Dzieje rodziny Guccich, założycieli jednego z największych domów mody na świecie, to gotowy scenariusz na niejeden hollywoodzki film. Począwszy od założyciela ekskluzywnej marki, Guccia Gucciego, aż do tragicznej postaci Maurizia Gucciego – ta rodzina w jakiś sposób przyciągała do siebie dramaty, które w konsekwencji prawie doprowadziły ich fortunę na skraj upadku. U Guccich doskonale sprawdziłoby się powiedzenie, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach – ich relacje to konflikty, bójki, donosy i zemsty, zdrady, nieślubne i ukryte dzieci, a także zabójstwo. To ostatnie przede wszystkim stało się podstawą filmowej historii w reżyserii Ridleya Scotta. Dom Gucci z brawurowo odegrana rolą Patrizii Gucci (Lady Gaga) oraz Maurizia Gucciego (Adam Driver) to emocjonująca historia kryminalna, pokazująca potęgę rodziny Guccich oraz ich spektakularną klęskę.
Od zera do milionera
Na początku filmu Dom Gucci obserwujemy młodą dziewczynę, Patrizię (Lady Gaga), która nie może przepuścić okazji na swojej drodze – tą okazją jest spotkany na przyjęciu wnuk założyciela marki modowej Gucci, Maurizio Gucci. Przymilna, kokieteryjna i uwodzicielska szybko owija sobie młodego studenta prawa wokół palca. Doskonale wie, że tak luksusowe życie nie może jej przejść koło nosa. Patrizia jest plebejuszką, hałaśliwą i niedyskretną, całkowicie różną od powściągliwego Maurizia, który z urodzenia już wie, jak należy obnosić się (a raczej nie obnosić) z pieniędzmi i luksusem. Tych dwoje jest jak ogień i woda i na ekranie także w takim duecie wypadają genialnie aktorzy – Lady Gaga i Adam Driver. Wszystko w nich jest takie, jak ma być. Ona jest głośna, trochę przaśna, ale także pospolita. Dodam także, że Gaga kradnie całe show i nawet sceny z Alem Pacino czy Jeremym Ironsem były przyćmione jej blaskiem. Rewelacyjnie odnalazła się w roli aroganckiej Włoszki, która wżeniła się w rodzinę z ogromnym majątkiem i wielkimi wpływami, chcąc być jak oni, a nie dorastała im do pięt. Czy aby na pewno?
Same zgniłe jabłka
W filmowej rodzinie Guccich byli w zasadzie sami mężczyźni. Ojciec Maurizia, Rodolfo (Jeremy Irons), wuj Aldo (Al Pacino), kuzyn Paolo (ponoć Jared Leto) i sam Maurizio. Kobiet jak na lekarstwo, a pojawienie się plebejuszki nieodróżniającej Klimta od Picassa, wywołało różne, często nieprzyjemne skutki. Mężczyźni Gucci przedstawieni są w Domu Gucci wyjątkowo niesympatycznie. Aldo to malwersant podatkowy, handlarz podróbkami wyrobów Gucci, który stara się okazywać zainteresowanie Patrizii, ale jak przychodzi co do czego, stwierdza, że to nie jest zabawa dla dziewczynek. Nieciekawie, a nawet bardzo nieciekawie przedstawiony jest jego syn Paolo, w jakiejś karykaturalnej postaci wcielającego się w jego postać Jareda Leto. Mocno przeszarżowana gra aktorska, mam wrażenie, że także fatalny akcent i do tego koszmarna charakteryzacja. Wszystko to sprawiało wrażenie, że Paolo, zamiast na ekscentryka, wyszedł na chorego na umyśle i popadającego w paranoje głupkowatego członka rodu Guccich. Rodolfo z kolei jest sztywny i konserwatywny, z jego postaci nie biją żadne emocje prócz wspomnienia zmarłej żony. Raczej nie zapamiętam tej roli Jeremy’ego Ironsa. Maurizio z kolei trochę odstawał od reszty rodu, był wycofany i nieśmiały, jednocześnie doskonale uświadomiony o swojej pozycji i wynikających z niej przywilejów. Pod wpływem żądnej dosłownie wszystkiego Patrizii, stał się człowiekiem surowym i wyniosłym, który stawia władzę wyżej niż własną rodzinę. Adam Driver tutaj nie ginie w blasku Gagi, jest jako postać w jej cieniu, owszem, ale jako aktor gra równorzędną pozycję i doskonale mu to wychodzi. Patrizia Reggiani, zanim stała się Patrizią Gucci, także przeszła swoistą ewolucję – to, co widzimy na ekranie, to cząstki tej intrygującej postaci, ale pokazane tak, że wierzymy dosłownie we wszystkie plotki o tej kobiecie – o jej ekstrawagancji, życiu w przepychu czy zachciankach. Lady Gaga przeniosła na ekran całą „włoskość” tej postaci, w manierze, gestach, grymasach i akcencie.
Krwawa opera mydlana
Dom Gucci opiera się na prawdziwych wydarzeniach i bardzo angażuje widza od samego początku. Śledzimy losy Patrizii i Maurizia, tak naprawdę wiedząc już, co się stanie na końcu. Obraz ma żywą estetykę, czujemy się trochę jak na tygodniu mody – każdy jest tutaj elegancki. Stroje od najlepszego projektanta, futrzane czapki Lady Gagi – wszystko to przenosi nas klimatem do lat 70. i 80., do Milanu i Nowego Jorku, do życia sławnych i bogatych, do blichtru marki Gucci i włoskiej elegancji. Muzyka w Domu Gucci idealnie korespondowała z całością – ówczesne hity, których nie da się zapomnieć, przeplecione z włoską muzyką. Także scenografia wypada bardzo dobrze, kostiumy, które noszą aktorzy, to szczyt ówczesnej mody oraz kolejny element wykreowanego klimatu filmu.
Dom Gucci ogląda jak się wciągającą operę mydlaną, soczystą telenowelę, która rozgrywa się wśród przepychu i blichtru, gdzie naczelną wartość ma pieniądz, luksus i sukces. Bohaterowie tej opery mydlanej całą swą uwagę kierują ku zdobywaniu – czy to pieniędzy, czy kolejnych szczebelków sukcesu, bycia kimś, a przede wszystkim otaczania się legendą domu mody Guccich. Twórcy sprawnie balansują między tym dramatem i waśniami wewnątrz klanu, między przejaskrawieniem poszczególnych postaci, między kiczem i wytwornością, między humorem a powagą, ale także nie stronią od pokazania tej zachłanności życia i posiadania, jaką kierują się filmowi Gucci. I tutaj właśnie ten nadmiar i aż do granic zaprezentowane sylwetki bohaterów skłaniają mnie do przemyśleń, że film ten jest w pewien sposób tragikomedią, trochę teatrem ludzkich zachowań, przerysowanie ma natomiast podkreślić to, czym właśnie kierują się rodziny takie jak rodzina Guccich – zachłanność świata, egoizm, wyższość, myślenie, że za pieniądze można kupić wszystko. To także historia jednego z najtragiczniejszych rozdziałów życia rodziny Gucci od momentu powstania marki, którą zna cały świat. Warto obejrzeć.
Film obejrzeliśmy dzięki uprzejmości Cinema City