny, na którym jakiś szkic przyszłej płyty być może powstanie. Ciśnienia czasowego nie czujemy żadnego

Na koniec zdradźcie jeszcze, gdzie w najbliższym czasie koncertujecie?

W sprawie koncertów, terminów, dat, cen biletów i innych szczegółów zapraszam na fejsbuki i inne nasze strony internetowe. Pozdrawiam!

 Dziękuję za rozmowę i życzę  aby  – mimo wszystko – otaczali Was jak najrzadziej smutni ludzie :).

Dzięki, wzajem!

Fot.: mystic.pl

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *