Amore mio Richie Bravo – Ulrich Seidl – „Rimini”

Ulrich Seidl pozostaje obok Jessiki Hausner i Michaela Haneke (choć ci znani są z międzynarodowych peregrynacji twórczych) najbardziej rozpoznawalnym reżyserem filmowym z Austrii. Zdumiewa jego artystyczna konsekwencja. Zwykle wręcz już pierwszy kadr filmu sygnalizuje, że mamy do czynienia z dziełem tego artysty. Znajduje to wymiar w dyscyplinie zarówno formalnej – przejawiającej się w statycznych symetrycznych kadrach – jak i fabularnej. Seidl jest bowiem bezlitosny dla swoich rodaków, przedstawiając ich najczęściej w niekorzystnym świetle. Są to ludzie brzydcy fizycznie, ale też odstręczający moralnie. Żałośni kabotyni szukający doraźnych uniesień i realizujący chwilowe partykularne interesy, aby w ten sposób zaspokoić pierwotne instynkty. Towarzyszy temu zwykle mało atrakcyjny fizycznie entourage. Rzeczywistość otaczająca protagonistów Seidla jest przaśna, tandetna, kiczowata i nudna. Inną cechą znamionującą jego twórczość jest układanie kolejnych tytułów w sekcje (trochę tak jak u Ericka Rohmera). Tak było w przypadku trylogii Raj (Wiara, Nadzieja, Miłość), gdzie owe biblijne wartości uległy w optyce Austriaka deprecjacji, cykl ów zaś zdawał się swoistym opus magnum filmowca, tak jest także i w opisywanym przypadku, gdzie prezentowane w tym roku na Berlinale Rimini, będące zaledwie pierwszą częścią dylogii, której drugą odsłonę stanowi prezentowana z kolei w San Sebastian Sparta. Artysta tym dyptykiem wraca zresztą do realizacji fabuł, albowiem w ostatnich latach przyzwyczaił widzów do dokumentów, przy czym w odniesieniu do tego twórcy konwencja gatunkowa jest wtórna wobec stylu i tematyki, które są tożsame w odniesieniu do obu tych gatunków. Obraz Rimini wprowadza na polski rynek firma Aurora Films, Głos Kultury zaś objął tę premierę swoim patronatem medialnym.

Częścią opisywanego wyżej uniwersum jest także świat przedstawiony w rzeczonym Rimini, główny bohater zaś stanowi wręcz egzemplifikację wszystkich postaci reprezentujących rzeczywistość Seidla. To podstarzała gwiazda zjawiska muzycznego symptomatycznego dla krajów niemieckojęzycznych, tj. ckliwych, sentymentalnych i rzewnych piosenek z kręgu schlager. Żałosny kabotyn z tlenionymi długimi włosami i widocznym brzuszkiem, nadużywający alkoholu i łatwego seksu ze spragnionymi czułości fankami. Poznajemy go w momencie, w którym zarabia, dając koncerty dla austriackich emerytów na wczasach w tytułowym Rimini. Oczywiście Seidl nie byłby sobą, gdyby nie przedstawił owego słynnego włoskiego kurortu à rebours . To wyludnione miasto po sezonie dalekie jest od słonecznych pocztówkowych wizerunków. Spowite wieczną mgłą, deszczowe, szare i brzydkie. Wydaje się, że jedynymi mieszkańcami są właśnie owi senioralni turyści, ale też koczujący na ulicach imigranci z Afryki i Bliskiego Wschodu. Jako taką życiową równowagę szansonisty przerywa pojawienie się tajemniczej blondynki w wieku mocno odbiegającym od średniej metrykalnej typowego audytorium piosenkarza, która okazuje się jego zapomnianą córką mającą wobec niego roszczenia finansowe z tytułu niezaspokojonych alimentów. W dalszej kolejności obserwujemy desperackie ruchy Richiego usiłującego zdobyć potrzebne środki finansowe, a w tych wysiłkach nie cofnie się on nawet przed szantażem i wyłudzeniem.

Nie fabuła wydaje się jednak w tym wszystkim najważniejsza, ale stosunek twórcy do bohatera. Tenże staje się kombinacją zażenowania, okrucieństwa, ale też pewnego ładunku współczucia (a właściwie litości). Brawurowo grany przez Michaela Thomasa (aktor znany raczej z telewizji) Richie jest tyleż spójną i integralną postacią będącą uosobieniem cech narodowych Austriaków, co pionkiem na szachownicy demiurga, jakim staje się reżyser. Rimini w tym ujęciu jest zatem bardziej ćwiczeniem dramaturgicznym niż fabułą jako taką, aczkolwiek autor znakomicie balansuje w owym filmie między dwiema warstwami interpretacyjnymi utworu. Oczywiście Seidl nie byłby sobą, gdyby nie wpisywał perypetii swojego bohatera w szerszy kontekst ciągłych rozliczeń reżysera z Austriakami. Marności tegoż narodu twórca zdaje się upatrywać we wciąż nieodrobionej denazyfikacji. Film zaczyna się, ale też i kończy scenami niepasującymi do reszty fabuły. Przedstawiają one pogrążonego w demencji pensjonariusza domu opieki, którym okazuje się ojciec Richiego. Jedynym refleksem jego pamięci zdaje się intonowana bezwiednie nazistowska pieśń. Rzadki od symbolizmu, werystyczny Seidl w ten oto lapidarny sposób opisuje kondycję moralną całego kraju. Miejmy przy tym nadzieję, że sygnalizowana Sparta będzie rozwinięciem owych wątków.


rimini

Overview

Ocena
8 / 10
8

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Mielnik

Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *